O odmienności. O złu. O przetrwaniu. „Trylogia Pękniętej Ziemi: Wrota Obelisków”.



W moje ręce wpadł drugi tom „Trylogii Pękniętej Ziemi” autorstwa N.K. Jemisin, czyli „Wrota Obelisków”. Miałam wobec niego naprawdę duże oczekiwania, ponieważ pierwsza część, „Piąta Pora Roku”, jest naprawdę fantastyczną książką. Co można powiedzieć o kolejnej odsłonie cyklu?
Jeśli chcecie przeczytać moją opinię na temat Piątej Pory Roku, zapraszam tutaj. Jeśli zaś chodzi o Wrota Obelisków, to mam pewien problem ze sformułowaniem artykułu. Dlaczego? O tym zaraz, a na razie opiszmy pokrótce fabułę.
Essun, kobieta, która za nic mając nadchodzącą apokalipsę, wyruszyła w niebezpieczną podróż, aby odzyskać swoje jedyne pozostałe przy życiu dziecko, zostaje poproszona o dokonanie czegoś, co może się udać tylko nielicznym. Jako doświadczony i potężny górotwór, ma możliwość wpłynąć nieodwracalnie na losy Bezruchu. Tymczasem nareszcie mamy okazję poznać jej córkę — Nassun. Dziewczynka nie tylko musi okiełznać swoje górotwórcze moce, lecz także umieć ochronić siebie przed własnym ojcem i innymi ludźmi, którzy nienawidzą takich, jak ona.

