Jak wyłonić przywódcę idealnego, czyli „Testy”



Trylogia autorstwa Joelle Charbonneau zatytułowana „Testy” rozpoczynająca się powieścią o tej samej nazwie to niewątpliwie wynik inspiracji „Igrzyskami Śmierci”. Innymi słowy, to kolejna współczesna dystopia dla młodzieży, która niestety, jak mi się wydaje, nie uzyskała w naszym kraju należytego rozgłosu. A szkoda. Mam wrażenie jednak, że wiem, co jest tego przyczyną.
                Powieści dystopijnych z nastoletnią, główną bohaterką która pada ofiarą bezdusznego systemu, w którym żyje i przeżywa piekło przezeń rozpętane, aby w końcu wziąć w swoje ręce losy świata stojącego na krawędzi, zapewne macie, podobnie jak ja, już potąd. Mimo to, z całego tego nurtu, który zapoczątkowała trylogia Suzanne Collins, da się wyłowić kilka perełek. Testy to właśnie jedna z takich całkiem udanych książek, które mogą wydać się interesujące dla szerokiego grona odbiorców. Dlatego postanowiłam opisać Wam ją i zrecenzować z nadzieją, że uda mi się Was zachęcić do jej lektury.
                Ale od początku: rzecz dzieje się na terenie zniszczonych wojną Stanów Zjednoczonych — no bo gdzieżby indziej. Główną bohaterką i narratorką powieści jest Malencia Vale, przez przyjaciół zwana Cią, szesnastoletnia absolwentka szkoły w Kolonii Pięciu Jezior. Uroczystość ukończenia obowiązkowego etapu nauczania to nie tylko jasny znak dany społeczeństwu, iż państwo od chwili uczynienia kogoś absolwentem uważa go za dorosłego. To jednocześnie chwila, która rozstrzyga o dalszych losach uczniów opuszczających mury swojej placówki — nowi pełnoprawni obywatele z bijącym sercem wyczekują chwili, w której burmistrz poinformuje, czy któryś z nich został zakwalifikowany do testów, które mają wyłonić przyszłych studentów uniwersytetu. Należy nadmienić, że rekrutacja na studia w Zjednoczonej Wspólnocie różni się znacznie od tej, którą znamy z naszych własnych realiów. Tam to nie Wy decydujecie, czy będziecie studiować, lecz państwo, które co roku spośród absolwentów szkół wyłania tych, którzy mają największe szanse na zdanie testów wstępnych. Kiedy dostajecie brązową torbę i bransoletę wiecie już, że spotkał Was największy zaszczyt, a nawet jeśli mimo to nie macie zamiaru studiować — cóż, nie macie dużo do powiedzenia. Bo sprzeciwienie się jest traktowane jak zdrada stanu, a więc konsekwencje tego posunięcia pewnie nie są najprzyjemniejsze.
                Nasza bohaterka, przepełniona optymizmem i szczerą chęcią zmieniania świata wierzy, że dzięki dostaniu się na uniwersytet będzie mogła zrobić ze swoim życiem coś dobrego i stawia wszystko na jedną kartę. Poza studiowaniem nie ma dla siebie innych planów, więc z tym większą niecierpliwością oczekuje wyników. Nie ma pojęcia, że kwalifikacja do testów to wyrok i że w nadchodzących dniach będzie musiała walczyć o przetrwanie.
                Szczerze mówiąc, książka zaczyna się dosyć drętwo i banalnie. Od razu z resztą widać, że niestety pod względem literackim szału nie ma i bardzo szybko sprawia wrażenie, iż fabuła została zbudowana zbyt prosto i nielogicznie — nie powiem Wam, na jakim przykładzie widać to najbardziej, aby nie robić spoilerów. Przez pierwsze kilka rozdziałów przeszłam z krzywym, lekko zażenowanym uśmieszkiem. Kolejna infantylna, kiepsko napisana imitacja Igrzysk, myślałam. Powieść jednak w pewnym momencie zaczyna się rozkręcać i toczy się może nie na najwyższym, ale całkiem przyzwoitym poziomie.
                Jej konstrukcja — nie wiem, czy mnie to cieszy czy boli — bardzo przypomina Igrzyska Śmierci. Cia opuszcza ubogi, rodzinny dom i udaje się do stolicy, razem z resztą kandydatów, aby poddać się przeróżnym testom. Tak jak u Collins mamy tu przedstawione poszczególne etapy, które nie są bez znaczenia i które nieuchronnie prowadzą nas do najważniejszej i najbardziej krwawej konfrontacji.
