Kiedy wilk przywdziewa owczą skórę, czyli „Diabolika”


„Diabolika” autorstwa S.J. Kincaid zapowiadała się co najmniej ciekawie. Krótkie zarysy zarówno głównej bohaterki, jak i świata, w którym żyje, umieszczone na rewersie okładki, przykuwają uwagę, rozbudzają wyobraźnię i zainteresowanie. Z drugiej strony od razu można domyślić się, że książka skierowana została do nastolatek, co dla nieco starszego czytelnika może oznaczać spore ryzyko rozczarowania się lekturą.



Jednak aby się przekonać, z czym mamy do czynienia, trzeba książkę przeczytać. Jak więc jest w przypadku Diaboliki? To perełka literatury młodzieżowej, czy tylko potworek zamieszkujący najgłębsze zakamarki oceanu?

Historia opisana w Diabolice opowiada o Nemezis, przedstawicielce tytułowych humanoidów, które zostały wyhodowane, aby strzec swojego ludzkiego właściciela i aby w razie potrzeby, oddać za niego życie. Dlatego właśnie, chociaż wyglądają jak ludzie, w rzeczywistości są od nich o wiele silniejsze i agresywniejsze. Nie liczy się dla nich nic poza ochroną swego pana, więc cechuje je bezwzględność i absolutny brak litości dla tych, którzy mu zagrażają. Gdy młoda właścicielka Nemezis i córka senatora Impiriana, Sydonia, zostaje wezwana do siedziby cesarza Imperium, jej rodzina wie już, że grozi jej tam śmiertelne niebezpieczeństwo związane z burzliwymi nastrojami politycznymi. Nemezis przyjmuje zatem jej tożsamość i zostaje tam wysłana zamiast niej. Wkrótce, zmuszona do naśladowania ludzkich zachowań, odkrywa w sobie coś, czego nigdy wcześniej nie doznała: uczucia charakterystyczne jedynie dla człowieka.
Odpowiadając na postawione wcześniej pytanie, Diabolika nie okazała się ani jednym, ani drugim. Chociaż książka jest na ogół całkiem przyzwoita, to jednak mogłaby być jeszcze lepsza.
Mocną stroną powieści jest z pewnością całkiem nieźle zbudowane, ciekawe uniwersum. Na pewno zapadło mi w pamięć wymyślne połączenie typowego świata sci-fi z realiami dworskimi, wraz z całą panującą na dworach szlacheckich polityczną i towarzyską grą. Przeniesienie atmosfery charakterystycznej dla arystokratycznego świata do statków kosmicznych, okazało się świeżą i w praktyce udaną koncepcją. Mimo dość prostych opisów, z łatwością można wyobrazić sobie taką rzeczywistość. Raz mamy do czynienia z klasyczną fantastyką naukową, przestrzenią kosmiczną i nieziemską technologią, a raz z balami w królewskich salach wypełnionych przepychem, szeleszczącymi sukniami i nienagannymi manierami. Uniwersum robi jednak największe wrażenie, gdy oba te aspekty łączą się ze sobą.
Niemniej dobrze wypada wątek diabolików. Może sam w sobie nie stanowi nowości, koncepcja golema jest dość stara i dobrze znana, więc można odnieść wrażenie, że to wszystko gdzieś już było. Mimo to są to istoty interesujące i na swój sposób oryginalne. Wydają się dobrze pasować do wykreowanego przez Kincaid świata i stoi za nimi przede wszystkim dobry i sprawdzony, ale nieprzekombinowany pomysł. Chętnie czyta się o nich, czym lub kim są, w jaki sposób myślą, jak są hodowane, czym się różnią od ludzi, a w czym są do nich podobne.
