Kraj ludzi ubogich w empatię? „Dygot”.


Z czym kojarzy się Wam polska prowincja? Może z malowniczymi wioskami i połaciami pól? Małymi, spokojnymi miasteczkami, w których życie zamiera już wczesnym wieczorem? Z wakacjami u babci, ludowymi strojami, domostwami jakby jeszcze z przeszłej epoki? A może z obrazem brudnych i pijanych mężczyzn, przesiadujących od rana do wieczora pod zieleniakiem, wiejskimi dyskotekami, wzajemną zawiścią, plotkami i z zawrotną prędkością, z jaką sąsiedzi dowiadują się o nas wszelkich szczegółów?



Jakub Małecki również ma pewien obraz tego, czym jest i jak wygląda polska prowincja, a może nawet cały nasz kraj. Tę wizję zawiera w swojej książce pod tytułem Dygot. Nie jest to jednak banalna, pełna stereotypów, przaśna powieść o naszych wioskach i miasteczkach. Małecki spogląda na tę rzeczywistość nieco głębiej. Analizuje duchową kondycję ludzi, którzy zamieszkują te tereny, jak również cały kraj — nie zapominajmy przecież, że Polska to naród rolniczy i znaczna część populacji żyjącej w miastach to osoby i ich potomkowie, wywodzące się ze wsi. Pokłosie tego można nieraz zauważyć w sposobie myślenia i życia wielu przeciętnych Polaków. O czym jednak właściwie opowiada Dygot?
Powieść Małeckiego rozciąga się dość szeroko w czasie. Obejmuje okres od II wojny światowej aż po pierwszą dekadę XXI wieku. Jej bohaterami są więc aż trzy pokolenia pewnych dwóch rodzin, jednak jej główny trzon stanowi tylko dwoje postaci: Wiktor i Emilia. Pierwsze z nich zostaje przeklęte przed samym urodzeniem przez Niemkę, która uciekając przed Armią Czerwoną, nie otrzymuje od jego ojca pomocy. Kiedy Wiktor przychodzi na świat okazuje się, że jest albinosem. W małej, wiejskiej społeczności, wierzącej jeszcze w przeróżne  zabobony, od urodzenia jest traktowany jak odmieniec, obcy, a nawet potwór. Jakby tego było mało Wiktor to introwertyczny chłopiec o ogromnej wrażliwości. Emilia również w dzieciństwie pada ofiarą przekleństwa i niedługo potem zostaje ciężko poparzona w wyniku wybuchu granatu. Łatwo domyślić się, że dla dorastającej dziewczyny, tak zniszczone ciało to napiętnowanie, które znacznie utrudnia jej zawieranie nowych relacji z innymi ludźmi i niweczy jej poczucie własnej wartości.
Powieść Małeckiego kojarzy mi się trochę z utworem Wiesława Myśliwskiego, Kamień na kamieniu, w którym również przytaczał portret mieszkańców wsi. Różnica polega jednak na tym, że Małecki dokonuje swego rodzaju studium przypadku. Jego tekst nie jest tak synestezyjny jak pachnące, zalane słońcem obrazy wiejskiej przyrody w książce Myśliwskiego. Mimo to w równym stopniu porusza wyobraźnię, zwłaszcza w tych momentach, w których zaczyna bawić się magią i surrealizmem. Odniosłam też wrażenie, że ujmuje temat od nieco bardziej mrocznej strony. Trudno też powiedzieć, czy wchodzi w psychikę postaci głębiej, ale z pewnością w inny sposób i podejmuje odmienne tematy, niż Myśliwski, a przynajmniej, jeśli chodzi o tę jedną powieść.
Zauważyłam w powieści Małeckiego ciekawy eksperyment z koncepcją czasu. Chociaż dzisiaj w naszym bądź co bądź zachodnim świecie dominuje linearne jego wyobrażenie, to kiedyś (co dziś jeszcze spotkać można w wielu kulturach) uważano, że zatacza koło. Małecki wydaje się łączyć oba te spojrzenia, a więc czas w Dygocie nie jest wyłącznie strzałą lub okręgiem, a spiralą. W trakcie życia trzech opisywanych przez niego pokoleń, Polska przechodzi przez liczne przeobrażenia kulturowe, wciąż biegnie ku nieokreślonej przyszłości i postępowi, a jednak okazuje się, że historia i tak zatacza koło, że pewne wydarzenia powtarzają się, że zmarli bohaterowie zdają się zyskiwać nowe wcielenia w postaci swych wnuków, że jakaś ich cząstka na zawsze pozostaje w ich potomkach; że życie rządzi się pewnym nieprzerwanym cyklem, powtarzanie błędów przodków i innych ich zachowań, zwłaszcza, jeśli nigdy ich nie poznaliśmy, wydaje się nieuniknione. Im bardziej zbliżamy się do końca powieści, tym wyraźniej to widać.
Jak jednak Małecki portretuje mieszkańców polskiej prowincji? Odpowiedź tkwi w historii Wiktora i Emilii, a zwłaszcza tego pierwszego. Wiktor cierpi nie tylko z powodu swojego albinizmu, który go naznacza i sprawia, że ludzie się go boją lub go nienawidzą. Bezbarwność ciała bohatera to tylko zewnętrzny symbol zarówno jego niewinności, jak i wyjątkowości. Wspominałam już, że ten chłopak to osoba bardzo wrażliwa, która wydaje się wszystko przeżywać inaczej i dużo silniej. Sprawia też wrażenie, że zupełnie nie rozumie okrucieństwa i jego źródeł, a zatem i tego, dlaczego przez innych mieszkańców wsi jest szykanowany i odtrącany. Nawet, gdy sam w końcu dokonuje złych czynów, nie ma świadomości ich wagi i konsekwencji, nie odróżnia wystarczająco dobra od zła, dzięki czemu pozostaje nieskażony.



