Makabryczne reality show — „Igrzyska Śmierci”



Trylogia „Igrzyska Śmierci” Suzanne Collins to coś, o czym już chyba każdy, kto chociaż w małym stopniu interesuje się popkulturą, słyszał. Przygody Katniss Everdeen znalazły rzeszę odbiorców na całym świecie, nie tylko wśród młodzieży, do której cykl jest adresowany. Trudno dziwić się jego sukcesowi. Te książki naprawdę zapadają w pamięć. Stały się niewątpliwą inspiracją dla całego szeregu powieści dystopijnych dla młodzieży, który można już chyba nazwać nurtem.
                Igrzyska Śmierci po raz pierwszy ukazały się w 2008 roku, ale w Polsce popularność zyskały kilka lat później, tuż przed premierą adaptacji filmowej pierwszego tomu. Kiedy ja je czytałam, byłam akurat w wieku docelowym utworów — miałam wówczas kilkanaście lat, nie pamiętam już dokładnie, w każdym razie było to w liceum. Dziś chciałabym zrecenzować pierwszą część trylogii.
                Czy warto sięgnąć po ten tytuł? Jak najbardziej, nawet, jeśli lata szkoły średniej macie już za sobą. Uważam, że jak dotąd nie trafiłam na lepszą współczesną młodzieżową dystopię, a trochę ich powstało. Nie bez powodu Igrzyska stały się wzorem dla wielu twórców.
                Akcja utworu rozgrywa się na ruinach Stanów Zjednoczonych. Po wyniszczającej wojnie i licznych kataklizmach na ich gruzach powstało nowe państwo — Panem. Jednak i ono ma niechlubną historię: w wyniku nieudanego buntu składających się na nie Dystryktów, zarządzono, iż każdego roku, każdy z nich ma ofiarować Kapitolowi dziewczynę i chłopca w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Dwadzieścia czworo trybutów wylosowanych w publicznych Dożynkach ma stoczyć ze sobą walkę na śmierć i życie. Zwycięzcą, który przyniesie chwałę swojemu Dystryktowi ma zostać ten, który przeżyje jako ostatni na arenie. Kiedy do Głodowych Igrzysk, bo taką nazwę noszą zmagania transmitowane jako reality show przez telewizję, zostaje wylosowana młodsza siostra Katniss Everdeen, ta bez wahania zgłasza się za nią, aby ją uratować. Katniss rozpoczyna walkę o zachowanie swojego życia i powrót do domu.
                Igrzyska Śmierci to naprawdę wciągająca książka. Mimo, że do samej połowy Collins skupia się głównie na opisywaniu przygotowań do samych Igrzysk, trudno się od niej oderwać. Autorka dokładnie opisuje mechanizmy działania mediów: tego, w jaki sposób nami manipulują i jak bardzo są opiniotwórcze. Wyjaśnia, w jaki sposób konstruowany jest przekaz telewizyjny oraz jak łatwo przyszłoby jej przemienienie makabry w rozrywkę dla mas. Z jednej strony z pewnością nawiązuje do walk gladiatorów w Koloseum, a z drugiej pokazuje bardzo bliski dzisiejszemu społeczeństwu problem polegający na odmóżdżaniu nas przez media masowe. Poza tym zdradza też wiele mechanizmów działania propagandy, zwłaszcza w rzeczywistości totalitarnej, takiej, jak w przypadku Panem. Nie brakuje jednak aluzji do obecnego stanu rzeczy w wielu krajach świata. Problemy poruszone w Igrzyskach w jakiś sposób dotyczą wszystkich ludzi. Pod pewnym względem powieść przywodziła mi na myśl twórczość George'a Orwella.
                Akcja tak naprawdę zaczyna być wartka w momencie rozpoczęcia się Igrzysk. I wtedy również nie zawodzi. Jak na książkę dla młodzieży jest dosyć brutalna, ale nie za bardzo. Collins nie boi się poruszać tematów trudnych lub drażliwych. Bohaterka trafia do piekła, które oddano bez żadnego zafałszowania. To coś zupełnie innego niż opowieść o bohaterze, który dzielnie stawia czoło wrogowi. Wszystko opisane jest w sposób dużo bardziej realistyczny niż w wielu tworach fantastycznych. Collins nie próbuje ze scen walki, pościgów czy śmierci zrobić rozrywki, lecz jak najlepiej oddać poczucie grozy i tego, że coś ewidentnie w tym obrazku jest nie tak. Nie spotkamy w Igrzyskach epickich walk, lecz po prostu masakrę dokonaną na niewinnych dzieciach z Panem. Co prawda przytrafiło się jej się kilka wpadek polegających na błędach w oddaniu prawdziwości niektórych zdarzeń (np. zdaje się nie wiedzieć, że osoba znajdująca się w bliskiej odległości od silnego wybuchu powinna permanentnie ogłuchnąć, a nie skończyć z tylko jednym rozerwanym bębenkiem), a w niektórych sytuacjach nikt nie wpada na dość oczywiste pomysły, ale zdarza się to sporadycznie i nie ma wpływu na odbiór.