Jedynym nie do końca sprawdzającym się elementem uniwersum jest wiara helionicka, którą wyznają ludzie, a przynajmniej wyższe sfery, na tym etapie rozwoju ludzkości, na jakim go zastajemy. Pomysł, że ludzie zbliżywszy się do cudów kosmosu i zobaczywszy je „na własne oczy”, z zachwytu i respektu stworzyli nową religię, jest ciekawy i całkiem prawdopodobny. Jeśli jednak chodzi o wiarę w Żywy Kosmos, diabeł tkwi w szczegółach. Jedną z najważniejszych części tego wyznania jest odrzucenie nauki, przy czym autorka ma tu na myśli raczej studiowanie dyscyplin akademickich, a nie samo nabywanie umiejętności, takich jak np. czytanie lub taniec. Na pierwszy rzut oka takie podejście wydaje się uzasadnione, bo w końcu to maszyny w całości zajęły się wykonywaniem większości zawodów i ludzie uznali, że wcale nie muszą już rozwijać technologii, a co za tym idzie, zajmować się nauką. Jeśli jednak pomyśleć nad tym chwilę zdroworozsądkowo, to raczej trudno uwierzyć, że w pewnym momencie cała ludzkość wzgardziła zdobywaniem nowej wiedzy, a nawet uznała to za wielki grzech, a opowiadanie się za koniecznością nauki w obliczu nowych, nieznanych wcześniej zagrożeń, za godną potępienia herezję. W każdej kulturze od zarania dziejów spotykamy się z szacunkiem dla uczonych, stworzyliśmy nawet rozpoznawalny wszędzie archetyp starego, czcigodnego mędrca. Poszanowanie dla wiedzy i inteligencji leży głęboko w nas, nawet na poziomie genetyki. Zwłaszcza dziś zdajemy sobie sprawę z tego, że szeroko pojętą informację można wykorzystać jak walutę. Koncepcja S.J. Kincaid wydaje mi się więc nazbyt wydumana i nie do końca przemyślana, bo przecież odrzucenie pędu do nauki stoi w sprzeczności z naturą ludzką i nie wierzę, że kiedyś całe cywilizacje mogłyby się jej wyprzeć, jednocześnie bez skrępowania korzystając z dotychczasowych osiągnięć technologicznych.
Oczywiście nie do końca jest tak, że ta cecha uniwersum to w całości wyłącznie fanaberia autorki i mimo wszystko wynika z obserwacji. Co by o niej nie mówić, trzeba zauważyć, że służy bardzo wyraźnemu apelowi wygłaszanemu na stronicach Diaboliki. Kincaid zauważa pewne niepokojące zjawisko, które ma miejsce w krajach rozwiniętych w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Czy rzeczywiście nie jest tak, że coraz więcej czynności wykonują za nas maszyny? W tej chwili piszę w programie przeznaczonym do redagowania tekstu, który automatycznie składa go i łamie. Wystarczy kilka kliknięć, aby mój tekst wyglądał w pożądany sposób — może być podzielony na kolumny bądź nie, mogę wyjustować go na kilka sposobów, mam możliwość wybrania jednego z wielu fontów i edytować go na dziesiątki innych sposobów. Komputer robi za mnie rzeczy, których ja nie potrafię, a które kiedyś wykonywali wysoko wykwalifikowani rzemieślnicy, tacy jak drukarze i zecerzy. Czy wiesz dokładnie jak działa smartfon w Twojej dłoni? Umiałbyś taki zbudować? Albo chociaż naprawić? Jeśli jesteś w moim wieku i nie uczyłeś się w budowlance, bardzo możliwe, że nie potrafisz zamontować kranu, ułożyć płytek w łazience, wytapetować ścian. O budowie całego domu własnymi rękami nawet nie wspominam. Może nie wszystkie z wymienionych przeze mnie czynności w całości są wykonywane przez roboty, ale zauważmy, że coraz częściej zostawiamy je w rękach fachowców bądź po prostu wyrzucamy zepsutą rzecz i kupujemy nową. To właśnie przed ignorancją i wynikającą z niej nieporadnością przestrzega Kincaid na kartach swojej powieści. Ukazuje nam wyobrażenie tego, co mogłoby się stać, gdyby prawie każda dziedzina naszego życia zależała od maszyn i nie jest to bynajmniej wizja optymistyczna.



