A więc istnieje życie po Hogwarcie. „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”.



Wielu z nas wciąż marzy o liście z Hogwartu. Mamy też swoje ulubione domy, do których pragnęlibyśmy zostać przydzieleni. Ale czy zastanawialiście się kiedyś, co chcielibyście robić w świecie czarodziejów już po opuszczeniu murów Szkoły Magii i Czarodziejstwa? Newt Scamader postanowił zostać Steve'm Irvinem czarodziejskiego świata — jeśli jesteście ciekawi, czy dobra wyszła z tego historia, zapraszam na recenzję.
Szczerze mówiąc, po recenzji Doctora Strange'a (link tutaj) planowałam wrzucić tekst o trzeciej części Bridget Jones. Jednak Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć wali do mnie drzwiami i oknami błagając o recenzję, dlatego macie okazję zapoznać się z nią dużo szybciej, niż sama przypuszczałam. Nie martwcie się, Bridget Jones 3 również się ukaże, ale trochę później. Tymczasem, przejdźmy do meritum.
Jak tutaj opisać fabułę w taki sposób, aby nie zdradzić szczegółów? Wszak w Fantastycznych zwierzętach dzieje się tyle, że streszczenie chociażby początku przysparza pewien problem. Spróbujmy jednak: marzeniem Newta Scamandera jest napisanie podręcznika o magicznych zwierzętach. Czarodziej objeżdża cały świat w celu badania ich i ratowania. Trafia w końcu do Stanów Zjednoczonych, a konkretnie do Nowego Jorku. Akcję do przodu popycha ucieczka niuchacza z jego walizki. Wtedy już wszystko dzieje się lawinowo. Samo zniknięcie stworzonka wpędza Newta w niezłe tarapaty, gdyż futrzak nie zadaje sobie trudu ukrycia się przed mugolami (w Stanach, co ciekawe, nazywanych niemagami). Newt, usiłując go złapać, nie dość, że jest zmuszony używać magii przy zwykłych ludziach, to jeszcze w pewnym momencie całego tego zamieszania przez pomyłkę zabiera walizkę niemaga Jacoba Kowalskiego zamiast własnej. Ten też nie zauważa niedopatrzenia, co kończy się wypuszczeniem na wolność kilku innych stworzeń zamieszkujących bagaż Scamandera. Tymczasem w Nowym Jorku rozwija się ruch mający na celu demaskowanie i tępienie czarodziejów, uważanych przez jego członków za potwory. Newt musi odnaleźć zaginione zwierzęta, co amerykańscy aurorzy jak i one same zaczną mu znacznie utrudniać, lecz nie ma pojęcia jeszcze, z czym będzie musiał się wkrótce zmierzyć.
To tak w dużym skrócie i uproszczeniu, bo fabuła Fantastycznych zwierząt rzeczywiście jest dość złożona, wielowątkowa i przez to niestety dość chaotyczna. Żeby nadążyć za pędzącą akcją rozgrywającą się na ekranie, trzeba oglądać film uważnie i ze skupieniem. I to może stanowić dla wielu widzów pewien problem na poziomie odbioru. Chociaż mi konieczność zwiększonej uwagi i fakt, że przez długi czas wszystko wydawało się dość pogmatwane nie przeszkadzały jakoś szczególnie, niezbyt spodobało się to mojej przyjaciółce, z którą poszłam do kina; dla niej sposób opowiadania tej historii, — który, nie oszukujmy się, mógłby być jednak bardziej przejrzysty — położył się cieniem na przyjemności czerpanej z oglądania. Jeśli jednak uporządkujemy sobie to wszystko okazuje się, że mamy do czynienia z ciekawą i pełną akcji, lecz czasami też mroku, przygodą. Niewinny początek przeradza się w niezłą chryję, a opowieść sama w sobie wciąga i do końca trzyma w napięciu.