                Jeśli mowa o postaciach, główna bohaterka — Katniss — wypada całkiem nieźle. Jest o wiele dojrzalsza i bardziej zaradna od większości szesnastolatek. Chociaż jako postać literacka nie należy do arcydzieł, skonstruowano ją całkiem przyzwoicie — przede wszystkim spójnie i konsekwentnie. To się niestety zmienia w następnych tomach, nad czym rozwodziłam się w poprzednim artykule, ale nimi zajmę się innym razem. Najlepiej udaną postacią w całej trylogii jest Haymitch, jej mentor, zwycięzca jednej z edycji Igrzysk. Polubiłam też Cinnę, Effie oraz Gale'a, o którym zawsze myślałam, że byłby o wiele ciekawszym głównym bohaterem od Everdeen. W pierwszym tomie najsłabiej wypada Peeta, chłopak z Dystryktu Katniss, który również został wylosowany do Głodowych Igrzysk. Nie mam nic przeciwko miłym i uprzejmym kreacjom, jednak tutaj wydawał się strasznie nudny, autorka zdawała się robić z niego jedynie tło dla Everdeen, idealnego chłopaka dla niej i nie chciało mi się o nim czytać.
                Uniwersum Igrzysk Śmierci bardzo mi się podoba. To ono w największym stopniu pobudza wyobraźnię. Jest dobrze zbudowane i wprost idealne dla powieści dystopijnych. Autorka opisuje je z wieloma szczegółami i pozwala nam dobrze poznać ten świat. Pomysł podzielenia kraju na Dystrykty odpowiadające za poszczególne sfery gospodarki i przemysłu z reprezentacyjnym Kapitolem jako stolicą jest oryginalny i bardzo ciekawy. Poza tym, sam mechanizm działania Głodowych Igrzysk jest szczegółowy i również napisany w sposób wzbudzający zainteresowanie.
                Podoba mi się sposób narracji z punktu widzenia Katniss, którą los doświadczył już wcześniej. To bardzo dobry pomysł przedstawić rzeczywistość Panem oczami najbiedniejszych. Bogaty, monumentalny Kapitol i jego zniewolonych modą mieszkańców ukazano w lekko prześmiewczy sposób mimo całej powagi ogółu narracji. W ogóle powieść ma charakter dosyć ponury i poważny, humoru w niej jak na lekarstwo, a jeśli już, to spotyka się go raczej w wypowiedziach Haymitcha i jest to raczej śmiech przez łzy. Sprawia to jednak, że wszystko jawi nam się bardzo realistycznie i oddaje to pewne fatum ciążące nie tylko nad Katniss, ale nad wszystkimi ofiarami systemu. Wiemy, że nawet ci, którzy są bogaci i szczęśliwi żyją tylko w ułudzie. Przez to powieść nabiera znamion utworu katastroficznego, choć pierwszy tom nie jest nim tak do końca.
                Kiedy skończyłam czytać, nie mogłam przestać myśleć o tej książce. Niewiele z nich zmusiło mnie do przemyśleń w takim stopniu. Tym bardziej, że opowiada o problemach bardzo aktualnych, choć dość rzadko zauważanych. Może nie budzi takiego niepokoju, jak np. Rok 1984 Orwella, ale ma w sobie ziarnko realizmu i wiele przestróg. Problem dehumanizacji, manipulacji za pomocą mediów, wojny, cierpienia, represji i przemocy oddaje w sposób tak trafny, że nawet dorosły czytelnik wpadnie w zadumę po tej lekturze. W ogóle Igrzyska Śmierci zakrawają swoją tematyką o literaturę dla dorosłych.
                Myślę, że to świetna powieść dla ludzi wchodzących w dorosłość. Jak na historię dla nastolatków jest naprawdę dojrzała. Będzie też bardzo dobrą lekturą dla wszystkich, nawet dorosłych, którzy do tej pory mieli do czynienia z ukazywaniem wojny i walki w sposób mający zapewnić rozrywkę. To z pewnością nie jest książka dla dzieci ani utwór mający za zadanie zabawić czytelnika, chociaż naprawdę trudno się od niego oderwać. Graniczy z tym rodzajem twórczości, który wahamy się określić jako „fajny”, ale wywołuje poczucie zadowolenia z lektury, intelektualnej satysfakcji. Z drugiej strony ciężko nazwać go arcydziełem, gdyż do niego trochę mu brakuje, ale to nie jest przecież takie ważne. Igrzyska Śmierci zadowolą i osobę, która czyta przeciętną literaturę, jak i tego, kto szuka w niej czegoś więcej.
                Jeśli macie nastoletnie dzieci, dajcie im Igrzyska Śmierci. To o wiele bardziej wartościowe dzieło niż niezliczone serie o romansie z wampirem (ta moda co prawda na szczęście już przeminęła, chociaż nie wszystkie twory z jej okresu są złe. To już jednak temat na inne rozważania). Możecie też przeczytać je sami, bez wstydu, że zabraliście się za coś takiego. Może nie dorasta do książek Orwella czy Huxleya, choć tematyka ma wiele podobieństw, ale to przyzwoita lektura, która da Wam powód do rozważań.
Isleen