Mój problem z wypowiedzeniem się na temat tej książki polega na tym, że kiedy ją czytałam, towarzyszące mi uczucia bardzo przypominały te, które towarzyszyły mi w czasie lektury Piątej Pory Roku. Trudno mi zatem o Wrotach Obelisków napisać coś, co nie byłoby powtórzeniem tego, o czym mówiłam już wcześniej.
Autorka dość delikatnie, ale w ciekawy i spójny sposób poszerza uniwersum. Bezruch wydaje się nieco bardziej niegościnnym miejscem, niż poprzednio. Świetnym pomysłem okazało się wprowadzenie do niego np. wrzątków, czyli owadów, które potrafią ugotować człowieka żywcem albo historii o pojawieniu się Piątych Pór Roku, czyli cyklicznych kataklizmów których skutkiem jest zniszczenie większości życia na planecie. Wydaje mi się ona w swoim wydźwięku dość poetycka i sprawia, że cykl jeszcze mocniej niż poprzednio kojarzy mi się z Solaris Stanisława Lema. Uniwersum właściwie nie trzeba było bardzo udoskonalać, ponieważ już poprzednio zostało skonstruowane naprawdę misternie.
To, co w powieściach o końcu świata albo w ogóle w postapokaliptycznych jest bardzo ciekawe, to przedstawienie społeczeństw oraz łączących je wewnętrznych zależności w obliczu nadchodzącej katastrofy. Przypatrywanie się temu, jak w wyobraźni pisarza zmienia się ludzkość pod wpływem takich wydarzeń okazuje się fascynujące. Siłą rzeczy, wspólnoty zamieszkujące świat wykreowany przez N.K. Jemisin, muszą dokonać pewnych zmian w swoich strukturach, sposobach funkcjonowania oraz odpowiedzieć na wyzwania pojawiające się wraz z kataklizmami oraz ich skutkami. Autorka nie waha się przy tym poruszyć kwestii moralności. Stawia pytania, takie jak: czy w imię przetrwania społeczeństwo może dopuścić się segregacji swoich członków na tych, którzy zasługują na ochronę lub nie? Czy można usprawiedliwić kanibalizm, gdy wyczerpią się wszelkie możliwe zapasy pożywienia? Czy miłość usprawiedliwia wyrządzone komuś krzywdy? Autorka wydaje się udzielać jednoznacznej odpowiedzi.
Jemisin szczególnie udała się postać Nassun, a jeszcze bardziej — postawienie jej w swego rodzaju opozycji dla matki. Charakter Essun natomiast pogłębia się w coraz większym stopniu. Bohaterka staje się jeszcze bardziej niejednoznaczna a zarazem bardziej realistyczna niż poprzednio. Sprawiło to, że chociaż autorka wyraźnie chciała, aby czytelnik utożsamił się z nią, czasami w ogóle mi to nie wychodziło. Niekiedy łapałam się na tym, że sprzeciwiam się używaniu przez nią narracji w drugiej osobie, bo miałam świadomość, że pewnych rzeczy nie robiłabym tak, jak Essun, albo nie robiłabym ich wcale. Wydaje mi się jednak, że Jemisin miała świadomość tego, że tym razem czytelnik może czuć się właśnie tak, dlatego w drugim tomie fragmenty, w których bohaterka występuje, są sformułowane jak wypowiedź konkretnego nadawcy lub list do Essun, do którego po prostu mamy wgląd.
Kreacja głównej bohaterki zostaje uzupełniona perspektywą Nassun, która okazuje się bardzo zaskakująca, chociaż konsekwentna. Szczególnie jej też służy pod kątem samej konstrukcji. Nassun natomiast sama w sobie to naprawdę dobra bohaterka. Wydaje się inteligentniejsza pod wieloma względami od swojej matki i to ona jest tą postacią, która bierze sprawy we własne ręce. Wykazuje o wiele większą inicjatywę od Essun, która jednak wciąż zdaje się płynąć z prądem. Chociaż wydaje mi się o wiele dojrzalsza i mądrzejsza od innych dziewczynek w jej wieku, zachowuje typową dla nich niewinność i umysłowość. Autorka wyraźnie pilnuje się z tym, aby np. nie używała słów, których jeszcze nie ma prawa znać albo aby jej percepcja była maksymalnie dziecięca, ale nie ograniczona jak u osoby głupiej lub niepełnosprawnej (łatwo wpaść w podobną stereotypową pułapkę, konstruując postać dziecka). Nassun w pewien sposób jest odwróceniem Essun, która nie potrafi wyzbyć się pewnych skaz wyniesionych z trudnego dzieciństwa i życia w Fulcrum. Wnosi do tego świata świeżą percepcję, jest gotowa, choćby nieświadomie, kwestionować pozornie niezmienny porządek rzeczy, co tylko mimo wcale nie łatwego życia, podkreśla jej młody wiek. Muszę przyznać, że rozdziały z jej udziałem czytało mi się szczególnie dobrze.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego przeciwieństwo pomiędzy nimi staje się interesujące. Essun, chociaż wiele przeszła, przez co już dawno wyzbyła się niewinności i jednoznaczności, jeśli właściwie wybierze, ma szansę uratować Bezruch; zaś dobra, odważna i „czysta” Nassun nieświadomie może doprowadzić do jego zagłady.
Inne postacie również są mocne. Wciąż uwielbiam Alabastra, lecz niestety tym razem nie zajmuje w książce tyle miejsca, co poprzednio. Nadal jednak to postać bardzo ważna. W największym stopniu jednak rozwinął się Hoa i to chyba najbardziej tajemniczy i zaskakujący bohater ze wszystkich.
Wrota Obelisków wywołują więcej emocji, niż poprzedniczka przez to, że są bardziej brutalne. Autorka przedstawia więcej niepokojących, smutnych lub bestialskich obrazów, czym zmusza czytelnika do przemyślenia pewnych niełatwych kwestii.
Podobnie jak poprzednio, Jemisin eksperymentuje z narracją. Tym razem jednak kształtuje ją w trochę dziwniejszy sposób i na początku trudno było mi się w niej połapać i się w nią „wbić”. Na szczęście trwało to tylko przez chwilę bo później już wiedziałam, czego się spodziewać. Większy problem stanowią używane coraz częściej, w miarę brnięcia w treść, powtarzające się wulgaryzmy i przekleństwa. Nie mam nic przeciwko posługiwaniu się nimi w literaturze, ale w pewnym momencie czytanie po raz któryś z kolei zwrotu na rdzę, zardzewiały, kurwa itp. zaczyna męczyć i denerwować. Poza tym, język, tak jak poprzednio, nie budzi zastrzeżeń; ba, jest bardzo dobry.
Wrota Obelisków jak najbardziej utrzymują poziom, który wyznaczył pierwszy tom trylogii. Książka Jemisin to wartościowa pozycja, która ma szansę na miano fantastyki wysokoartystycznej. Brutalna, wzbudzająca emocje i poruszająca trudne tematy, a zarazem wyróżniająca się świetnie skonstruowanym, niebanalnym światem — tak właśnie powinno się dziś pisać prozę fantastyczną.
Isleen