Humor jest jednym z ogromnych plusów filmu. Przy Fantastycznych zwierzętach naprawdę można się pośmiać (choć scenę z tańcem godowym można było sobie jednak odpuścić — albo przynajmniej trochę ją skrócić, bo po pewnym czasie po prostu się ciągnie). Ale spotkamy tu nie tylko elementy komediowe. Znajdzie się wiele momentów zarówno naprawdę pięknych, a czasem nawet wzruszających. Ja przez cały film miałam ciarki, bo bardzo do mnie przemawiał — naprawdę czułam całą tą, że tak się brzydko wyrażę, „epickość”, fabuła zdecydowanie ma w sobie to „coś”, którego nie umiem tak po prostu określić. Wpatrywałam się w to wszystko oczarowana, chociaż nie mogę powiedzieć, że w jej konstrukcji — czy raczej rozłożeniu akcji — nic bym nie zmieniła.
Pojawił się też dość mroczny wątek, który oglądało się już mniej przyjemnie, gdyż po prostu był dość ciężki. Z początku wydawało mi się, że nijak nie przystaje do baśniowej konwencji filmu, gdyż bardzo kontrastował z wątkiem protagonisty, który szczerze mówiąc podobał mi się dużo bardziej — był po prostu lepiej ujęty. Teraz jednak myślę, że dla uniwersum Harry'ego Pottera wyraźny rozdźwięk pomiędzy tym, co piękne i urzekające a tym, co przerażające jest dość charakterystyczny. Dobrze więc, że tutaj się pojawił. Wbrew pozorom Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć nie jest produkcją przeznaczoną dla dzieci, ale dla fanów wychowanych na HP — dziś już dorosłych i oczekujących dojrzalszych fabuł. Z pewnością mrok przełamuje baśniowość i nie pozwala, aby zrobiło się zbyt cukierkowo i mdło, zupełnie tak jak odrobina soli przełamuje słodycz karmelu. Mimo wszystko jednak poprawiłabym go, bo moim zdaniem pewien problem społeczny, a przede wszystkim samego bohatera wątku — Credence'a — przedstawiono trochę zbyt tendencyjnie.
Odrobinę dłużył mi się jedynie koniec, jednak rozumiem, dlaczego musiał być w ten sposób zbudowany. Mimo to wydaje mi się, że dałoby się go trochę skrócić bez szkody dla niego samego. Muszę jednak przyznać, że mimo to podobało mi się to zwieńczenie, po którym ciężko nota bene zgadnąć, co stanie się w następnym filmie z serii. Jednak udało mi się wysnuć pewne przypuszczenia. Czy słuszne, tego pewnie dowiemy się po premierze części drugiej z pięciu zaplanowanych (bo teraz już części Fantastycznych zwierząt ma być pięć, a nie trzy, jak pierwotnie planowano).
Przejdźmy zatem do bohaterów, o których naprawdę dużo da się powiedzieć. Przede wszystkim świetnie wyszły tytułowe magiczne stwory. Mamy ich sporo, a co najlepsze, to wcale nie przedstawiciele oklepanych już bestii. To nie kolejne jednorożce, smoki czy gryfy, ale zupełnie niespotykane wcześniej, w dużej mierze naprawdę oryginalne istoty, o przeróżnych temperamentach. Pocieszne, zabawne lub zachwycające, a nawet te obrzydliwe — o każdym dowiemy się przynajmniej trochę, uniwersum jest dobrze rozbudowane pod tym względem.
Im więcej myślę o głównym bohaterze — Newt'cie Scamanderze — tym bardziej go lubię. Trochę niezdara z niego, przyznaję, jednak uważam, że to część jego uroku. Muszę się przyznać, że popełniam pewien grzech związany z postrzeganiem postaci fikcyjnych, mianowicie w dużej mierze oceniam je jak prawdziwych ludzi. Podoba mi się w nich nie tylko pomysł, nietuzinkowość, budowa lub charyzma, ale też przyjmowane przez nie pewne postawy moralne. A jak już pewnie zdążyliście zauważyć, uwielbiam bohaterów o silnym kręgosłupie moralnym. Tak już mam. I jedną z takich postaci jest właśnie Newt. Chociaż potrafi naprawdę głęboko wpakować się w tarapaty, nie użala się nad sobą, nie poddaje się twierdząc, że nic nie potrafi, ale konsekwentnie dąży do wyznaczonego celu i przede wszystkim udowadnia, że potrafi go osiągnąć. Oprócz tego doceniam jego opiekuńczość i oddanie (przez które trochę kojarzy mi się z Willem Laurence'm z cyklu Temeraire). Ma pasję, charyzmę, dobre serce i wrażliwość, ale przy tym wypada bardzo naturalnie dzięki czemu nie wydawał mi się zbyt krystaliczny. Myśli całkiem po swojemu. Z pewnego powodu udało mi się nawet z nim trochę utożsamić. Jak dla mnie ta postać wypada jak najbardziej na plus, to jedna z moich ulubionych w uniwersum HP, jeśli nie ulubiona.
