Wspominki #2: „Bracia Lwie Serce”



Przy okazji wspominania lektur przypomniała mi się inna książka, którą czytałam w dzieciństwie. „Bracia Lwie Serce” Astrid Lindgren przez długi czas po wydaniu wzbudzali duże kontrowersje. Ta powieść dla dzieci figurowała jedynie w wykazie lektur dodatkowych, kiedy jeszcze ja chodziłam do szkoły i o ile wiem, wciąż nie omawia się jej na lekcjach języka polskiego. Szczerze mówiąc, nigdy bym nie dowiedziała się o jej istnieniu, gdyby jej tytuł nie rzucił mi się w oczy na liście książek zalecanych przez szkołę do przeczytania, chociaż opinia środowiska na jej temat już dawno zdążyła się zmienić. Nikt mi jej nigdy nie polecał ani nie wspominał o niej, pewnie przeoczyłabym ją gdyby nie chwytliwy tytuł. A szkoda.
                Kilkuletni bohater powieści, Karol Lew, zapada na nieuleczalną chorobę. Bardzo boi się śmierci, więc jego starszy brat, Jonatan, opowiada mu o magicznej krainie, Nangijali, do której rzekomo trafiają dusze zmarłych ludzi. Pewnego dnia w ich domu wybucha pożar i Jonatan poświęca życie, aby ocalić młodszego brata. Po jakimś czasie choroba zabija również Karola, który zgodnie z opowieściami Jonatana trafia do magicznego świata, Doliny Wiśni, znajdującej się w Nangijali. Odnajduje tam brata i zamieszkuje z nim. Chłopcy cieszą się swoim towarzystwem i przeżywają wiele przygód, jednak beztroskie życie szybko się kończy — Jonatan wyrusza do sąsiadującej Doliny Dzikich Róż, aby uwolnić przywódcę armii walczącej z Tengilem, który uczynił z jej mieszkańców swoich niewolników. Karol w tajemnicy wyrusza śladem brata z obawy przed ponowną jego stratą.
                Książka wzbudziła tyle kontrowersji właśnie z powodu poruszanego tematu śmierci i dość niekonwencjonalnego sposobu jej przedstawienia. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt, że Bracia Lwie Serce to powieść skierowana do dzieci. Moim zdaniem jednak Lindgren zmaga się z tym zagadnieniem w sposób dosyć delikatny dla małego czytelnika, ale zarazem z odpowiednią dozą dosłowności. Rzeczywiście strata starszego brata wiąże się dla Karolka z bólem, poczuciem straty i odpowiedzialności za śmierć Jonatana. Z drugiej strony łagodzi ten wątek, powiązując śmierć z przejściem do innego, magicznego świata, rozpoczęciem nowego życia. Może to rzeczywiście temat trudny do poruszenia w literaturze dla dzieci, ale Lindgren radzi sobie z nim chyba najlepiej, jak to możliwe. Odsłania pewne tabu skrywane przed najmłodszymi, opowiada im o śmierci zarówno dosłownie jak i metaforycznie, porusza problem, który wielu dorosłym nie łatwo przychodzi wytłumaczyć. Przyszło mi teraz na myśl, że zapewne byłaby to dobra książka dla dziecka, które samo musiało zmierzyć się ze śmiercią swojego rodzeństwa, rodzica lub innej bliskiej osoby. Lub nawet dla takiego, które samo jest dotknięte nieuleczalną chorobą i musi przygotować się do odejścia.
                Kiedy ja czytałam Braci Lwie Serce mogłam mieć nie więcej, niż dziesięć lat. Zapomniałam już wiele utworów, z jakimi zetknęłam się w tamtym okresie, ale powieść Astrid Lindgren na dobre utkwiła mi w pamięci. Do tej pory pamiętam zarys fabuły, może z wieloma białymi plamami w tych wspomnieniach, jednak wciąż całkiem nieźle. Po skończeniu książki długo o niej rozmyślałam. Chociaż momentami wydawała mi się trochę nudna, cierpliwie brnęłam przez historię, która potem, w ogólnym zarysie okazała się być ciekawa. W wielu chwilach potrafiła mnie też rozczulić i wzruszyć i szczerze mówiąc, duża większość szkolnych lektur nie była w stanie wywołać we mnie tak wyraźnych uczuć. Podczas gdy czytałam je w emocjonalnym letargu, Bracia Lwie Serce trafili gdzieś głęboko do mojej duszy, wywołując prawdziwe, czytelnicze reakcje. A kiedy utwór wzbudza we mnie uczucia i głębsze przemyślenia, zwykle automatycznie uważam go za dobry.
                Bardzo polubiłam tą dwójkę. Autorka zbudowała chłopaków na zasadzie przeciwieństw. Karolek to cichy, skromny i strachliwy chłopiec, o niewielkiej pewności siebie. Jest delikatny i taktowny. Chociaż uważa się za tchórza, w rzeczywistości jest w stanie stanąć w obronie tego, na czym mu zależy. W końcu całkiem na ślepo decyduje się podążyć za bratem i chociaż bardzo się przy tym boi, potrafi pokonać strach. Podobnie jak Jonatan ma lwie serce, chociaż brak pewności siebie nie pozwala mu tego w sobie zauważyć. Jonatan natomiast to ten „dorosły”. To on wykazuje się odwagą w potocznym jej rozumieniu. Jest zaradny, odpowiedzialny i dojrzały. Pierwszy staje w obronie tych, którzy tego potrzebują. Decyduje się pomóc żołnierzom bez perspektywy nagrody. Wiemy też, że nie waha się oddać życia za najbliższych. Oczywiście, to w każdym calu szlachetna postać o czystym sercu, bohater jednoznacznie pozytywny bez ani jednej skazy, jednak taką jego budowę można, a nawet trzeba, wybaczyć powieści dla dzieci. Ja bardzo go lubiłam i prawdę mówiąc, zainteresował mnie w większym stopniu niż Karolek. W pewnym sensie go podziwiałam, podobnie jak jego młodszy brat i łatwo, w sposób naturalny, przyszło mi sklasyfikowanie go jako autorytetu.
                Tym, co również bardzo podobało mi się w tym utworze był obraz miłości. Uczucie łączące braci to coś bliskiego dzieciom. Lindgren buduje to bardzo mądrze, ponieważ ukazuje miłość jako czynnik pozwalający znaleźć w sobie odwagę, siłę, motywujący do szlachetnych działań, zapewniający szczęście, dający możliwość pokonania wszelkich przeciwności. Pokazuje, jak ważne miejsce zajmuje w życiu człowieka.
                Inną wartością, jaką niosą ze sobą Bracia Lwie Serce jest odwaga. Ukazuje nie tylko odwagę w wąskim, powszechnym rozumieniu. Przede wszystkim jednak wskazuje, że prawdziwa odwaga nie musi być wcale wyraźnie widoczna. Że odważnym może być nawet małe, chore, przestraszone dziecko. Autorka wyraźnie zaznacza, że bycie odważnym wcale nie polega na nieodczuwaniu strachu, ale na umiejętności opanowania go, działania mimo jego obecności. Pięknie łączy go z pojęciem miłości, przekonując młodego czytelnika, że każdy może być naprawdę odważnym, jeśli kieruje się miłością. A kiedy już uda nam się zebrać w sobie męstwo, nie będzie dla nas rzeczy niemożliwych. I to rzeczywiście działa, bo chociaż do końca książki Karolek zarzekał się, że wcale nie jest dzielny, od kiedy zdecydował się pójść za bratem doskonale wiedziałam, że jest o wiele odważniejszy od wszystkich znanych mi dzieci.
                Bracia Lwie Serce to bardzo pouczająca książka, doskonale nadająca się dla dzieci. Myślę, że wiek dziesięciu lat byłby optymalnym dla tej lektury. Sama wtedy ją przeczytałam. Tak jak wszystkie książki Astrid Lindgren przepełnia ją wyobraźnia. To jednak nieco cięższa lektura od większości jej utworów, która w pewnych momentach może zbyt małe dziecko lekko znudzić. Osobiście jednak zachęcałabym do niej dzieci, nawet jeśli w połowie będą miały zamiar rzucić ją w kąt i nigdy do niej nie wrócić. Przekonywałabym je, że warto czytać dalej. Uważam też, że powinna na stałe zagościć w kanonie lektur szkolnych. Od niejednej z nich jest po prostu lepsza. Chociaż z drugiej strony bałabym się jednak, że jakiś nierozsądny nauczyciel zniechęci uczniów do tego tytułu. To naprawdę piękna opowieść, która mogłaby stanowić powód do rozmyślań nawet dla dorosłych (co tu dużo mówić — jest po prostu śliczna!). Szczerze mówiąc do tej pory nie rozumiem znaczenia pewnych jej elementów. Jednak jej wartość i piękno doceniam w pełnym stopniu dopiero dziś. Mam nadzieję, że jeszcze nie zniknęła z pamięci jej czytelników i będzie wciąż znajdowała nowych. Jeśli również natknęliście się na ten tytuł w dzieciństwie, lub kiedykolwiek, to proszę, podzielcie się wrażeniami.
Isleen