Spróbujmy wyobrazić sobie, jak ciężkie jest życie kogoś tak wrażliwego w świecie zamieszkiwanym przez ludzi zupełnie prostych. W takim właśnie przyszło mieszkać Wiktorowi. Nikt, nawet jego własna rodzina, nigdy nawet nie spróbował zrozumieć, w jaki sposób Wiktor myśli i czuje. Nikt nie domyślił się, że jego potrzeby są trochę inne niż reszty społeczności. Nikt nie pomyślał nawet o zaspokojeniu tych najbardziej podstawowych (chociaż wciąż duchowych), które wszyscy dzielimy, np. bezpieczeństwa. Wiktor jest dla nich po prostu dziwnym, białym dzieckiem, które niczym poza własnym wyglądem, nie zwraca na siebie uwagi. Pozostawienie go samemu sobie z nieokiełznanymi emocjami i trudnymi przeżyciami, prowadzi go w końcu do zaburzeń psychicznych, jego wołanie o pomoc zostaje zignorowane, uznane za fanaberię, którą nie warto się przejmować w obliczu „poważniejszych” spraw.
Zatwardziałość i antypatia — to właśnie jedne z głównych cech, jakie Małecki przypisuje prostemu ludowi zamieszkującemu polskie wsie i miasteczka. Historia Wiktora nie jest jedynym obrazem obnażającym rażącą głupotę emocjonalną  dużej części polskiego społeczeństwa. W Dygocie występuje przecież wielu bohaterów. Sęk w tym, że każdy z nich, chociaż stanowi część jakiejś społeczności, żyje w pewnego rodzaju odosobnieniu, jakby w szklanej kuli. Okazuje się, że wszystkie postacie pojawiające się w książce, są w gruncie rzeczy bardzo samotne. Ze swoimi problemami, cierpieniem, strachem, bezsilnością i psychozami zawsze pozostają same, chociaż przecież mają rodziny, przyjaciół i ukochanych. Nie rozumieją samych siebie, nie zastanawiają się nad swoim wnętrzem i uczuciami, w ogólnym rozrachunku wydają się żyć wyłącznie dla siebie samych. Nie obchodzą ich smutki i lęki najbliższych, dopiero gdy ci w jakiś sposób znikają z ich życia zaczynają rozumieć, co stracili. Wciąż powtarzają te same błędy, coś — zapewne przyzwyczajenia i klisze — przysłania im szerszą perspektywę i wszelkie alternatywy. Wiodą ich najniższe instynkty, za co słono płacą, a ich nieświadomość tego faktu wręcz zsyła na nich fatum. Tacy ludzie nie mogą tworzyć dobrze prosperujących rodzin, nie mogą osiągnąć szczęścia, bo nawet nie wiedzą, czym ono w istocie jest. Trudno więc dziwić się, że gdy w ich gronie pojawia się ktoś taki jak Wiktor, nie potrafią nawiązać z nim zdrowej relacji, a tym bardziej zrozumieć go i mu pomóc.
Małecki dzieli się więc z czytelnikiem obserwacjami, z których wynika, że niska inteligencja intra i interpersonalna to dość powszechna, chociaż stosunkowo rzadko w powszechnym dyskursie przywoływana przywara Polaków. Muszę przyznać, że coś w tym jest. Czy choroby psychiczne i szpitale psychiatryczne nie są wciąż w naszym kraju tematem tabu? Czy osoby, które zasięgają porad terapeuty nie są często traktowane z góry jak wariaci albo ludzie, którzy po prostu myślą „za dużo”? Jak często osoby cierpiące na depresję słyszą „pocieszenie” w stylu: „uśmiechnij się", „nie bądź smutny”, „daj spokój, każdy ma czasem gorszy dzień”? Czy sami psycholodzy nie są co rusz nazywani szarlatanami, którzy wyłącznie biorą pieniądze, zamiast rzeczywiście pomagać? Czy dzieci nie są karane za spontaniczną ekspresję? Czy osoby zirytowanej nie nazywamy „złą”? Czy wielu mężczyzn nie uważa, że wyrażanie emocji to słabość, na którą nie pozwala im ich duma?
Dygot czyta się szybko i jest wciągający, chociaż to raczej zasługa lekkiego i przyjemnego pióra autora. Sama treść nie zafunduje czegoś, co można nazwać rozrywką lub odprężeniem. To po prostu nie ten typ powieści. Zaraz po skończeniu lektury byłam dość zadowolona, chociaż nie paliłam się do kolejnych książek Małeckiego. Mimo, że to pod pewnymi względami ciężka historia, to jednak przyzwoicie czytelna. Docenia się ją w pełni dopiero po pewnym czasie, gdy lekki szok po zakończeniu minie i zaczynamy się zastanawiać nad poszczególnymi elementami fabuły. Im dłużej myślę o Dygocie, tym do większej ilości wniosków dochodzę, tym więcej ciekawych smaczków i niuansów zauważam, a to chyba cenniejsze, niż najzabawniejsza powieść świata.
Jeśli szukacie inteligentnej, błyskotliwej, ale w miarę przejrzystej lektury, Dygot jak najbardziej się nada, mimo całego surrealizmu wplecionemu tu i ówdzie. Z resztą jest on chyba zaletą powieści, czymś, co nadaje jej charakteru. To historia, w której próżno szukać optymizmu, ale za to oferująca brutalną prawdę i pouczająca, lecz bardziej poprzez obserwację, a nie moralizowanie.

