„Seria królewska: Pałac kłamstw”. Księżniczka opuściła gardę?
„Pałac kłamstw” to trzeci tom „Serii
królewskiej” i zarazem ostatni z tych, które jak do tej pory ukazały się w
Polsce. Historia luźno inspirowana „Kopciuszkiem”, mimo różnych wad
i raczej braku walorów literackich, przypadła mi do gustu jako lektura odpowiednia
dla „odchamienia się”.
Jak jednak ocenić można Pałac kłamstw na tle pozostałych książek
tworzących Serię królewską?
Elli Harper udało się w końcu znaleźć
bezpieczny dom i ludzi, których bez wahania może nazwać rodziną. Kłopoty jednak
wcale nie zamierzają zniknąć z jej życia, choćby na chwilę. Ledwie dziewczynie
udaje się odnaleźć w nowym dla siebie świecie, Reed pakuje się w bardzo
poważne tarapaty. Szczęście tych dwojga znów wisi na włosku. W dodatku pojawia
się groźba utraty tego azylu, który nareszcie odnalazła.
Niestety Pałac kłamstw to
najsłabszy tom serii, co nie oznacza, że źle się go czyta. Czegoś w nim
jednak zabrakło.
Jeśli przyjrzymy się fabule zauważymy, że nadal wypada nieźle. Książka, tak
samo jak dwie poprzednie, wciąga i gwarantuje dobrą zabawę. Erin Watt trzeba
pochwalić za to, jak dobrze w tym tomie budują i podtrzymują napięcie, a w
szczególności w ostatniej partii powieści. Autorki są niezłe w rzucaniu
kłód pod nogi bohaterów i to takich naprawdę przyzwoitego kalibru.
Jednocześnie muszę zauważyć, że
niektóre wątki, a zwłaszcza ten dotyczący ojca Elli, niestety mocno przywodzą
na myśl telenowele rodem wprost z Ameryki Łacińskiej (bez urazy dla miłośników
takich seriali). Mam dość ambiwalentne uczucia względem nich. Z jednej strony
wiem, że autorki komplikują bohaterom życie w naprawdę mało odkrywczy sposób, z
drugiej zaś, gdyby tego zabrakło, fabuła wzbudzałaby dużo mniej emocji. Widać
więc, że cała w ogóle Seria
królewska została skierowana do bardzo konkretnego odbiorcy, któremu taki
klimat co najmniej nie przeszkadza, jeśli nie należy do jego zwolenników.
Niepokoi mnie to, co dzieje się z postacią Elli w tym tomie. Wcześniej Erin Watt przedstawiały ją
nam jako inteligentną, twardo stąpającą po ziemi, ale zadziorną dziewczynę o
silnym charakterze. W Pałacu kłamstw niestety
Ella zwyczajnie zmiękła. Pomijając już samo to, że uwielbiałam jej utarczki
słowne z Jordan, które pojawiały się w poprzednich tomach, a których tu
zdecydowanie zabrakło, odniosłam wrażenie, że postać zgubiła gdzieś cały swój
koloryt. Tu Ella wydaje się bardziej skłonna do kompromisów, gorzej radzi
sobie, gdy musi bronić swoich racji i o wiele bardziej się hamuje w momentach,
w których chcielibyśmy widzieć ją walczącą. Nie twierdzę, że to wszystko czyni
z niej „złą” postać. Wręcz przeciwnie. Chodzi mi o to, że bardzo nie pasuje to
do tej konkretnej bohaterki i można odnieść wrażenie, że przestała się
rozwijać w sposób konsekwentny.
Niestety, nie są to moje jedyne
zarzuty, jeśli chodzi o Ellę. Oprócz tego wszystkiego, jej postaci nagle
zaczęło brakować inicjatywy. W tym tomie
wręcz płynie z prądem, bardzo bezradna wobec sytuacji, która stała się trzonem
fabuły Pałacu kłamstw. Wciąż niby próbuje jakoś działać, ale
niewiele z tego wynika. Udaje jej się osiągnąć jedynie relatywnie niewielkie,
nieważne dla całej fabuły cele, chociaż w całej swojej bezradności nadaje im
znacznie wyższą rangę niż ta, którą mają w rzeczywistości. Poza tym jej
działania przestają być w pełni przemyślane i samodzielne. Czasami wydawało mi
się, że Ella postępuje dosyć głupio i lekkomyślnie, co do tej pory jej się
nie zdarzało, a w dodatku łatwo można w jej postępowaniu zauważyć oznaki
desperacji.
