„Wojny Alchemiczne: Mechaniczny”. Bunt maszyn w steampunkowym wydaniu.

Człowiek od zarania dziejów kochał tworzyć. Po dziś dzień z równie wielkim upodobaniem stawia siebie na miejscu istoty boskiej, bo Bóg to przecież stwórca. Uzyskanie sztucznej inteligencji czy życia z samych jego podstawowych, chemicznych komponentów, wciąż stanowi Święty Graal nauki. Co, jeśli ludzkość kiedyś rzeczywiście osiągnie jedną z tych rzeczy? Albo jeśli dokona ich obu — tak jak się stało w alternatywnej Europie z trylogii „Wojny Alchemiczne” Iana Tregillisa?



Autor Mechanicznego nie tylko tworzy świat, w którym ludzie za pomocą alchemii zdołali powołać do życia klakierów — inteligentnych służących o mosiężnych, mechanicznych ciałach, którzy mimo swojej abiologicznej budowy, potrafią snuć refleksje, czuć emocje oraz ból, zupełnie lub prawie tak samo jak my. Ten naukowy przełom w jego powieści miał miejsce już w XVII wieku w Holandii, rychło po wynalezieniu mechanizmu zegarowego. W stworzonej przez niego rzeczywistości, połączenie alchemii z nowoczesną jak na tamte czasy technologią, pozwoliło temu krajowi stać się mocarstwem rozciągającym się na całą Europę. Niestety, ludzie nie obdarowali swojego stworzenia wolną wolą, a obciążyli je okrutnym geas, czyli przymusem bezwzględnego posłuszeństwa wobec swoich panów. 
Akcja trylogii rozpoczyna się około 300 lat później. Klakierzy wciąż z oddaniem służą ludziom, jednak w sekrecie marzą o wolności. Póki co wszystko wskazuje na to, że te marzenia pozostaną tylko mrzonkami. Zupełnie nagle jednak jeden z klakierów — Jax — zauważa, że z nieznanej jeszcze przyczyny, pozbył się swojego geas. To odkrycie natychmiast ściąga na niego kłopoty i maszyna musi dostać się do Francji, czyli jednego z ostatnich zakątków świata, gdzie nikt nie będzie próbował ponownie go zniewolić.
Sięgając po Mechanicznego (wcześniej czytając wiele jego recenzji), spodziewałam się po prostu dobrej lektury. Nie miałam jednak pojęcia, że ta książka to kawał świetnej, współczesnej fantastyki, poruszającej wątki filozoficzne i egzystencjalne.
Zacznijmy jednak od początku. Jedną z najmocniejszych stron powieści stanowi jej uniwersum. Świat robi wrażenie swoją wyrazistością, jak również niebanalnością. Już sam pomysł, aby to mechanizm zegarowy uczynić czymś równie przełomowym, co maszyna parowa lub elektryczność, jest interesujący. Mechaniczny wciąż reprezentuje steampunk, ale w nowy, oryginalny sposób, podchodząc delikatnie pod dieselpunk, czyli jedno z jego rozgałęzień, chociaż to określenie też nie wydaje mi się do końca trafne.
Cenię także to, jak Tregillis konstruuje świat mechanicznych. Zapewne nieraz spotkaliście się z podobną koncepcją, która wcale nie jest tak nowa, jak mogłaby się wydawać. W końcu już w tradycji żydowskiej, starszej nawet od chrześcijaństwa, występuje postać golema, czyli istoty zbudowanej przez człowieka i mu posłusznej. W fantastyce motyw wiernych człowiekowi maszyn, które z czasem się buntują, to zjawisko dość powszechne. Myślę, że mieliście też okazję zapoznać się z przypuszczeniami futurologów, że kiedyś rzeczywiście uda nam się zaszczepić komputerowi inteligencję podobną do ludzkiej i maszyny te staną się na tyle nieprzewidywalne, że ich bunt należy brać pod uwagę. Tregillis wyraźnie nawiązuje do tych obaw oraz postaci golema, ale idzie o krok dalej, niż większość pisarzy sci-fi czy prognostów. Wprowadzając postacie klakierów, zadaje bowiem pytanie o istnienie wolnej woli i duszy. Jeśli to realnie występujące stany lub byty, to czy sztucznie powołana do życia istota może je posiadać? Co, jeśli tak? Jak powinniśmy się wtedy do niej ustosunkować i jak ona odniesie się do nas? Czy będziemy w stanie się porozumieć, zrozumieć jej świat, a także poruszoną w powieści kwestię tego, co ona uznawałyby za tematy tabu?
Społeczność, jaką tworzą klakierzy i to, jak odnoszą się do siebie nawzajem, również wzbudza zainteresowanie. Wcześniej chyba nie spotkałam się w literaturze z podobną im istotą, ale wyposażoną we wszystkie ludzkie odruchy, przemyślenia i uczucia. Ciekawe, jak ten wątek rozwinie się w następnych tomach.
Chociaż uniwersum naprawdę trzeba docenić i muszę powiedzieć, że to jeden z najciekawszych światów, z jakimi miałam do czynienia w fantastyce, na szkle pojawiła się jedna rysa. Chodzi mi o niedostateczną zgodność z realiami pierwszej połowy XX wieku, w której zostały osadzone wydarzenia powieści. A mówiąc ściślej, mam na myśli emancypację kobiet, która tutaj ma bardzo współczesny charakter. Od razu muszę zauważyć, że poniższa uwaga nie ma nic wspólnego z moim osobistym stosunkiem do równouprawnienia, a rozchodzi się jedynie o wadę w konstrukcji uniwersum.