                Fabuła została skonstruowana całkiem przyzwoicie — może nie jest najbardziej skomplikowana na świecie, ale przynajmniej spójna i przede wszystkim wciągająca. Chociaż wiele jej elementów dość łatwo przewidzieć, spotkamy też takie, które całkowicie zaskakują. To jest jakoś tak napisane, że po prostu z zaciekawieniem chce się czytać dalej, nawet jeśli pewne aspekty już dawno udało nam się przewidzieć. Testy to jeden z tych tytułów, który najpierw wydaje się zupełnie przewidywalny, by w chwili, w której znamy potencjalne zakończenie, nagle przekonać nas, że wcale nie spodziewaliśmy się wszystkiego. Mimo to wciąż pozostaje w bezpiecznym schemacie. Czy mi się to podoba? Cóż, trochę szkoda, że Charbonneau nie zrobiła tego trochę bardziej oryginalnie. Ale to nic nowego, że tworzone i opowiadane przez nas historie zazwyczaj podlegają różnym szablonom — w niektórych przypadkach po prostu nie widać tego aż tak mocno. A ponieważ bardzo lubimy słuchać tej samej opowieści na różne sposoby, a od schematu na dłuższą metę nie ma ucieczki, dopóki wszystko jest poprawnie, logicznie, spójnie, porządnie i nie do bezczelności banalnie, słowem: jak należy, to nie mam zamiaru jakoś specjalnie się czepiać.  Z drugiej strony autorka mogła zrobić coś jeszcze, aby nadać książce indywidualnego charakteru. Ja na przykład z utęsknieniem czekam na taki właśnie świat, ale na przykład z męskim bohaterem. Bo akurat ta monotonia z płcią, wiekiem i pochodzeniem zaczyna już naprawdę nudzić, przynajmniej mnie. Czekam też na podobną dystopię dla dorosłych, albo chociaż młodych dorosłych.
                Książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Do tej pory zastanawiam się jednak, czy to, że dialogi brzmią dość nienaturalnie jest winą zbyt pompatycznego języka i zbyt pełnych zdań, gdyż większość ludzi na co dzień nie rozmawia ze sobą w ten sposób, zwłaszcza w sytuacjach nieoficjalnych. Nie zapominajmy jednak, że mamy do czynienia z młodymi geniuszami, którzy pod wieloma względami wykraczają poza przeciętność. Mimo to czytając i tak odczuwałam pewien zgrzyt, gdyż w prawdziwym życiu naprawdę nikt tak ze sobą nie rozmawia. Ale może to wina tłumacza.
                Tym, co mają Testy, a czego brakuje Igrzyskom Śmierci jest porządna główna bohaterka. No dobra, może Cia to niezbyt trudna pod względem budowy postać, ale jest konsekwentna, zrobiona bez fanaberii, wzbudza sympatię i chce się jej kibicować, dzięki czemu wszystko przeżywa się silniej (a przynajmniej ja tak mam). Charbonneau nie kombinowała przy Cii, tak jak Suzanne Collins przy Katniss. Stworzyła postać na miarę swoich umiejętności i wyszło to o wiele porządniej niż przy Everdeen, w której nieudolnie mieszają się co najmniej trzy różne osobowości. Cia to zwykła, poczciwa ale inteligentna dziewczyna. Nikt więcej. I właśnie tą prostotę się w niej kocha. To nie życiowa niedorajda jak Katniss Everdeen ani nie idiotka jak Tris Prior.
                I chociaż Cia to dobra kreacja, prawdopodobnie to ona jest jedną z przyczyn, dla których o Testach raczej się nie słyszy. Dlaczego? Ponieważ jest... nudna. Czasy postaci o charakterze zbliżonym do Harrego Pottera już się skończyły. Malencia dobrze się uczy, posiada silny kręgosłup moralny, jest miła, sympatyczna oraz odważna i nie sprawia kłopotów. Smuci mnie to, że takich postaci już się nie docenia. Zwłaszcza w literaturze młodzieżowej. Zupełnie jakby nastolatki czy wszyscy inni ludzie nie szukali już autorytetów, które pomogłyby im stać się lepszymi. A Cia nawet nie sprawia wrażenia kogoś idealnego czy nieustraszonego — kogoś, kto w prawdziwym świecie by nie istniał. To zwykła nastolatka, która potrafi wyjść z opresji właściwie jedynie dzięki swojej ponadprzeciętnej inteligencji. Bo właśnie o młodym geniuszu ta książka ma opowiadać.