Możliwe, że autorki w ten sposób
chciały jeszcze mocniej podkreślić odmienności Elli na tle pozostałych uczniów
Astor Park. Wiele wskazuje na to, że próbowały uwypuklić jej niewinność,
skromność i moralną wyższość. Jeśli tak, to niestety zrobiły to na siłę.
Zupełnie, jakby w poprzednim tomie Ella nie udowodniła dość dobitnie, że ma
kręgosłup nawet mimo tego, do czego rzeczywistość zmuszała ją w przeszłości.
Trudno jednak uznać powyższe
mankamenty za na tyle duże, by mogły sprawić, że przestaniemy Ellę obdarzać
sympatią.
Z Reedem natomiast nadal nie jest
lepiej. Wciąż pozostaje głupi i zbyt impulsywny, na szczęście jednak (albo i
nie) okazuje się też dość przewidywalny. Chodzi mi o to, że wiele kłopotów,
które sprowadza zarówno na siebie, jak i na rodzinę, wynika z jego temperamentu
i łatwo domyślić się, że będzie postępował właśnie w taki a nie inny sposób.
Nie posuwa się jednak dalej, pozostaje wciąż w ramach, które nałożyły na niego
autorki. Mimo, że nadal nie należy do moich ulubionych bohaterów literackich,
to trzeba mu oddać, że w Pałacu kłamstw pozostaje
przynajmniej konsekwentnie budowany, w przeciwieństwie do głównej bohaterki.
Co ciekawe, coraz bardziej interesująco prezentują się Dinah i Savannah. Są to postacie, których uczucia,
motywy i postępowanie przestają być tak oczywiste, jakimi wydawały się
poprzednio. Autorki w dalszym ciągu ukazują je w sposób fragmentaryczny, ale
tutaj pokazały ich odmienne niż dotychczas oblicza.
W poprzednich artykułach o Serii królewskiej pisałam o tym, że
„królewskość” braci Royalów, ukazana w taki a nie inny sposób, wydaje się
infantylnym posunięciem ze strony Erin Watt (poprzedzające recenzje możecie
przeczytać tutaj i tutaj). W Pałacu
kłamstw autorki zaznaczyły, że „władza” braci w prestiżowym liceum to
gwarant jako takiego porządku w tej placówce. Wciąż mnie to nie przekonuje. To nadal
naciągany element uniwersum, który miał po prostu dodać trochę „królewskości”
właśnie naszym bohaterom. Zabieg analogiczny do tego, który możemy zauważyć np.
w 50 twarzach Greya, gdy czytamy
milionowy opis przepychu, w jakim żyje tytułowy multimiliarder (zupełnie, jakby
mógł on być jednym z przymiotów charakteru postaci).
Jak to wszystko wygląda pod względem
redakcji? Wydaje mi się, że jest odrobinę lepiej, niż poprzednio. Wciąż można
zauważyć błędy i literówki, ale nie tak dużo, jak ostatnim razem. Niestety
język pozostaje ubogi, ale nie ma co liczyć na to, że to się kiedykolwiek
zmieni.
Patrząc ogólnie na wszystkie trzy tomy, które dotychczas wydano, warto
wspomnieć o tym, że Erin Watt wykorzystały motywy znane z Kopciuszka w całkiem interesujący
sposób. W tym
świecie historia „uratowanej księżniczki” zaczyna się tak naprawdę dopiero po
zamieszkaniu na „dworze” i często protagonistka jest zdana na siebie, gdy chce
przezwyciężyć przeciwności losu. Tak samo jednak jak Cinderella, nasza
bohaterka musi korzystać z wąskich zasobów, jakimi dysponuje
i wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję. Jeśli weźmiemy pod uwagę
zakończenie trzeciego tomu zauważymy też, że autorki stawiają na głowie motyw
zmarłego ojca, złej macochy i wrednych „sióstr”, do których grona
moglibyśmy zaliczyć kilka nieprzychylnych Elli person.
O ile dysponuję prawidłowymi
informacjami, Seria królewska wcale
nie kończy się na Pałacu kłamstw. Mi
jednak historia zawarta w tych trzech tomach wydaje się kompletna
i domknięta. Mimo to, jeśli autorki rzeczywiście znalazły pole, aby nadal
rozwijać tę opowieść, to ja bardzo chętnie sięgnę po kolejne tytuły z serii.
Może i to gniot, może i literatura dość niskich lotów — z tym nie
zamierzam się sprzeczać. Mimo to skłamałabym twierdząc, że nie lubię Serii królewskiej.
kategoria: literatura obyczajowa,
romans, New Adult
liczba stron: 400
tłumaczenie: Karolina Feldman
cena okładkowa: 39,90 zł
wydawnictwo: Otwarte
Isleen
Komentarze
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.
Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.