Pamięć równoznaczna tożsamości. „Eksperyment. Opowieść o mrocznej godzinie w dziejach medycyny”.
Nie
zastanawiacie się czasem, skąd wiemy te wszystkie rzeczy o funkcjonowaniu
ludzkiego ciała? Z pewnością nieraz zdumiewał nas tytaniczny wręcz wysiłek
studentów medycyny, włożony w naukę o organizmie; epokowe odkrycia i
laureaci Nagrody Nobla; techniki pozwalające wprost wyrywać ludzi z objęć
śmierci. Przeważnie mamy pewną świadomość, że za to wszystko w jakiś sposób
musieliśmy zapłacić. Być może w głowie pojawia się nam obraz nazistów
przeprowadzających eksperymenty na ludziach, ale raczej nie zatrzymujemy się
nad tym dłużej.
Książka Luke'a
Dittricha, Eksperyment. Opowieść o
mrocznej godzinie w dziejach medycyny stanowi świadectwo tego, że nie tylko
ludzie uznani za zbrodniarzy i dziś wyklęci, przyłożyli rękę do zdobywania
wiedzy w sposób nieetyczny. Okazuje się, że uznane autorytety również miały w tym
niemały wkład. Ba, za swoje zasługi dla nauki mogli cieszyć się sławą i
względami, a nawet jeśli dziś uważamy ich metody za szkodliwe, nigdy nie
ponieśli konsekwencji za ich stosowanie.
Eksperyment skupia się na historii
człowieka, który zapisał się w dziejach jako pacjent H.M. — jego mózg należy do jak dotąd najdokładniej przebadanych i zawdzięczamy mu lwią część tego, co
dziś wiemy na temat tego organu. Henry Molaison, bo tak nazywał się ów pacjent,
cierpiał na epilepsję. Z tego powodu zdecydowano się poddać go zabiegowi
lobotomii. Operujący go neurochirurg, nie znalazłszy jednak patologii
odpowiadającej u niego za ten problem, eksperymentalnie postanowił wyciąć mu
hipokamp, którego funkcja nie była wówczas lepiej znana. Jak się później
okazało, Henry nie tylko nie pozbył się swojej przypadłości, ale w dodatku
stracił zdolność zapamiętywania. Wyobraźcie sobie, co to oznacza: jego życie w
zasadzie nigdy nie potoczyło się do przodu, nie potrafił zapamiętać ludzi,
których po operacji widywał codziennie, każdą przeżytą chwilę prawie
natychmiast zapominał; nie mógł się uczyć, zdobywać nowych wspomnień i
doświadczeń, każde poranne przebudzenie było jak otworzenie oczu po śpiączce,
która trwała za każdym razem coraz dłużej. Stał się więźniem efemerycznej,
wciąż umykającej teraźniejszości oraz obiektem niezliczonych badań naukowych,
które odkryły przed nami wiele sekretów mózgu.
Eksperyment nie do końca jest tym, czym
wydaje się na pierwszy rzut oka. Sięgając po niego spodziewałam się lektury,
która w pełnej krasie ukaże rozmiary zbrodni, których dokonywano
i dokonuje się w imię postępu. Tymczasem autor zarysowuje o wiele bardziej skomplikowany obraz tego precedensu i
nie ogranicza się jedynie do narracji o nieetycznych eksperymentach, którym
poddawano ludzi. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Luke Dittrich jest
wnukiem neurochirurga, który przeprowadził operację Henry'ego Molaisona. Autor
co prawda nie próbuje umniejszać lub usprawiedliwiać przewinień badaczy, w tym
własnego dziadka, ale przytacza wiele biograficznych informacji na ich temat i
często poddaje analizie ich osobowości, poglądy, motywacje i cele. Stara się
zrozumieć, co mogło kierować ludźmi, którzy dla nauki krzywdzili innych.