Komentarze

  1. Nie zgodzę się, że to najlepsza dystopia dla młodzieży. O wiele gorliwiej polecam serię Gone: Zniknęli. Wydaje mi się też, że manipulacja mediów, o której piszesz najlepiej widoczna jest w części II, w której de facto jest tematem dominującym. Zgadzam się z doborem intrygujących postaci, dodałabym jeszcze oczywiście samego Snowa, ale jego również lepiej poznamy w części II, za to w obronie ciapkowatego Peety dodam, że momentami jest od Katniss sprytniejszy (udawany romans to jego pomysł). Co do samego artykułu, szkoda, że jest tak krótki, pozostawia lekki niedosyt jeśli chodzi o objętość :) Twoje recenzje czyta się z przyjemnością i czeka się niecierpliwie na następne. Podoba mi się odniesienie do Orwella i Huxleya, konteksty kulturowe zawsze w cenie. Czekam na recenzje kolejnych części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie napisałam, że to najlepsza dystopia, tylko że to najlepsza dystopia dla młodzieży, którą czytałam :) A Gone nie czytałam. Poza tym piszę o swoich odczuciach po przeczytaniu tylko tej części, a skoro już wtedy zwróciłam uwagę na metody manipulacji, to rzeczywiście musiały być widoczne. :)

      Usuń
    2. Fakt, błąd osoby z kiepskim wzrokiem ;) Pozwól, że w takim razie po prostu zaproponuję ci Gone. Fajne pole do rozważań :) Prawda, w pierwszej części już widzimy np. pokazowe Dożynki, czy chociażby wywiady, ale ja tylko zaznaczyłam, że prawdziwa zabawa dopiero w II części w tym zakresie. Tak czy inaczej - nie mogę się doczekać kolejnej recenzji :)

      Usuń
    3. Ach, no i dziękuję za słowa uznania :) Chociaż ten artykuł z jakiegoś powodu pisało się ciężko, chyba dlatego taki krótki. Ale to taki dzień :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.