                Inna sprawa, raczej związana z budową fabuły a nie z Cią samą w sobie: bohaterce, mam wrażenie, wiele przychodzi zbyt łatwo. Chociaż w Testach nie raz zdarzają się chwile grozy, Cia ma tyle szczęścia i rozumu, że z łatwością wychodzi z każdej opresji. Odrobinę ze zbyt dużą łatwością. Ale mi to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Książka i tak wciąga i trzyma w napięciu. A czytać, w jaki sposób Cia dedukuje, rozważa i kombinuje to czysta przyjemność. Jest to też bardzo interesujące, zupełnie jak szukanie rozwiązania łamigłówki.
                Cia oczywiście ląduje na testach razem z chłopakiem, który jej się podoba i ze wzajemnością. Niestety Thomas, chociaż krąży wokół niego kilka znaków zapytania, to raczej kolejny facet tło dla głównej bohaterki i w pierwszej części to mało interesująca kreacja.
                Po przeczytaniu pierwszej części Testów naszła mnie myśl, że być może autorka celowo posłużyła się popularnym schematem, aby za jego pomocą zadać kilka pytań, mianowicie: jak spośród ludu wyłonić przywódcę? Jak przygotować młode pokolenie do życia w zmienionym świecie? Co czyni idealnego przywódcę? Ile można poświęcić dla dobra wspólnoty? Wybrać mniejsze zło czy nie wybierać wcale? Jak ekstremalne sytuacje wpływają na zachowanie człowieka? Dla większości tych pytań Charbonneau daje odpowiedzi, a jeszcze lepiej rozwija je w następnych tomach trylogii. I to sprawia, że książka rzeczywiście mówi coś czytelnikowi. To nie pusta Niezgodna nastawiona na akcję i rozrywkę. To mądra książka z przesłaniem.
                Czemu jeszcze Testy nie uzyskały w Polsce rozgłosu? Myślę, że to dlatego, że ukazały się w momencie, w którym młodzieżowe dystopie już zapełniły rynek po brzegi i mało kto zwraca już uwagę na podobne tytuły. Ta moda, jak każda inna, już niedługo przeminie — poczekajcie tylko aż przebrzmi cała ekscytacja środowiska ekranizacją Wiernej. Obstawiam, że wtedy już wszystko to naprawdę zacznie powoli cichnąć, aż pojawi się kolejny przełomowy pomysł. Testy pojawiły się trochę za późno, aby się wybić. Szkoda. Naprawdę szkoda.
                Testy to nie jakieś arcydzieło literatury pięknej ani nic przełomowego. Przyznaję. W dodatku są napisane troszkę infantylnie, co widać w zestawieniu przemocy z niewinnymi postaciami, które nawet nie przeklinają i nie mają zdrożnych myśli. Powieść jest strasznie grzeczna. Napisana wyraźnie tak, aby nie deprawować czymś młodego czytelnika. Ale to właśnie do tej grupy została skierowana i nie powinniśmy się temu dziwić. Chociaż moim zdaniem, jeśli już pokazuje się lejącą krew, to dlaczego nie pokazać wszystkiego innego? Ale może bierze się to u mnie stąd, że czytałam naprawdę brutalniejsze książki, a osoba w wieku docelowym zapewne jeszcze nie sięgała po tytuły naprawdę dla dorosłych, w związku z czym należy jej trywialne acz realistyczne rzeczy rozsądnie dawkować.
                Może i Testy są jakie są, może to średnio napisana książka dla dzieciaków, ale wiecie co? Mi się podobało. Bo mimo wszystko to porządna powieść. Może nie jakaś niesamowita, ale przyzwoita i w dodatku promująca wartości, które ostatnimi czasy w naszej codzienności w dużej mierze uległy wypaczeniu. Macie nastoletnie dzieci? To książka w sam raz dla nich. A dzięki problematyce, która nie jest tylko i wyłącznie dydaktyczna, lecz naprawdę stawia istotne pytania, może być interesująca również dla dorosłych, zwłaszcza jeśli ktoś interesuje się etyką i jej granicami. Dla mnie to drugi tytuł tuż po Igrzyskach Śmierci, o wiele lepszy od Niezgodnej.
Isleen

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.