Na początku XX wieku feminizm dopiero zaczął się rodzić i ludzie nie dysponowali jeszcze tak liberalnym podejściem do społecznej roli kobiety, jak ci w alternatywnej rzeczywistości Tregillisa. Nawet sto lat po pojawieniu się pierwszych sufrażystek, w kwestii równouprawnienia wciąż trzeba wiele naprawić. W pierwszej połowie XX wieku, widok kobiety służącej w czasie pokoju w wojsku czy sprawującej prestiżowy urząd, był prawdziwym ewenementem. W powieści natomiast wygląda na to, że to kobiety objęły większość najwyższych stanowisk, a ich widok w armii to najzwyklejsza rzecz na świecie i służy ich co najmniej tak samo dużo, jak mężczyzn. Tregillis nieźle „poleciał” też w drugą stronę, wprowadzając postać mężczyzny, który robi na drutach szalik. Wtedy było to raczej nie do pomyślenia.
Oczywiście, jestem świadoma, że mamy do czynienia ze światem alternatywnym. Stworzenie klakierów dużo w nim zmieniło, jednak wygląda na to, że tylko jeśli chodzi o rozłożenie sił w Europie i kierunek, w którym poszła technologia. Nie widać powiązania między rozwojem techniki, a emancypacją. Gdyby był to zupełnie odrębny od naszego świat, tak duże równouprawnienie płci byłoby dopuszczalne. W Wojnach Alchemicznych nie jest to jednak zupełnie nowa rzeczywistość, a bazująca na realiach i historii, które kiedyś rzeczywiście miały miejsce. Autor, tworząc historyczną fantasy, z naciskiem na słowo „historyczna”, powinien to, co odbiega od prawdziwego biegu wydarzeń i rozwoju społeczeństwa, uzasadnić. Jeśli połączenie zegarmistrzostwa i alchemii wpłynęło na pojawienie się podobnej transformacji kulturowej, musi jakoś to zawrzeć w konstrukcji świata, aby czytelnik przynajmniej w przybliżeniu wiedział, w jaki sposób zaszły zmiany. Tutaj jednak brak jakiegokolwiek uzasadnienia dla tak zaawansowanej formy emancypacji kobiet. Niestety, Tregillis szafuje zapewne własnymi, odnoszącymi się do społecznego porządku przekonaniami w sposób nieprofesjonalny i przez to stworzona przez niego rzeczywistość traci na wiarygodności. Dziwne, bo każdy inny element powieści wskazuje na to, że nie pisze pierwszy raz.
Nawet mimo to bardzo lubię to uniwersum, które sprawdza się we wszystkich innych aspektach.
Na szczęście powieść jest na tyle dobra, że to potknięcie nie wpływa znacząco na jakość lektury. Kolejną jej zaletę stanowią bardzo przyzwoicie skonstruowane postacie. Na szczególną uwagę zasługuje niejednoznaczna pod względem moralnym i bardzo wiarygodna Berenice. Należy też wspomnieć o pastorze Visserze, ciekawym głównie ze względu na rozwój pod wpływem tego, co go spotyka. Nie dajcie się zwieść opisowi na rewersie okładki — jeśli sądzicie, że Francuzi zostaną tu ukazani jako „ci szlachetni”, pomagający zniewolonym klakierom katolicy, to możecie bardzo się zdziwić. W polityce rzadko ktoś robi coś bezinteresownie i autor nie próbuje jej w tej kwestii wybielać.
Mechanicznego trzeba pochwalić również za dobrze prowadzoną, wartką akcję. Chociaż nie brakuje scen przemocy, nie przeważają one nad treścią książki. Skoro o nich mowa, potrafią przyprawić o ciarki. Te najbardziej wstrząsające może nie pojawiają się szczególnie często, ale w tym przypadku Tregillis stosuje taktykę „raz a dobrze”. Innymi słowy, może szczególnie krwawych scen nie znajdziemy w co drugim rozdziale, ale jeśli już na nie natrafimy, to trzeba mieć stalowe nerwy, żeby przynajmniej się nie wzdrygnąć. Osobiście, nie chciałabym ich oglądać na przykład w filmie. Autor ujawnia między innymi w ten sposób swoje wysokie umiejętności w prowadzeniu narracji i opisywaniu.
Mechaniczny to powieść, której nie da się przeczytać bez choćby odrobiny intelektualnego zaangażowania. Miłośnicy filozofii znajdą w niej coś dla siebie, ponieważ autor przywołuje prace na przykład Spinozy czy Kartezjusza, a także porównuje różnice w filozofii katolickiej oraz protestanckiej, głównie pod kątem zagadnienia wolnej woli. Czytając, można nie tylko dobrze się bawić, ale przy okazji czegoś dowiedzieć lub nawet wejść w polemikę z postaciami, które dyskutują między sobą na te tematy.
Mechaniczny to z pewnością bardzo udana książka, a w dodatku reprezentuje ona ten rodzaj fantastyki, który cenię najwyżej. Ten, w którym pojawia się nie tylko świetna fabuła i wartka akcja, ale również dający do myślenia. Chociaż Tregillisowi nie udało się oddać klimatu początku XX wieku (na co wielu miłośników historycznej fantasy z pewnością liczy), a wyszła mu bardziej jakaś dziwna hybryda wieków XIX i XXI, to nadrabia bardzo ciekawym uniwersum i korzysta z jego potencjału. Ja już planuję kolejny tom trylogii, a Wam z czystym sumieniem polecam, jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać.