Komentarze

  1. Pierwszy tom mam już na półce - mam nadzieję, że się nie zawiodę :) A czy sięgnę po drugi okaże się pewnie potem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi się bardzo podobała Nassun w tej części :) Los okazał się bardzo przewrotny oddając ją pod opiekę... no wiesz kogo :D Bardzo jestem ciekawa, co z tego wyniknie, gdy już matka z córką się spotkają :) I również ubolewam, że było mało Alabastra :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zastanawiam, co się stanie, gdy Nassun i Essun się spotkają, ale wyczuwam smutne zakończenie :( To na pewno nie będzie łatwe.

      Usuń
    2. Zdziwiłabym się, gdyby zakończenie takiej serii było szczęśliwe :)

      Usuń
  3. Czyli druga część utrzymuje poziom pierwszej! Dobra to dla mnie wiadomość!!! ♥ Eksperymenty z narracją mnie nie przerażają, wręcz jestem otwarta na nowości. Gorzej z brutalnością, bo mam gdzieś granicę, której przekraczać nie lubię, ale i tak jestem zdecydowana sprawdzić gdzie mnie "Wrota obelisków" poniosą! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brutalność o której piszę odnosi się raczej do przemocy psychicznej, ale rzeczywiście nie brakuje w tej części krwawych scen ;) Czekam na Twoją opinię!

      Usuń
    2. A te krwawe sceny to takie ekstremalnie brutalne (poziom Martina) czy umiarkowanie?

      Usuń
    3. Hmmm co prawda pojawia się jedna dość "ciarkogenna" scena z odciętą kończyną, ale większość z nich to jakieś złamania albo przecięcia albo coś powierzchownego... Nawet nie za dobrze pamiętam, pamiętam tyle, że było. A skoro tak, to chyba aż tak nie "straszą" ;) Poziom jak dla mnie umiarkowany, ale weź pod uwagę, że ja na papierze mogę czytać o wielu rzeczach i mnie nie ruszą. Gorzej z oglądaniem :/ Aczkolwiek poziom przemocy we "Wrotach" wydaje mi się dość bezpieczny. W sumie Jemisin nawet poważnych ran nie opisuje tak, coby czytelnik się wzdrygnął. A czytałam już takie książki, w których opis sprawiał, że czuło się na własnej skórze nawet drobne skaleczenia bohaterów. ;)

      Usuń
  4. Od dawna mnie kusi "Piąta pora roku", a kiedy widzę tak pozytywne opinie dotyczące drugiego tomu, kusi nawet bardziej. Pytanie tylko, kiedy znaleźć czas na tyle dobrych książek @_@
    https://lordowaforteca.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobny problem ;) Ale "Piąta Pora Roku" naprawdę jest warta tych pochwał.

      Usuń
  5. Książka przykuła moją uwagę już jakiś czas temu swoją okładką, bo jest przepiękna i do tej pory mnie fascynuje. Po tej recenzji coś czuję, że sięgnę po pierwszy tom w końcu ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.