Lepiej zapobiegać. „Piersi. Poradnik dla każdej kobiety”.


Choroby nowotworowe to powszechny problem i nie trzeba tego faktu nikomu tłumaczyć. Chyba każdy z nas zna kogoś, kto chorował na raka. Chociaż zbiera on przerażające żniwo okazuje się, że w dużym stopniu możemy mu zapobiegać.



Dr Kristi Funk, amerykańska lekarka i autorka książki Piersi. Poradnik dla każdej kobiety. w swojej publikacji skupia się na problemie raka piersi. Jej celem jest jak najdokładniejsze poinformowanie czytelniczek o tym, skąd bierze się ten nowotwór i jak można zminimalizować ryzyko pojawienia się go. Tłumaczy też, jak w razie zachorowania dobierać sposoby leczenia i jak dbać o siebie, gdy rak zostanie pokonany.

Poradnik okazał się naprawdę wyczerpujący. Autorka jasno i konkretnie wymienia czynniki, które mogą przyczynić się do rozwinięcia się nowotworu piersi i ze szczegółami opisuje, jak można je wyeliminować. Tłumaczy, jakie nawyki, leki i pożywienie mogą w tym pomóc. Szeroko rozpisuje się również o tym, co sprzyja powstawaniu opisywanej choroby, pozwalając czytelniczce samej dojść do tego, jak bardzo jest narażona przez swoje codzienne przyzwyczajenia i inne czynniki zewnętrzne. Co równie istotne, rozprawia się również z popularnymi mitami na temat raka piersi, powiązanymi na przykład z predyspozycjami genetycznymi, wpływem promieniowania wytwarzanego przez telefony komórkowe lub mikrofale itp. Muszę przyznać, że rozdźwięk między obiegowymi opiniami a rzeczywistymi przyczynami raka okazał się dla mnie duży i zaskakujący.
Kristi Funk opisuje kancerogenezę szczegółowo i w miarę przystępnie. Dzięki temu łatwo zrozumieć na czym opiera się, wymieniając sposoby zapobiegania i walki z rakiem piersi. Wszystko układa się w logiczną całość, nawet dla takiego laika jak ja. Mam jednak kilka wątpliwości dotyczących zaprezentowanych sposobów na zmniejszanie ryzyka zapadnięcia na chorobę, a konkretnie chodzi mi o część dotyczącą jedzenia. Autorka tłumaczy, że najlepszą ochronę przed rakiem piersi stanowi dieta stricte wegańska. W porządku, nie jestem lekarzem i nie zamierzam podważać tej tezy. Zabrakło mi jednak konkretnych porad dotyczących tego, jak takową dietę wprowadzić w życie. Przecież jest to restrykcyjny sposób odżywiania się, wymagający pewnego zaangażowania, wiedzy i dużej zmiany nawyków. Gdybym podążając za jej radami rzeczywiście chciała zostać weganką, potrzebowałabym co najmniej osobnego poradnika na temat wprowadzania takiego menu i przepisów. W ogóle wydaje mi się, że musiałabym najpierw skonsultować swoją decyzję z dietetykiem, który biorąc pod uwagę moje indywidualne potrzeby byłby w stanie stwierdzić, czy to rzeczywiście dobry pomysł i ewentualnie zaproponować mi coś lepiej dopasowanego do mojego stanu zdrowia i innych parametrów.
Jasne, poradnik Kristi Funk nie ma być książką kucharską ani podręcznikiem dla „początkujących” wegan, mimo to kila prostych przepisów mogłoby pomóc postawić pierwsze kroki albo chociaż wprowadzić do swojej diety więcej zdrowego jedzenia. Dzieli się z nami tylko jednym przepisem, mianowicie na koktajl antyoksydacyjny. Fajnie, jednak zwróćmy uwagę na to, że zawiera on bardzo dużo składników, których nie dostanę w zwykłej Biedronce, z resztą z nazwami wielu z nich zetknęłam się po raz pierwszy. Mieszkając na prowincji, musiałabym regularnie zaopatrzać się w większym mieście, wiedzieć, gdzie w ogóle czegoś takiego szukać albo zamawiać przez Internet. To z oczywistych względów duże utrudnienie życia. Podejrzewam z resztą, że gdybym chciała codziennie robić taki koktajl, szybko poszłabym z torbami, bo  wielu przypadkach to nie są tanie produkty, a jest ich sporo.
Wydaje mi się też, że pani doktor jest delikatnie stronnicza, jeśli chodzi o weganizm. Dużo pisze o tym, że mięso samo w sobie może powodować raka piersi, a poza tym zwierzęta są karmione paszą z antybiotykami, sztucznie przyspiesza się też ich wzrost, przez co finalnie na nasze talerze trafia produkt szkodzący zdrowiu. Jednak nie jest żadną tajemnicą, że to samo robi się z warzywami i owocami. Są przecież spryskiwane różnymi chemikaliami; robi się wszystko aby były jak największe i jak najdorodniejsze, ale sztucznymi sposobami. Tymczasem autorka kwituje ten problem stwierdzeniem, że i tak korzyści są większe niż ryzyko, a najlepiej po prostu przerzucić się na produkty ekologiczne (drogie jak cholera). Nie czuję się jednak kompetentna, by z tym polemizować. To tylko drobne wątpliwości, które każą mi porównać informacje z tej książki z innymi źródłami. Z pewnością przecież lepiej jeść jakieś owoce i warzywa niż żadne.