kategoria: historyczna fantasy, steampunk
liczba stron: 480
tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
cena okładkowa: 39,90
wydawnictwo: SQN Imaginatio

Książkę mogłam przeczytać dzięki
Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl
Isleen

Komentarze

  1. Ta książka wciąż na mojej liście do przeczytania, a po tylu pozytywnych recenzjach mam naprawdę ogromne oczekiwania wobec niej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby sprostała :) Ja kompletnie nie spodziewałam się tego, co tam znalazłam.

      Usuń
  2. Mnie ta wada w konstrukcji świata nie ruszyła, bo... skoro świat i tak bardzo się zmienił, mechaniczny przejęli część kobiecych obowiązków to osobiście mnie to nie raziło. W ogóle na moje oko to jest logiczne. W końcu kobiety mają więcej czasu, mogą więc się buntować i zajmować innymi rzeczami.
    A co do wątków filozoficznych... niestety, w kolejnym tomie jest ich zdecydowanie mniej, jeśli w ogóle :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, szkoda :( Ale i tak przeczytam.

      Z jednej strony racja, a z drugiej klakierzy byli jednak luksusem, na który mogli sobie pozwolić jedynie najbogatsi. Czyli zamożne damy, które w naszym świecie miałyby po prostu służące, nie musiały zmieniać swoich zajęć, do których i tak należały rzeczy, których raczej służbie by nie powierzono, czyli brylowanie w towarzystwie, obecność na nabożeństwie w kościele (czy innej świątyni), podejmowanie gości rozmową itp. W sumie feminizm narodził się pod wpływem obu wielkich wojen, bo po prostu zabrakło mężczyzn do wykonywania męskich zawodów. W Wojnach Alchemicznych zapewne było podobnie, bo przecież wojska składające się z klakierów mają miażdżącą przewagę nad siłami zbrojnymi Francuzów. I jeśli już to w ten sposób mogło dojść do tak dużego równouprawnienia (wyobrażam sobie, że wojska holenderskie bardzo uszczupliły populację mężczyzn i kobiety były zmuszone zastąpić ich nawet w armii). Byłoby jednak fajnie, gdyby Tregillis gdzieś o tym wspomniał, bo to jest tylko domysł.

      Usuń
  3. "Mechaniczny" bardzo mi się spodobał. Jest to imponująca konstrukcja, fabularna, techniczna, niesamowity świat. Świetnie stworzone postacie, niezwykłe naukowo-alchemiczne podejście. Byłam pod wrażeniem, choć chwilami bywało mi zbyt topornie, jakoś ciężko było mi się przedrzeć przez fabułę, ale nie zmienia to faktu, że książka przyniosła mi ogromnie dużo satysfakcji i nie mogę się doczekać żeby usiąść do kolejnego tomu! Z całą Twoją recenzją się zgadzam, choć podobnie jak Katrina nie dostrzegłam problemu emancypacji, jakoś nie poraziło mnie to. ;) Świetna opinia! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Mnie to też jakoś szczególnie nie razi, to dla mnie bardziej taki klocek, który nie pasuje do zestawu, ale chyba potrafię nad tym przejść do porządku dziennego. Samo wyjaśnianie o co mi chodzi zajęło dość dużo miejsca.

      Usuń
  4. Ta okładka jest okropna! Dlatego nie sięgam po tę książkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, bo akurat "Mechaniczny" jest świetną książką i nie ma co kierować się okładką w jego przypadku.

      Usuń
  5. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale mogłabym się skusić. Moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto :) Steampunkowy klimat z pewnością jest ;)

      Usuń
  6. Pokochałem tę trylogię, mimo że wielu osobom czegoś w niej brakuje, to do mojego jeżowego serduszka przemówiła :D

    Pozdrawiam jeżowo
    Nikodem z Jeże czytają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mojego też, a przynajmniej pierwszy tom :) Nie mogę się doczekać następnego, mam nadzieję, że będzie równie dobry :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

Introwersja. Co to za stwór i jak go pogłaskać? #2