„Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości”. Człowiek wobec nieznanego.
Katastrofa elektrowni jądrowej w
Czarnobylu została przebadana już setki razy i chyba pod każdym możliwym kątem.
Szczegółowo przeanalizowano, co do niej doprowadziło, kto zawinił, co działo
się tuż po wybuchu, jak niwelowano jego skutki, jak bardzo niebezpieczne było uwolnione
promieniowanie i w jakim stopniu fizycznie wpłynęło na świat dookoła.
Jedna z największych tragedii
przemysłowych w dziejach ma jeszcze inny wymiar, który na zawsze zmienił
ludzkość, ale który również wymyka się w dużym stopniu naszemu rozumieniu. To
właśnie pod tym kątem Swietłana Aleksijewicz postanowiła napisać reportaż
dotyczący skutków awarii elektrowni. Noblistki nie interesują jednak cyfry,
dane techniczne, dawki promieniowania, mutacje genetyczne czy typy izotopów.
Autorka Czarnobylskiej modlitwy. Kroniki
przyszłości oddaje głos człowiekowi, któremu przyszło stawić czoła
odmienionej przez katastrofę codzienności. Zwykłemu, szaremu obywatelowi byłego
Związku Radzieckiego, który nagle znalazł się w sytuacji bez precedensu w
dotychczasowej historii.
Zbiorowy portret stworzony przez
Aleksijewicz jest niezwykle różnorodny. Składa się z wypowiedzi ludzi
wywodzących się z każdej odnogi społeczeństwa dotkniętego skutkami awarii. W Czarnobylskiej
modlitwie znajdziemy przemyślenia nie tylko fizyków jądrowych, lekarzy,
filozofów i publicystów, lecz również, a nawet przede wszystkim robotników,
rolników i dzieci. Autorka skłania do zwierzeń zarówno zdeklarowanych
komunistów, jak i tych, którzy władzy ZSRR nie popierali. Zwykłych
żołnierzy i strażaków służących w Czarnobylu jako likwidatorzy. Ich żony i
matki, pielęgniarki, które się nimi opiekowały. Ludzi wykształconych i niewykształconych.
Każdego, kogo to wydarzenie w jakiś sposób naznaczyło, zmieniło jego życie.
Zapewne wielu z nas wydaje się, że
czarnobylska katastrofa należy już do przeszłości. Możemy dystansować się od
niej w poczuciu, że kryzys został już zażegnany, a w Polsce zrobiono wokół
niego większy szum, niż rzeczywiście było to warte. Zarówno u nas jak i na Zachodzie
wybuch zdaje się nie sięgać skutkami, mimo radioaktywnej chmury, która przemierzyła
świat. W naszej świadomości Czarnobyl kojarzy się z miejscem leżącym na
pograniczu rzeczywistości i fantastyki naukowej, zwłaszcza, że dla wielu jej
twórców stał się inspiracją. Tymczasem istnieją ludzie, którzy tego pogranicza
doświadczyli. Dla nich to boleśnie rzeczywiste doświadczenie wciąż świeżo
pozostające w pamięci. Niedające o sobie zapomnieć nie tylko przez przygnębiające
przeżycia, jakie to wydarzenie na nich sprowadziło, ale również przez ich
skutki, które będą odczuwać do końca swoich dni.
Chyba najbardziej wstrząsającym, a
przynajmniej najbardziej dramatycznie opisanym świadectwem jest pierwsze, które
Aleksijewicz zawarła w swojej książce. Jest to wspomnienie żony likwidatora,
która obserwowała jego powolną i bolesną śmierć spowodowaną chorobą
popromienną. Było mi wcześniej znane, ponieważ kiedyś oglądałam monodram na
jego podstawie, a mimo to nie straciło całego ładunku emocjonalnego i siły
oddziaływania. Bardzo podobnych wyznań napotkamy w trakcie lektury więcej.
Za co trzeba pochwalić książkę
Aleksijewicz, nie tylko przedstawia wypowiedzi ludzi, którzy tak jak w
przypadku powyżej mieli do czynienia bezpośrednio z chorobą popromienną czy
pożarem elektrowni. Mieszkańcy Prypeci i okolicznych miejscowości cierpieli nie
tylko z powodu zmian, jakie w organizmie ich lub ich bliskich spowodowało
promieniowanie. Dla wielu z nich
eksplozja wiąże się przede wszystkim z traumą nagłego oderwania od domu i konieczności
przyzwyczajenia się do życia gdzie indziej, od początku. W trakcie
ewakuacji nie wiedzieli jeszcze, że opuszczają swoją małą ojczyznę na zawsze,
dlatego nie zabrali ze sobą większości swojego dobytku. Na domiar złego budzili
strach w reszcie społeczeństwa, musieli mierzyć się z uprzedzeniami i tym, że
dla wielu stali się wręcz makabryczną atrakcją. Ich geny zostały uszkodzone,
dlatego płodzą kalekie dzieci lub nie mogą w ogóle ich mieć, co dla wielu z
nich stało się prawdziwym dramatem.