Korzystając z dostępnych zasobów wiedzy na ich temat, portretuje ich przede
wszystkim jako ludzi, nie piętnując ani nie chwaląc podejmowanych przez nich
decyzji. To dobrze, że przeważnie unika przyjmowania konkretnego stanowiska,
gdyż historia, którą opowiada, rozumie się sama przez się. W nielicznych
jedynie momentach wspomina, że chociaż jego dziadek skrzywdził wielu, to jako
chirurg wielu również uratował. Robi to jednak w sposób nienarzucający się, a
wręcz jedynie wzbogacający obraz tej postaci. Dittrichowi zależy raczej na
stworzeniu wielowymiarowej narracji pokazującej, że świat nie jest
czarno-biały, zamiast próbować skłaniać czytelnika do nienawiści wobec osób, o
których pisze. Jakby nie patrzeć, to dzięki ich działaniom dziś wiemy to, co
wiemy.
Jednocześnie Eksperyment można a nawet powinno się
uznać za tekst ku przestrodze. Autor
szczegółowo i bez wybielacza przytacza opisy przebiegów eksperymentów i
operacji, które najpierw przeprowadzano na zwierzętach, a potem na bezbronnych
pacjentach zakładów psychiatrycznych. Już samo to sprawia, że w czytelniku
budzi się sprzeciw i potępia te praktyki, co niewątpliwie było celem Dittricha.
O ile osąd nad portretowanymi naukowcami pozostawia czytelnikowi, to już same,
dziś kontrowersyjne zabiegi przedstawia tak prawdziwie, że co wrażliwszym włos
zjeży się na głowie. Dokonuje tego jednocześnie z prostotą, bez nadmiernego
grania na emocjach odbiorcy, nie robi z Eksperymentu taniego horroru. W końcu sam przebieg stosowanych
niegdyś praktyk i ich skutki były przerażające, czego autor nie próbuje
tuszować, udziwniać lub wyolbrzymiać. Pokazuje te działania takimi, jakimi
były, a były po prostu bezduszne.
Wydaje się, że
tragiczna historia pacjenta H.M. to jedynie pretekst, aby ukazać to, na jak
niskim poziomie stała jeszcze niespełna siedemdziesiąt lat temu bioetyka. Henry
nie jest jedynym bohaterem historii snutej przez Dittricha. Autor znajduje
znacznie więcej przykładów osób poszkodowanych w wyniku eksperymentalnego bądź
po prostu niehumanitarnego „leczenia”. Większość z nich to pensjonariusze
szpitali psychiatrycznych, ci najsłabsi, którzy nawet ze strony prawa nie mogli
oczekiwać pomocy lub odpowiedniej opieki. Sam H.M. na kartach Eksperymentu na powrót staje się Henrym
Molaisonem. Bezimienny obiekt badań,
który z niego uczyniono, odzyskuje godność, zostaje przedstawiony jako zwykły,
lecz prawdziwy człowiek, którego spotkało ogromne nieszczęście. Autor na
tyle, na ile to możliwe, rekonstruuje jego biografię i pokazuje, że mimo utraty
zdolności zapamiętywania, nie przeistoczył się w jakiegoś bezmózga, który przez
to, że żyje jedynie chwilą obecną, pozbył się trosk i skłonności do refleksji
nad własnym losem. Szokować może to, że w miarę, jak zagłębiamy się w
opowieść o nim, zdajemy sobie sprawę, że po operacji stał się dla ludzi niczym
przedmiot, z którego można korzystać i rościć sobie prawa do jego
posiadania. Tak traktowano go do samej śmierci w 2008 roku a nawet długo po
niej, co powinno uświadomić, że również dziś w świecie naukowym zdarzają się
rzeczy, które już dawno nie powinny mieć miejsca.