kategoria: powieść psychologiczna, fikcja historyczna, literatura piękna
liczba stron: 320
cena: ok. 11,35 zł (wydanie kieszonkowe)
wydawnictwo: SQN
Isleen

Komentarze

  1. Z prawdziwą przyjemnością przeczytałam Twój tekst. Zwróciła uwagę na wiele rzeczy, do których ja przy lekturze nie przywiązałam wystarczającej wagi, jak choćby właśnie tytułowy brak empatii. Co do spirali, jak to okresliłaś z czasem, to wiesz, że z tym akapitem trafiłaś w punkt jeśli chodzi o drugą książkę autora "Ślady"? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może wykorzystuje podobne motywy w swoich powieściach :) "Ślady" też muszę kiedyś przeczytać.

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem twojej recenzji Jest ona niezwykle wyczerpująca, poruszyłaś w niej wszystkie ważne tematy. Co do samej książki, to słyszę o niej coraz więcej dobrego, przez co nabieram na nią ogromną ochotę. Tylko jest mały problem. Mój portfel świeci pustakami :(
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :D
    http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, chętnie wkrótce zajrzę ;)
      Mam nadzieję, że pojawi się jakaś okazja i jednak będziesz mogła przeczytać, choćby nawet z biblioteki :) Powiem szczerze, że mojego życia nie zmieniła, ale i tak cieszę się, że mogłam przeczytać, bo lektura jest z pewnością wartościowa.

      Usuń
  3. Cieszę się, że Małecki Cię nie zawiódł :). Nierzadko przecież bywa tak, że wychwalana przez wszystkich powieść do nas nie trafia. Planujesz poznawać dalej jego twórczość?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak, bardzo chciałabym przynajmniej przeczytać "Rdzę" :)

      Usuń
  4. Bardzo mnie zainteresowałaś swoją recenzją. Kiedy skończę czytać stosik, jaki mam przygotowany do lektury, sięgnę i po tę pozycję.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.