Na uwagę zasługuje również Jacob, którego nie sposób nie pokochać nawet, jeśli reprezentuje dość typowy rodzaj bohatera. Jest po prostu pocieszny, zabawny i z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu naprawdę wzbudza sympatię. Ma swój osobny, całkiem nieźle zrobiony wątek. Bardzo podoba mi się jego relacja z resztą bohaterów.
Należałoby też wspomnieć o jednej z równie ważnych bohaterek, Porpentynie Graves. Ta jednak nie zrobiła na mnie wrażenia. Tą postać napisano dość banalnie, w ogóle nie jest interesująca, nie przykuwa uwagi. Śmiem twierdzić, że raczej nie jest też zbyt inteligentna. Zapewne za to, jak Tina prezentuje się na ekranie nie odpowiada jedynie scenariusz, ale również sama aktorka, która nie potrafiła uczynić tej postaci mniej szarą i nudną. Właściwie trudno powiedzieć o niej coś więcej poza ograniczeniem się jedynie do pewnych faktów z jej życia. O wiele lepiej wypada jej siostra Queenie, która wcale nie jest taka głupia, jak początkowo się wydaje, poza tym to bohaterka dużo bardziej wyrazista, posiadająca — w przeciwieństwie do siostry — jakiś charakter.
Wydarzenia rozgrywające się w filmie mają miejsce siedemdziesiąt lat przed tymi, które znamy z rodzimej serii (mamy więc pierwszą połowę XX wieku). Przyczepię się stwierdzeniem, że w niektórych szczegółach twórcy nie dotrzymali realiów epoki, choć bardzo możliwe, że specjalnie zrobili kilka błędów, chcąc dotrzeć do dzisiejszego widza. Nie wpływa to jednak w znaczącym stopniu na odbiór, przynajmniej dla mnie. Najbardziej jednak dziwiła mnie konstrukcja amerykańskiej społeczności czarodziejów. Z jednej strony, jak na Stany przystało, postępowej (o czym świadczy na przykład obecność czarnoskórej kobiety na jej czele byłoby poprawniej politycznie chyba tylko gdyby nosiła jeszcze burkę) a z drugiej zacofanej w odniesieniu do Europy (sic!) pod względem stosunku do mugoli. Nie da się ukryć, że trochę się to kupy nie trzyma.
Zapomniałabym zwrócić uwagę na efekty specjalne, które wyglądają mistrzowsko, zwłaszcza jeśli chodzi o fantastyczne stworzenia. Ale czymś szczególnie niesamowitym jest soundtrack — naprawdę klimatyczny, piękny, choć odmienny od tego znanego nam z serii o HP. Mogłabym go słuchać godzinami.
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć ma swój własny, odrębny klimat, odmienny od klimatu HP, choć na nim wzorowany. Wciąga on równie mocno. To zupełnie samodzielne dzieło, znacznie rozszerzające uniwersum. Nareszcie mamy okazję przyjrzeć się bliżej rzeczywistości czarodziejów poza Hogwartem i to na innym kontynencie. Mimo, że nie obyło się bez kilku potknięć, naprawdę prawie w ogóle mi nie przeszkadzały. Mocne strony filmu, których wcale nie brakuje, bardzo go bronią. Skutecznie odwracały moją uwagę od tego, co nie do końca wyszło jak należy. Kto jeszcze nie widział, niech biegnie do kina póki grają. Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę się doczekać na następną część, bo żyję tym filmem od ładnych kilku dni. Po nieudanym Harry'm Potterze i przeklętym dziecku miło obejrzeć coś takiego. Moim zdaniem w tym przypadku J.K. Rowling znów pokazała, na co ją stać.
Isleen

