Coś takiego mógł napisać tylko Polak. „Kartoflada”.
„Kartoflada” to jedna z
najosobliwszych książek, jakie przeczytałam od... no cóż, od dawna. Tomasz
Piątek nie szczędzi w niej ironii, czarnego humoru, groteski czy po prostu
różnego rodzaju kuriozów. Co jednak rzeczywiście czyni tę powieść wyróżniającą się
spośród innych?
Pietuszenko rzuca pracę, by aplikować
do prosperującej korporacji Xantis. Wkrótce zostaje poinformowany, że
zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną może przyjść do niego tradycyjną pocztą.
Gdy więc w skrzynce znajduje awizo od Nowoczesnej Poczty, której oddział
położony jest w odległym zakątku Warszawy, nakłania swojego przyjaciela,
Nadleśniczego, aby go tam podrzucił swoją furgonetką. Z powodu wielu zawirowań,
jakie przytrafiają im się po drodze, ze zwykłej wizyty na placówce pocztowej robi
się wyprawa na pół Polski. W jej trakcie dołącza do nich Kartofel, który z
kolei ma własną historię do opowiedzenia i ważną sprawę do załatwienia.
Kartoflada wydaje mi się w największej mierze czarną komedią, a jednocześnie
powieścią drogi i szkatułkową. Sklasyfikowanie tej książki nie należy do zadań prostych,
ponieważ jest istnym miszmaszem różnych gatunków i konwencji. Chociaż historia
w niej zawarta została potraktowana z dużym dystansem i przymrużeniem oka,
nawet jej komediowy charakter nie zawsze okazuje się oczywisty.
Powieść nastawiona jest przede
wszystkim na absurd. Im dalej brniemy w
historię, tym dziwniejsza się staje. Najciekawsze wydaje się to, że w jej
trakcie bohaterowie nie robią wiele poza jeżdżeniem furgonetką, rozmawianiem i
odwiedzaniem od czasu do czasu coraz to kolejnych oddziałów poczty. Właściwą
akcję i treść zawiera wbrew pierwotnym oczekiwaniom opowieść Kartofla, który
mówi o swoim życiu. A miał on żywot barwny, trzeba przyznać (stąd chyba z
resztą tytuł).
Kartoflada absolutnie
nie przypomina bliżej niczego, z czym zetknęłam się do tej pory. Niewątpliwie
czerpie na przykład z Gombrowicza, chociaż jest podobna do jego dzieł w niewielkim
stopniu. Budzi również na pewnym poziomie skojarzenia z Mrożkiem lub Witkacym,
chociaż mowa tu przede wszystkim o zawartych w niej absurdzie i grotesce, nie
zaś o całokształcie. Może więc Topor? Nie, to również coś zupełnie innego. Moim
najbliższym skojarzeniem byłyby filmy pokroju Job, czyli ostatnia szara komórka, Dzień świra lub Poranek kojota, ale to z kolei, w porównaniu
z nimi, bardziej komediodramat niż komedia. Na jakimś poziomie Kartoflada przywodzi na myśl nawet Świat według Kiepskich, więc widzicie
sami, że ta książka to jeden wielki
kocioł zawierający w sobie po prostu wszystko, ale jednocześnie jedyny w swoim
rodzaju.
Tomasz Piątek, jak wielu twórców
przed nim, skupia się na ukazaniu polskich realiów, zarówno tych panujących za
komuny jak i współczesnych, w krzywym zwierciadle. Stąd celowe
wyolbrzymienia, przekoloryzowania, częste posługiwanie się karykaturą. Chociaż
nie jest pierwszym, który opowiada o naszym kraju w ten sposób, to z pewnością
robi to dość oryginalnie. Powieść jest pełna celnych spostrzeżeń, nie tylko
dotyczących zasad panujących w korporacjach, dziwnych przygód, które chyba
każdego z nas spotkały na poczcie lub w ogóle różnych absurdów, które
kojarzymy z życiem w Polsce. Poza tym wszystkim porusza problem alkoholizmu,
który być może ma pewne podłoże autobiograficzne, biorąc pod uwagę fakt, że
autor sam kiedyś się z niego leczył. Chociaż ten ostatni temat Piątek również
wziął w humorystyczne ramy, to jednak opisuje go dość szczegółowo i obrazowo.
W połączeniu z różnymi traumatycznymi przeżyciami, o których opowiada
Kartofel oraz ze szkicem trudnych relacji rodzinnych, otrzymujemy w gruncie
rzeczy smutną i przygnębiającą historię. Zauważamy to jednak dopiero po jakimś
czasie, ponieważ dystans, humor i groteska, jaką autor w niej zawarł
sprawiają, że czyta się ją po prostu bez jakiegoś większego, emocjonalnego
obciążenia. To dość specyficzne doświadczenie.