Fabuła Diaboliki jest dość prosta i przewidywalna, ale wciągająca i interesująca na tyle, aby odbiorca zaangażował się w nią. Jedynym zastrzeżeniem, jakie miałabym w związku z nią, jest zbyt śpieszny bieg wydarzeń. Diabolikę czyta się bardzo szybko a akcja mknie i do pewnego poziomu jest to zaleta, jednak przeskoki pomiędzy poszczególnymi punktami fabularnymi wydają mi się trochę zbyt raptowne, przez co nie pozwalają czytelnikowi całkiem wsiąknąć w powieść. Taki pęd źle wpływa również na jakość i tak już bardzo „młodzieżówkowego” wątku miłosnego, który nie dość, że schematyczny i mało prawdopodobny, to jeszcze rozwijający się w zdecydowanie zbyt szybkim tempie. Myślę jednak, że ta cecha powieści dla wielu młodszych czytelników wcale nie będzie mankamentem.
Dość nietypowo jak na powieść młodzieżową wygląda kwestia występujących w książce postaci. Jak już wcześniej wspomniałam, główną bohaterką jest diabolika Nemezis, która w nieprzyjaznym środowisku zauważa w sobie przebłyski człowieczeństwa. To, co mnie zaskoczyło, a z czego jestem całkiem zadowolona to fakt, że postać nie wzbudza irytacji, chociaż w gruncie rzeczy nie różni się bardzo od innych protagonistek typowych dla tego rodzaju literatury. Nemezis jako narratorka co prawda poświęca stosunkowo dużo miejsca na swoje życie wewnętrzne, jednak jest to całkowicie zrozumiałe, skoro dopiero poznaje swoje emocje i uczy się ich. Jasne, pod względem emocjonalnym jest głupia i wiele jej zachowań można uznać za nielogiczne, jednak to wszystko zostało wystarczająco dobrze uzasadnione i jeśli o to chodzi, Nemezis skonstruowano w miarę konsekwentnie. Kincaid nie próbuje wciskać nam kitu i nie buduje postaci, która z pozornie bezdusznej nagle przeistacza się w czułą i empatyczną osobę.
Nemezis nie jest jednak zbyt udanym materiałem na główną bohaterkę ale z innego powodu niż to, jak została napisana. Chodzi o to, że brakuje jej inicjatywy. Diabolika we wszystko co dzieje się w książce, jest uwikłana. Wiele najważniejszych wydarzeń rozgrywa się obok niej i ma się wrażenie, że na nic nie potrafi wywrzeć wpływu. W zbyt wielu momentach może polegać wyłącznie na szczęśliwym zbiegu okoliczności lub na innych bohaterach. Nieczęsto działa sama, a jeśli już, to zwykle ze złym skutkiem. Oczywiście, to zrozumiałe, skoro jako diabolika, nigdy wcześniej nie musiała podejmować decyzji samodzielnie, jednak przekłada się to na to, jaką jest główną bohaterką.
Poza tym wydaje mi się, że z Nemezis dało się uczynić o wiele ciekawszą psychologicznie postać. Zapowiedź na rewersie okładki głosząca, że nasza bohaterka odkryje w sobie iskrę człowieczeństwa, brzmi fajnie, ale jak wygląda to w praktyce? Dość prosto i przewidywalnie, rzekłabym. Liczyłam na to, że jej nieskomplikowany początkowo charakter zacznie się stopniowo pogłębiać. Tymczasem diabolika, nawet wyposażona w emocje, to osoba bardzo prostolinijna, o prostych motywacjach i sposobie myślenia. W dodatku w jej spojrzeniu na rzeczywistość zmiany zachodzą gwałtownie, pod wpływem impulsów. Nie ma tu mowy o całym procesie, jaki powinien zajść w psychice postaci i który byłby o wiele bardziej interesujący niż taka uproszczona wersja jej rozwoju. Ale czego ja oczekuję, przecież to książka dla młodzieży.
Powieść byłaby zapewne o wiele lepsza, gdyby została opowiedziana z punktu widzenia Tyrusa, którego wątek, chociaż mało odkrywczy i przewidywalny, wydaje się dużo ciekawszy. Właściwie to właśnie on jest siłą napędową fabuły, bohaterem aktywnie biorącym udział w biegu wydarzeń, a nawet kontrolującym go do pewnego stopnia. Tyrus przy tym nie wydaje się nadmiernie wyidealizowany. To interesujący, dość złożony bohater. Jest na tyle zaradną, inteligentną i charyzmatyczną postacią, że naprawdę poczułam do niego sympatię.
Jest jeszcze kilka kwestii związanych z samą warstwą literacką powieści, np. to, że rozdziały są zbyt krótkie. Może nie należę do fanów tych ciągnących się w nieskończoność, bo lubię dzielić lekturę na etapy i trudno mi odłożyć książkę w środku rozdziału. Mimo to, te spotykane w Diabolice są na tyle zwięzłe, że akcja się rwie, a one same często kończą się w dość dziwnych momentach. Inną niezbyt dopracowaną „technicznie” sprawą okazuje się zbyt prosty, przynajmniej jeśli mamy do czynienia z polskim tłumaczeniem, styl. Nie jest to bynajmniej prostota, która zakłada opowiadanie jedynie o tym, co istotne, unikająca niepotrzebnego zagmatwania, która w dzisiejszym powieściopisarstwie jest nawet pożądana. Tekst Diaboliki to po prostu wytwór mający równie dużo uroku, co instrukcja obsługi pralki. Nie pomaga to, że narratorka tłumaczy czytelnikowi wszystko jak krowie na rowie, nie pozostawiając mu miejsca na samodzielną interpretację, chociaż niektóre momenty, działania i gesty postaci naprawdę nie wymagają wyjaśnień. Być może jednak to ja zbyt dużo oczekuję, bo widocznie nastolatki są zbyt głupie, aby czytać coś bardziej skomplikowanego — przynajmniej według osób zarządzających wydawnictwami.
Chociaż Diabolika ma sporo mankamentów, w rzeczywistości moje odczucia po lekturze są całkiem pozytywne. Książkę czyta się naprawdę przyjemnie, jest wciągająca i mimo wszystko ma kilka dobrych momentów. Zwłaszcza zakończenie okazało się emocjonujące, a nawet satysfakcjonujące. Powieść łatwo zapada w pamięć. Z Diaboliką da się spędzić miłe chwile. Tytuł czasem nawet skłania do przemyślenia pewnych spraw (również wydaje się nieźle korespondować z np. Mechanicznym, choć utwór Tregillisa znajduje się na nieporównywalnie wyższym poziomie) i widać, że za jego pomocą autorka chciała coś przekazać. Jego wady nie przeszkadzają na tyle, żeby z frustracją rzucić książką o ścianę. Dla mnie to jedna z tych powieści, które wchodzą w skład mojego guilty pleasure i jeśli ukaże się ewentualny drugi tom, będę skłonna go przeczytać.