Poza tym wszystkim nie zabraknie osobistych
refleksji i wynurzeń autora. W końcu wielowątkowa historia, którą opowiada,
dotyczy w ogromnej mierze jego bliskich i co za tym idzie, jego samego. Nie
sposób oprzeć się wrażeniu, że Eksperyment
to nie tylko reportaż z elementami biografii, ale również sposób samego Dittricha
na rozliczenie się z przeszłością. Miał
świadomość, że jest być może jedyną osobą, która byłaby w stanie opisać światu
tę sprawę i to w ten konkretny sposób, co czyni jego książkę niezwykle cennym
dokumentem.
Ważnym elementem
książki jest również przyjrzenie się temu, co ludzie niegdyś uważali za normalne
i właściwe. Wspominałam już, że znaczą część publikacji stanowi wątek
pacjentów szpitali psychiatrycznych, na których przeprowadzano zabiegi
psychochirurgiczne. Przerażające jest to, że pozwalano na takie operacje, bo
wartość człowieka określano poprzez stopień jego dostosowania do reszty
społeczeństwa. Zezwalano na pozbawienie chorych ich unikalnych osobowości,
temperamentów, poglądów a nawet często ponadprzeciętnych zdolności tylko po to,
aby stali się w miarę sprawnymi i nie sprawiającymi problemów, lecz
bezwolnymi trybikami. Najgorsze jest to, że do dziś w zasadzie wiele się nie
zmieniło. Może nikt nam już nie otworzy czaszki i nie przerwie połączeń w mózgu,
które uważa za złe, ale przemoc, jako skuteczne narzędzie formujące, ma przecież
znacznie więcej form niż te fizyczne.
Lektura Eksperymentu
była dla mnie ważnym i cennym doświadczeniem. Wcale jednak nie chodzi
o to, że w jakiś sposób zmieniła mój sposób patrzenia na świat, bo mimo
wszystko o podobnych problemach każdy z nas słyszał i ma świadomość tego, że
istnieją. Doceniam ją raczej za jej wielowymiarowość i niepowtarzalność. To być
może jedyna pozycja, która przedstawia poruszony problem z takiej perspektywy.
Pozwala na przyjrzenie się przeszłości i wysnucie z niej wniosków, ale nie
chodzi o to, aby się jej wyprzeć. Dittrich na własnym przykładzie pokazuje, że
musimy ją zaakceptować jako część nas samych i dążyć do tego, aby czerpać z
niej wiedzę o tym, co jest dobre, a co złe. Przecież jako ludzkość
potkniemy się pewnie jeszcze wiele razy, ale sztuka polega na tym, aby za
każdym razem coraz skuteczniej się tego wystrzegać.
kategoria: literatura faktu
liczba stron: 496
tłumaczenie: Łukasz Müller
cena okładkowa: 49,90 zł
wydawnictwo: Znak
Isleen
To była jedna z bardziej wstrząsających lektur w moim życiu. Najbardziej żałowałam Henry'ego w momencie, w którym autor opisywał, że ten przecież inteligentny mężczyzna był świadom, że nie radzi sobie z najprostsza praca fizyczną. Opisy tych lobotomii na bezbronnych pacjentach zakładów psychiatrycznych... Z jednej strony tak jak piszesz, to dzięki pacjentowi H.M wiemy tak wiele o mózgu, z drugiej ta cena, ktora za to zapłacił jest straszna, prawda?
OdpowiedzUsuńDobrze mieć głębszą świadomość tego wszystkiego. Henry'ego naprawdę szkoda, zwłaszcza, że jak pisał autor, był to pogodny, sympatyczny i inteligentny człowiek. Serce się kraje przy niektórych opisach jego mąk, ale to dobrze, że wyszło to na światło dzienne. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że już nigdy nie będziemy postępować w ten sposób dla "szczytnego celu".
UsuńAle mnie zainteresowałaś! Wchodząc na Twojego bloga nie spodziewałam się, że opisujesz taką książkę. Kwestie moralności bardzo często rozmywają się, gdy zaczynamy dyskutować o wiedzy, o nauce, o tym, że poświęcenie jednego może uratować tysiące. Masz rację, że dziś zmieniło się niewiele. Chociaż lekarz nie zawsze robi, co chce, to jednak ma ogromną władzę nad pacjentem. To widać chociażby po samowolkach przy porodach, zmuszania do naturalnego rodzenia albo bagatelizowania chorób pacjentek. Ta władza jest ogromna, dlatego ciągle trzeba im patrzeć na ręce.