Innym aspektem, który wzbudził we mnie delikatne wątpliwości, jest podawanie bardzo sprecyzowanych ilości co do składników odżywczych i leków, które mają nas chronić przed rakiem piersi. Wydaje mi się po prostu, że skoro każdy z nas ma inne warunki fizyczne, np. wagę, wiek lub rodzaj wykonywanej na co dzień pracy, to wszystkie ilości powinny być ustalone indywidualnie (znów kłania się lekarz i dietetyk).
Poza tym, jak miałabym cos odmierzyć w mikrogramach? Czy zwykła waga kuchenna na to pozwala? Na pewno istnieje jakiś sposób, ale znów muszę sięgać do innych źródeł.
Dalsza część poradnika, mówiąca o rozpoznawaniu, leczeniu i życiu po wygraniu z rakiem, nie wzbudza większych obiekcji. Co prawda Kristi Funk stosuje bardzo dużo trudnych, specjalistycznych nazw, przez co niektóre fragmenty czyta się ciężko i trzeba się bardzo skupić, aby nadążać za wywodem, jednak podejrzewam, że bierze się to z braku prostszych określeń. Autorka i tak pisze dosyć przystępnie, na tak zwany „chłopski rozum”. Cenne okazują się zwłaszcza rozdziały mówiące o tym, jak dopasować metodę leczenia do naszej indywidualnej sytuacji. Do tej pory sądziłam, że niektóre popularne zabiegi, takie jak przyjmowanie chemii, to w przypadku chorób nowotworowych absolutna konieczność. Tymczasem okazuje się, że nie każdego raka piersi warto leczyć w ten sposób. Ciekawe, że autorka radzi decydować się na daną metodę leczenia biorąc pod uwagę nasze życiowe plany, na przykład to, czy chcemy mieć dziecko, czy przeszkadzałoby nam nieposiadanie jednej piersi itd. Wzbudza to nadzieję i przypuszczam, że pomogłoby przyjąć odpowiednie nastawienie w razie, nie daj Boże, niepożądanej diagnozy. Z resztą podbudowuje już sam przytaczany w książce fakt, że jednak większości pacjentek udaje się pokonać raka piersi. Przecież do tej pory sądziłam, że jak nowotwór, to właściwie pozamiatane, bo większość chorych ludzi i tak umiera.
Muszę pochwalić polską redakcję za to, że w przypisach konfrontuje informacje podane przez Funk z nadwiślańską rzeczywistością, ponieważ niektóre statystki bardzo różnią się w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. Poza tym w naszym kraju niedostępne są pewne formy leczenia, na co również zwrócono uwagę.
Mimo tego, że w rozdziałach o żywieniu pewne informacje wzbudziły moje lekkie wątpliwości, to poradnik ogólnie uważam za wart przeczytania. Czuję się naprawdę dobrze poinformowana, jeśli chodzi o to, co powinnam wiedzieć na temat raka piersi. To porządnie napisane kompendium wiedzy, a w dodatku wystarczająco przystępnie. Udało mi się w czasie lektury zapamiętać wiele istotnych informacji i patrząc na produkty w sklepie spożywczym byłabym w stanie z dużą dokładnością wybrać takie, które najlepiej chronią przed zachorowaniem. Wiem też, jakie codzienne nawyki powinnam wdrożyć i nie muszę specjalnie zaglądać do książki (no chyba, że naprawdę chciałabym walczyć z ryzykiem na absolutnie każdy możliwy sposób).
Zauważmy, że edukacja na temat raka, również raka piersi, stoi na niskim poziomie, nawet mimo wysokiego stopnia zachorowalności. W szkole poruszaliśmy ten temat tylko po łebkach, ograniczając się do samobadania piersi, z resztą powtarzano nam niektóre niezgodne z prawdą stereotypy. A przecież jest tyle innych niuansów, o których należałoby mieć świadomość. Dlatego ta książka wydaje mi się cennym źródłem wiedzy.