kategoria: sci-fi, literatura młodzieżowa
liczba stron: 412
tłumaczenie: Anna Gralak
cena okładkowa: 36,90 zł
wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Isleen

Komentarze

  1. O! Jak dobrze przeczytać recenzję tej książki u sprawdzonego czytacza. ;) Miałam wątpliwości, muszę przyznać, że "Diabolika" niespecjalnie mnie przekonywała... Wszystkim. Ale Twoja rozległa opinia zachęciła mnie, choćby dlatego, że osobiście bardzo doceniam swoją instrukcję do pralki (choć chyba ze zgoła innych powodów)! :D A mówiąc już teraz zupełnie szczerze - jeśli na nią trafię to chętnie przeczytam, ale tak żeby szukać i łapać to chyba niekoniecznie, bo wolę trochę bardziej pokomplikowane klimaty, a i tak w ich poszukiwaniu co któraś pozycja trafia się na podobnie lekkim poziomie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, jest dość prosta, lekka i nie żałuje się, że się ją przeczytało, ale spokojnie też można żyć bez niej ;) Polecam, jak będziesz mieć ochotę na coś prostego i przyjemnego :D

      Usuń
  2. Pamiętam, ze zaraz po premierze tej książki było o niej strasznie głośno. I właściwie nie przypominam sobie zarzutów wobec niej. A jednak, to wcale nie tak idealna powieść. Fajnie, że tak ją rozebrałaś na części pierwsze. I szkoda, ze jednak ma sporo mankamentów, dodatkowo takich, z którymi trudno przejść do porządku dziennego ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwne jest to, że pewnie w każdej innej książce strasznie by mi te wady przeszkadzały, a tymczasem w tej konkretnej jakoś łatwo mi przyszło przymknąć na nie oko.

      Usuń
  3. Chyba jednak się nie skuszę na lekturę, ale będę mieć w pamięci :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Od dłuższego czasu na nią poluję, ale za każdym razem jak jest jakaś fajna promocja z nią to nie ma już egzemplarzy :( To frustrujące :[

    Pozdrawiam i zapraszam:
    Biblioteka Feniksa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj :( Szkoda. W takim razie trzymam kciuki, w końcu musi się udać! :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.