Ciekawe jest to, jak reagują na samą
Aleksijewicz, która nagle prosi ich o podzielenie się swoimi uczuciami. Autorka
przytacza wypowiedzi nie tylko tych, którzy traktują ją z życzliwością,
wierząc, że nareszcie mogą opowiedzieć światu o swoich problemach. Jej reportaż
nie byłby pełny, gdyby nie zawarte w nim głosy oburzonych tym, że oto kolejna
dziennikarka niszczy ich spokój i zapewne chce potraktować ich jak medialną
sensację. Nawet wypowiedzi poniżej
godności, pełne wulgaryzmów i pozornie nieprzedstawiające żadnej wartości, czy
to intelektualnej, czy retorycznej, są tutaj ważne i dopełniają tą przekrojową
analizę społeczną. Czytając zastanawiałam się mimowolnie nad tym, co
Aleksijewicz musiała czuć, spotykając się z takim odbiorem jej pracy.
W czasie lektury wyłoniło się kilka
wyraźnych tematów przewodnich, wspólnych dla niemal każdego rozmówcy. Jednym z
nich jest pojęcie domu. Pisałam już wcześniej o tym, że ewakuowani mieszkańcy
stracili swoje domostwa, co zostawiło ślad na ich psychice. Są jednak tacy,
którzy wciąż mieszkają w okolicach reaktora. To przeważnie starsi ludzie,
którzy za nic nie chcieli opuścić swoich gospodarstw i nie pozwolili, aby ich
przesiedlono. Gdy się nad tym zastanowić, okazuje się, że mimo to dotykają ich
te same problemy, co ewakuowanych, chociaż może w nie ten sam sposób. Oni
również stanowią swego rodzaju atrakcję turystyczną dla tych, którzy
przyjeżdżają do zony. Cierpią samotność, ponieważ zamieszkują odludzia.
Przesiedleni również są samotni, każdy ze swoją własną historią i znojem,
którego nikt inny nie doświadczył i nikt nie jest w stanie go pojąć. Następną
ważną kwestię stanowi tęsknota, którą każdy odczuwa — czy to za zmarłymi
bliskimi, życiem sprzed katastrofy, domem lub przynajmniej za kontaktem z
drugim człowiekiem. Chociaż Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości porusza
tylko jeden temat, to okazuje się, że każdy rozmówca przedstawia inny jego
obraz, a wszystkie one, chociaż różnią się między sobą, to mają też wiele cech
wspólnych, a w podjętych problemach można przebierać w nieskończoność.
Właśnie dlatego opisanie książki Aleksijewicz sprawia mi tak duży problem. Po
przeczytaniu czytelnik zostaje z tysiącem myśli i odczuć, z poczuciem, jakby
zetknął się z czymś fundamentalnym i zarazem zbyt wielkim, aby w całości dało
się to objąć się rozumem. W każdym razie pojęcie dom wydaje się tutaj czymś łączącym wszystkie inne, razem z tymi tutaj
opisanymi. Czarnobylska modlitwa ukazuje
więc to, jak ogromne znaczenie ma dla każdego człowieka, jak wiele podstawowych
rzeczy właśnie od niego zależy.
Historia reaktora w Czarnobylu doskonale wpasowuje się w schemat ucznia
czarnoksiężnika.
Ludzkość zaczęła posługiwać się mocą, którą jeszcze nie do końca rozumie
i którą nie zawsze potrafi trzymać pod kontrolą. Gdy się spod niej wymyka,
konsekwencje stają się nie do przewidzenia. Czarnobyl nauczył nas, jak groźny
jest niekontrolowany i niepohamowany rozwój technologiczny, zwłaszcza, gdy
zaczyna żyć własnym życiem, przerastać swego stwórcę. Jeszcze groźniejsza
okazuje się ślepa wiara w to, że jesteśmy panami świata i możemy bez
przeszkód go sobie podporządkować, tak jak właśnie energię atomową. Ludzie,
którym Aleksijewicz oddaje głos, zderzyli się z czymś, do czego trudno w ogóle
jakoś się ustosunkować. Żaden kataklizm na kuli ziemskiej nie przypomina tego,
co stało się, gdy eksplodował reaktor. Ponieważ ludzie nie zdawali sobie spawy
z tego, jakiego rodzaju moc uwolnili, nie ustanowili nawet żadnych norm
postępowania, tak jak w przypadku powodzi lub pożaru. Zetknęli się ze
zjawiskami, które postawiły na głowie to, jak postrzegali świat. Nawet dziś
bardzo trudno oceniać ich działania czy ustalić, jak wówczas powinni byli się
zachować. Gdybyśmy my dziś przeżyli coś podobnego, zapewne równie ciężko byłoby
nam dostosować się do zaistniałej sytuacji.
Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości pokazuje coś, o czym ledwie
wiedziałam, że istnieje. Chociaż widziałam wiele dokumentów na temat katastrofy
reaktora, nie miałam pojęcia, że jej macki sięgają aż tak głęboko; że stało się coś, co człowieka całkowicie
przerosło, zarówno w kwestii rozumu, jak i emocji. Żaden inny tekst
kultury, czy to reportaż, czy to beletrystyka, nie dał mi tego typu
świadomości, co czyni książkę Aleksijewicz jedną z najważniejszych w mojej
biblioteczce. Ukazuje temat w sposób
inny niż wszystkie dzieła, które o nim mówią, przekazuje wiedzę, którą samemu
bardzo trudno byłoby zdobyć i co najważniejsze, naprawdę uczy pokory.
kategoria: reportaż, literatura faktu
liczba stron: 288
tłumaczenie: Jerzy Czech
cena okładkowa: 42,50 zł
wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne
Isleen
Pierwszy raz widzę tę książkę na oczy, ale wygląda na bardzo wartościową lekturę. Chyba sięgnę, chociaż tematem Czarnobyla i tamtejszej katastrofy nigdy się specjalnie nie interesowałam.
OdpowiedzUsuńBardzo polecam. W pewnym sensie otworzyła mi oczy, a o niewielu książkach mogę to powiedzieć. :)
UsuńEnergia atomowa to temat, który znam od podszewki jako naukowiec i czytałam już na ten temat kilka, jeśli nie kilkanaście, pozycji. Jednak kiedy zaczęłam w maju tę książkę to zrobiłam coś co robię bardzo rzadko. Przerwałam po kilkunastu stronach, bo nie mogłam czytać z pełnym żołądkiem opisów żony strażaka (likwidatora) - to które opisujesz w recenzji. Takie opisy to rzadkość. Coś wstrząsającego. Świetna recenzja, a ja muszę w końcu do tej książki wrócić.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że do tej książki warto najpierw przygotować się psychicznie, ale na szczęście pierwszy monolog zawiera najwięcej takich makabrycznych opisów, potem już jest lżej pod tym względem ;)
UsuńDzięki, miałam nadzieję, że tak napiszesz, bo bardzo bym chciała tę książkę kontynuować, ale wiesz, trochę chciałam, a trochę się obawiałam. Dobrze wiedzieć, że mogę do niej wrócić!!
UsuńPlanuję tę, jak i inne książki Aleksijewicz. Jednak po lekturze "Cynkowych chłopców" jakoś trudno mi się za to zabrać. To był mocny cios i na razie chyba nie mam siły na kolejny. Ale to tylko kwestia czasu. Zwłaszcza, że autorka wybiera naprawdę interesujące i bardzo trudne tematy.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, nie wyobrażam sobie czytać tej autorki ciągiem. Trzeba mieć trochę siły na naprawdę poważne i trudne tematy, żeby się za nią zabierać. Aczkolwiek kiedyś z pewnością sięgnę po resztę jej książek. :)
UsuńJuż od dawna mam tę ksiazke na uwadze. Co nieco w internecie na temat Czarnobyla i choroby popromiennej czytalam, ale i tak na pewno czytanie niektórych fragmentów będzie dla mnie bardzo ciężkie. Tak było przy czytaniu o Hiroszimie i Nagasaki. Co do Czarnobyla, dramat tych ludzi, którzy zostali przesiedleni, i tych, którzy tam zostali, jest niewyobrażalny.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to jedna z tych książek, które bez względu na to, czy są przyjemne bądź nie, naprawdę warto znać. Naprawdę daje do myślenia i przypomina, że rozwój technologiczny ma służyć ludzkości, a nie karmić pychę władców, tak jak to było w przypadku elektrowni i co bardzo się zemściło. Na tyle, że doprowadziło pośrednio do upadku ZSRR. Dla mnie to była naprawdę ważna lekcja, nie zdawałam sobie sprawy, że wybuch okazał się aż tak opłakany w skutkach dla zwyczajnych ludzi.
UsuńMimo, że to reportaż, na pewno po niego sięgnę. Dość ciekawi mnie nie temat :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRzeczywiście reportaż, ale o dość nietypowej, przynajmniej jak dla mnie, formie z tego względu, że autorka całkowicie oddaje głos swoim rozmówcom, jest wobec nich zupełnie bezstronna. Warto przeczytać :)
UsuńNiesamowicie ciekawie się zapowiada. Chyba się skuszę i przeczytam.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto :)
UsuńWspaniała recenzja ,reportaż trafi na moją listę must read, niektórzy mieszkańcy Prypeci, pomimo oczywistego zagrożenia powrócili do miasta duchów . To straszne , że przez nadmierne oszczędności w konserwacji tylu ludzi dotknęła tragedia i trauma na całe życie .
OdpowiedzUsuńNie tylko w konserwacji, ale również sama procedura testu działania przeprowadzanego tej feralnej nocy pozostawia wiele do życzenia. W głowie się nie mieści, ile czynników zawiodło przed i po katastrofie, a przecież łatwo można było zapobiec przynajmniej części skutków.
Usuń