Komentarze

  1. Niestety nigdy nie spotkałam się z tym tytułem. A szkoda, zważywszy na to, co piszesz. Być może w wolnej chwili sięgnę po przygody Braci, z nadzieją, iż są tak piękne, jak je opisujesz. Dziękuję Ci za tą recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja miałam to szczęście, że "Bracia Lwie Serce" było moją lekturą - i jeszcze miałam tę książkę w domu, należącą do mojej mamy. (Dobrze jest mieć mamę mola książkowego!)
    Wracając, ja pokochałam "Braci Lwie Serce" od pierwszego przeczytania (miałam wtedy 10 lat, jak Ty). Nie znudziła mnie w żadnym momencie, wzruszała do łez i doprawadzała do uśmiechu. To była piękna książka, i przypadkiem złożyło się, że czytałam ją dość niedawno, żeby odświeżyć wspomnienia. Bez wątpienia poleciłabym ją innym, także swoim dzieciom i wnukom, jeśli się ich doczekam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że i Tobie się podobała :) Też kiedyś dam ją do przeczytania moim dzieciom, koniecznie. Do tej pory krążą na jej temat różne kontrowersje, ale ja uważam, że wspaniale, na dziecięcy sposób, mówi o śmierci, a po co ukrywać przed dziećmi takie tematy?

      Usuń
  3. Czttałam kilkakrotnie w dzieciństwie i niedawno powróciłam zastanawiając się, czy magia powróci. O, i to jak powróciła! Mam wrażenie, że warto czytać w wieku dorosłym książki dla dzieci - możemy na nie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy i głębiej zrozumieć. Tak było u mnie w przypadku "Braci...". Pokusiłam się na swoim blogu o szczegółową analizę i trochę mi to pomogło przybliżyć się do zrozumienia tajemnicy, jaką ta książka po latach wciąż stanowi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

Introwersja. Co to za stwór i jak go pogłaskać? #2