OdpowiedzUsuńA za recenzję dziękuję! Będę szukać tej książki :).
Cieszę się, że udało mi się Cię zainteresować i mam nadzieję poznać również Twoją opinię o książce :)
UsuńHmmm... To ja po lekturze Thorwalda oraz książek pod patronatem Wiedzy i życia Wydawnictwa Sonia Draga, mam raczej refleksję, że czasami to niewiedza i pewna naiwność (oprócz boskiego przekonania) prowadziła do takich eksperymentów. Zanim dowiedziono istnienie bakterii czy wytworzono pewne leki sporo metod leczenia wydawałoby nam się co najmniej okrutnymi jeśli nie bezmyślnymi i po prostu, po ludzku podłymi. Etyczne ocenianie jest często łatwe po czasie.
OdpowiedzUsuńJednocześnie jednak rzecz, którą poruszasz jest bardzo ważna. Dzisiaj możemy po pierwsze uczyć się na tych błędach, a po drugie możemy minimalizować szansę na to żeby decyzję podejmowała jedna osoba. Nie wiem czy pamiętasz (czytałaś?) "Polska odwraca oczy" i reportaż Justyny Kopińskiej właśnie o ośrodku psychiatrycznym. Przyznaję Ci się bez bicia, że to przeraża mnie o wiele bardziej niż fakt, że dawno temu lekarz uznał, że być może hipokamp nie jest taką ważną częścią ciała. Nie popieram tego, bo tak jak napisała w komentarzu jedna z osób lekarze do dzisiaj często czują się jak bogowie co prowadzi do samowolek jak przy przytoczonych porodach. To prawda, to się dzieje i nie powinno być na to naszej zgody. Jednak z drugiej strony, jest to niestety smutna cena nauki. Jedyne co może w tej sytuacji cieszyć to to, że ten koszmarny eksperyment przyniósł w ogóle chociaż cokolwiek dobrego czyli wkład w naukę. Eksperymenty w obozach zagłady nie przyniosły nawet tego.
Książkę rzecz jasna przeczytam! ;)
Przeczytaj, przeczytaj :D Bardzo chciałabym poznać Twoją opinię. W tej książce jest świetne to, że autor wydaje się zdawać sobie sprawę również z tego, co piszesz, dlatego np. przytacza wiele różnych sylwetek badaczy. Każdy z nich był inny, miał inne motywacje, chociaż niepokojące jest to, że wielu z nich doskonale zdawało sobie sprawę, że kogoś krzywdzi. Tak sobie teraz myślę, że chyba jednak co innego siedemnastowieczny lekarz, który leczył według swojej najlepszej wiedzy (nawet, jeśli dziś wiemy, że przynosiło to więcej szkody niż pożytku), a co innego lekarz, który bez wiedzy i zgody pacjenta coś wycina "dla dobra nauki", chociaż nawet nie wie, co właściwie robi. Dittrich nie ocenia ludzi, a przynajmniej ja nie odniosłam takiego wrażenia, ale biorąc pod uwagę świeżość sprawy H.M., dobrze, że ta książka się ukazała. Nauka rzecz jasna musi się rozwijać, ale "Eksperyment" mówi o tym, że jednak musimy być świadomi tego, że istnieją pewne granice, których po prostu nie wolno przekraczać.
Usuńto musiała być trochę przerażająca lektura, bo chociaż każdy zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje, nikt nie mówi o tym głośno. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńChyba czas zacząć mówić głośno. Co było to było, tego nie cofniemy, ale możemy przecież zapobiegać takiemu krzywdzeniu ludzi wiedząc, jakie skutki wywołują pewne zachowania i posunięcia.
Usuń