Lektura Kartoflady to właściwie odpowiednik jazdy bez trzymanki. Trzeba być odpornym na wulgarność, czarny
humor, różnie rozumianą dziwaczność, absolutny brak poprawności politycznej czy
naturalizm. Nagromadzenie tego wszystkiego w takiej ilości skutkuje tym, że
książki właściwie nie da się czytać jednym tchem, mimo, że styl autora jest
dość lekki. Czytanie staje się bardzo męczące, gdy nie robimy sobie regularnych
przerw. Chociaż nie przywykłam zostawiać książki w środku rozdziału, to w tym
przypadku musiałam tak robić — zwłaszcza, że niektóre były dość długie. Jak
dla mnie trochę za dużo w niej na przykład żartów o kupie czy opisów różnych
obrzydliwości, chociaż trzeba przyznać, że z jakiegoś powodu trudno wyobrazić
sobie Kartofladę bez tego. Chyba po
prostu idealnie wpisują się w klimat powieści i w jej stylistykę. Mimo
wszystko mogłoby być ich nieco mniej głównie ze względu na to, że czasami
wydawały się jedynie zbędnym zapychaczem.
Ciekawym elementem powieści są jej
bohaterowie. Pietuszenko, Nadleśniczy i Kartofel to grupa życiowych
nieudaczników; ludzi, którym z punktu widzenia społeczeństwa czegoś brakuje. Tak
samo, jak wszystkie inne rzeczy składające się na Kartofladę, są to postacie celowo przerysowane i karykaturalne. Ich
wady w zasadzie zdają się ich definiować. Mimo to w jakiś pokręcony sposób
wzbudzają sympatię. Nawet znerwicowanego nacjonalistę „Pietucha” czytelnik
traktuje z przymrużeniem oka i patrzy na niego jedynie z pobłażliwym uśmiechem,
a nie z pogardą. Łapałam się na tym, że chociaż wcale nie związałam się
emocjonalnie z tymi postaciami, to mimo to im kibicowałam i życzyłam jak
najlepiej.
Kartoflada jest właściwie dość ciekawie skonstruowana, co widać w szczególności na
końcu, który okazał się bardzo zaskakujący. Wszystkie elementy łączą się wtedy w porąbaną całość,
historia zyskuje nieoczekiwane dopełnienie. Byłam tym bardzo zaskoczona. Powieść
ma dobrze dopasowane zakończenie, które idealnie podsumowuje to, o czym w niej
przeczytaliśmy. Pojawia się również konkluzja na temat natury Polaków, która
wydaje się nie tylko trafna, ale też w miarę oryginalna. To nie będzie kolejny stereotyp, który autor potraktuje, jakby odkrył Amerykę.
Mimo, że w Kartofladzie liczy się dystans, ironia i humor, lektura nie jest i
chyba nie ma być przyjemną. Gra bardziej na odczuciach niż emocjach, co wbrew
pozorom nie stanowi jej wady, a w pewnej mierze decyduje o jej specyfice. To w
dużej części satyra, która ma w kuriozalny sposób zwrócić uwagę na pewne
problemy bez moralizowania. Nie należy do książek, w których się zaczytuję, ale
nie żałuję lektury, która była ciekawym i cennym, chociaż nie zawsze łatwym doświadczeniem.
Zapewne nadal nie będę zbyt często sięgać po tytuły jej pokroju, gdyż mam po
prostu zupełnie inny gust, ale nie potrafię nazwać Kartoflady złą książką, bo wcale taka nie jest. Wymaga po prostu pewnego konkretnego rodzaju
wrażliwości, a mój zwyczajnie nie pozwala na zbyt częste zaglądanie w te
rewiry literatury. Co nie oznacza, że nie pozwala wcale.
kategoria: czarna komedia, powieść
drogi, powieść szkatułkowa
liczba stron: 416
cena okładkowa: 39,99 zł
wydawnictwo: W.A.B.
Isleen
Boże, ten tytuł zrobił mi dzień, serio :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam dziwne ksiązki, im dziwniejsze, tym lepsze, więc nie wykluczam lektury :D
Ryje banię, ale coś jest w tej książce :D Do tej pory zastanawiam się, o co w niej właściwie chodzi XD
UsuńTytuł tekstu - idealny :P. Nie słyszałam o tej książce i pewnie nie zwróciłabym na nią uwagi. Ale jeśli w recenzji zamieszczasz takie nazwiska jak Gombrowicz i Witkacy, to chyba się nie oprę ;).
OdpowiedzUsuńSama pewnie nigdy nie dowiedziałabym się o jej istnieniu, gdybym jej nie dostała na urodziny :D No, z pewnością doświadczenie literackie jest nietuzinkowe ;)
Usuńniezły tytuł
OdpowiedzUsuńw tym roku powróciłam do książek, więc kto wie może wpadnie w moje łapki
Jeśli szukasz czegoś nietypowego, to jak najbardziej :)
UsuńMuszę przyznać, że zainteresowałaś mnie tą książką. :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Jeśli zabierzesz się do lektury to mam nadzieję, że będziesz z niej zadowolona. :)
UsuńMuszę powiedzieć, że Twoja recenzja mnie zaintrygowała. Wcześniej widziałam "Kartofladę", ale wydawała mi się kompletnie nie w moim typie. Teraz myślę, że może być zupełnie inaczej. Część z opisanych przez Ciebie książek (a raczej autorów książek) i filmów, do których "Kartofladę" trochę porównujesz, znam i bardzo lubię, część już mniej. Zdaję też sobie sprawę, że dużo czytasz więc jeśli nazywasz książkę nietypową to na pewno tak jest i moje wrażenia o lekturze będą nietypowe i tym bardziej mnie to ciekawi. ;) Jak dorwę to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, ale uprzedzam, że książka potrafi być naprawdę... osobliwa ;)
Usuń