kategoria: poradnik, zdrowie
liczba stron: 452
tłumaczenie: Agnieszka Sobolewska
cena okładkowa: 44,90 zł
wydawnictwo: Otwarte
Isleen

Komentarze

  1. Przymierzałam się do lektury tej książki, ale jakoś się nie złożyło. Po Twoim tekście jestem trochę na tak i trochę na nie. Nie przepadam za takimi stronniczymi informacjami, chociaż sama jestem wegetarianką i od mięsa mnie odrzuca właśnie przez wzgląd na faszerowanie go antybiotykami. A jednak poradnik zdaje się być pełny ciekawych informacji, których wcale nie muszę znaleźć w Internecie. To teraz mam zagwozdkę ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to tylko dwie albo trzy jak dla mnie nie dość ścisłe informacje w całym dużym zbiorze. To poradnik medyczny, więc ostatecznie i tak można w nim tylko szukać podpowiedzi, bo wizyty u lekarza nam nie zastąpi. Uważam, że warto, bo naprawdę daje solidne podwaliny pod przyszłe decyzje i komfortowe poczucie, że coś już w temacie wiesz i masz pewne wyobrażenie, jak to wszystko działa, co może się wydarzyć i co sama możesz zrobić, żeby nie zachorować albo, odpukać, jeśli zachorujesz.

      Usuń
  2. Z jednej strony na pewno warto przyjrzeć się tej książce bliżej, skoro jest napisana przystępnie i wyczerpująco. Z drugiej, jestem ciekawa czy autorka zasygnalizowała, że przechodzenie na weganizm należy wesprzeć pomocą dietetyka? Nie wyobrażam sobie samodzielnego zmieniania diety w tak drastyczny sposób. A że jest coś takiego jak mikrogramy to nawet nie miałam świadomości :p mimo wszystko gdybym miała okazję, na pewno bym przeczytała. O i podoba mi się jeszcze to, że redakcja w przypisach przenosi to na nasze warunki. Ostatnio też się kilka razy z tym spotkałam, w książkach z UJ, od razu ma się wrażenie, że ktoś naprawdę nad redakcją czuwał i się przyłożył ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, o dietetyku nie wspomina, co mnie również zdziwiło. Może uznała, że adnotacja na początku mówiąca o tym, że wszystko należy konsultować z lekarzem, wystarczy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.