Komentarze

  1. Podoba mi się metafora karmelu, ale pozwolę sobie przyczepić się do jednej, małej rzeczy. Istoty jakie poznaliśmy to hipogryfy, nie gryfy. Gryf jest polaczeniem lwa i orła, hipogryf konia i orła ;) ale jak widzisz to tylko drobna uwaga techniczna :)Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za recencje! P.s. Jak oceniasz antagonistę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ, drogi Anonimie, śmiem twierdzić, że nie przeczytałeś/łaś mojej recenzji uważnie. Wiem, że stworzenia, które mieliśmy okazję poznać w HP to hipogryfy, jednakże w tej chwili naprawdę miałam na myśli gryfy. Nie chodziło mi o uniwersum HP, ale o ogół tworów fantastycznych, tzn. o to, że fantastyczne zwierzęta nie są banalne w porównaniu z wieloma innymi utworami. Jeśli chodzi o antagonistę, w tej chwili trudno mi się o nim wypowiadać. Nie ulega wątpliwości, że mnie zaskoczył. Nie jest chyba najgorszy, ale póki co trudno mi się zorientować jakoś w tej postaci, czekam na jej rozwinięcie.

      Usuń
    2. Nie wiem skąd posądzenie, że nie czytałem uważnie i dość uniesiony ton. Nie wyczytałem najwyraźniej intencji. Nie ma potrzeby wysuwać takich raptownych posądzeń. Zapomniałem dodać wcześniej, że podoba mi się wyjątkowo tytuł artykułu. Pozdrawiam uprzejmie :)

      Usuń
    3. Jak teraz czytam to rzeczywiście widzę, że moja wypowiedź może brzmieć niezbyt przyjemnie, nie miałam jednak nic złego na myśli (coś mnie wzięło raczej na napisanie tej odpowiedzi w tak dziwnym stylu). W każdym razie przepraszam, naprawdę nie chciałam, żeby tak zabrzmiała. Po prostu wydawało mi się, że dość jasno wynika z tekstu, co mam na myśli i naprawdę myślałam, że być może przeczytałeś na szybko, bo tak też się zdarza i pewnie coś pokręciłeś. Najwyraźniej rzeczywiście nie wyraziłam się dość precyzyjnie. Przepraszam. I dziękuję za wskazanie tego, co podobało Ci się w artykule, bo to bardzo pomocne. :)

      Usuń
    4. W porządku. Jesteś zaangażowaną autorką, w dodatku z klasą przyznania sie do przesadzonej reakcji. To się ceni! Czekam niecierpliwie na następne artykuły - Oddany Anonim :)

      Usuń
  2. Powiem Ci, że na ekranizację się wybieram, ale jakoś nie mam zbyt wielkich oczekiwań wobec niej. Teraz są troszkę większe :D
    No cóż, a propos Rowling - tę ksiązkę napisała już jakiś czas temu, specjalnie dla czytelników, żeby uzupełnić co nie co świat czarodziejów w naszych głowach. Teraz Przeklęte dziecko było wydane wyłącznie dla kasy...
    Słyszałam, że w tej ekranizacji trochę za mało było tych tytułowych fantastycznych zwierząt ;<
    Kasia z Kasi recenzje książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też nie miałam dużych oczekiwań i bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. :D
      Tak, owszem, książka była wydana, ale w formie gotowego podręcznika Newta. To taki leksykon zdaje się. Tutaj mamy konkretną historię i to pod tym względem świat jest rozszerzony (no wiesz, fakty takie jak np. w stanach nie ma mugoli, są niemagowie itd.) Podobno film też ma wyjść w formie scenariusza :D
      Jak dla mnie było całkiem dużo tych zwierząt, a przynajmniej tyle ilu spodziewałabym się w pierwszej części. Mimo wszystko film nie opowiada jedynie o nich. Chyba wepchnęli ich tam tyle, ile się dało. Ale części ma być pięć, więc myślę, że zwierząt będzie jeszcze przybywać ;)

      Usuń
    2. O Boże, niech oni już nie robią żadnych scenariuszy, żadnych dramatów, niech zaprzestaną xD
      Tak! Dostałam zawału, gdy usłyszałam, że będzie pięć części xDD

      Usuń
  3. a ja ciągle wybieram i wybieram się do kina... jakoś mój zapał ostygł po Przeklętym Dziecku, ale jeśli piszesz że warto, to postaram się wybrać. o ile znajdę 2D z napisami o pasującej mi porze (to wcale nie takie łatwe) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałam problem ze znalezieniem 2D z napisami ale udało się. Powodzenia i miłego seansu :)

      Usuń
  4. Mam chęć na obejrzenie tego filmu, ale do najbliższego kina mam 50km, więc nie pojadę :/
    Pozostało mi czekać, aż film przyjedzie do mnie na internecie. A ty tak kusisz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, współczuję :( Ja sobie nie wyobrażam nie mieć kina gdzieś w mieście. Mam nadzieję, że nie będziesz musiała czekać zbyt długo :)

      Usuń
  5. Jakoś do tej pory byłam przekonana, że to film familijny. Dobrze wiedzieć, że jednak powinnam go oglądać bez córki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie pokazałabym go dziecku przynajmniej do 12 roku życia. Młodsze mogą się przestraszyć, bo czasami jest dość przerażająco.

      Usuń
  6. Marzę, żeby już obejrzeć ten film! :)

    Spojrzenie EM

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem bardzo ciekawa tego filmu, będzie na pewno miłą odskocznią od codzienności. :)
    Pozdrawiam WiktoriaCzytaRazemZWami

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze nie byłam w kinie i nie wiem czy pójdę. Tak nie mam na nic czasu i tak mnie to dołuje, bo na pewno na dużym ekranie znacznie lepiej się to ogląda :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba się zdecyduję na ten film, może się okazać całkiem fajnym przerywnikiem między innymi tytułami, bo ostatnio wpadłam za bardzo monotematycznie w filmach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Mam nadzieję, że Ci się spodoba

      Usuń
  10. Hmmm... W sumie jestem bardzo ciekawa tego tytułu. Mam nadzieję że niebawem uda mi się go obejrzeć, najlepiej w kinie ;)
    Pozdrawiam
    Moment Of Dreams ♥

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.