„Szeptem” — świetna książka czy tylko okrzyczany bestseller?



„Szeptem” autorstwa Becci Fitzpatrick kilka lat temu stało się hitem na półkach z literaturą młodzieżową i podobno to właśnie ta powieść zapoczątkowała trend na tematykę anielską, poruszaną w tych utworach. Pewnie nie raz już spotkaliście się z książką, której nastoletnia bohaterka zakochuje się w jakimś aniele. Dziś chciałabym napisać o moich przemyśleniach na temat chyba najbardziej rozpoznawalnej z nich, którą miałam okazję przeczytać niedawno.
Ostatnio zrobiło się na blogu „anielsko”: ledwie co pisałam o najnowszej części Zastępów Anielskich Kossakowskiej (tekst możecie znaleźć tutaj) oraz o ekranizacji Chaty (a ten tutaj), w której co prawda żadni aniołowie nie występują, jednak tematyka chrześcijańska wydaje mi się pokrewną. Szeptem nie znalazło się również w moim ostatnim książkowym stosiku, jednak ponieważ chciałabym podzielić się w Wami wrażeniami z lektury, po którą nie sięgnęłabym, gdyby nie praca licencjacka oraz ze względu na mało czasu na czytanie zapowiedzianych wcześniej książek, dziś możecie poznać moją opinię na temat dość głośnej pozycji, która podobno ma doczekać się ekranizacji. Czy słusznie?

Szesnastolatka o wdzięcznym imieniu i nazwisku — Nora Grey — podczas lekcji biologii zostaje przydzielona do zespołu wraz z tajemniczym, nieziemsko przystojnym i równie bezczelnym Patchem (sic!). Początkowo chłopak bardzo irytuje ją swoim sposobem bycia, wzbudza w niej też pewne obawy zdradzając, że wie o niej rzeczy, których wiedzieć nie powinien. Ale mimo właściwie samych negatywnych odczuć względem niego, z niepokojem odkrywa, że nowy uczeń budzi w niej również fascynację. Wkrótce Norę zaczyna spotykać szereg dziwnych, niebezpiecznych i trudnych do wytłumaczenia zdarzeń: ktoś ją śledzi i napada na nią, niszcząc przy okazji jej samochód, który chwilę później nie nosi żadnych śladów podobnego zdarzenia lub przewraca jej pokój do góry nogami, co za chwilę również zostaje w magiczny sposób naprawione. Nora podejrzewa, że Patch ma coś wspólnego z tymi incydentami, dlatego postanawia dowiedzieć się o nim jak najwięcej, próbując pogodzić zarówno strach, jaki przed nim czuje, z coraz większym oczarowaniem jego osobą.  
Powiem krótko i dosadnie: dawno nie czytałam większej ramoty. Dlaczego? Cóż, przygotujcie się na potok bluzgów.
Szeptem jest po prostu wybitnie głupią książką. Opowiada o tym, jak średnio rozgarnięty życiowo podlotek ugania się (w sumie to trudno powiedzieć, dlaczego) za typem spod ciemnej gwiazdy, w którym w końcu się zakochuje (wierzcie mi, to żaden spoiler). Chociaż książka nie ciągnie się tak, że można usnąć w trakcie czytania, a samej autorce trzeba przyznać umiejętne prowadzenie akcji, która ma przyjemne, nie za szybkie i nie za wolne tempo, to fabuła sama w sobie zbyt skomplikowana ani zbyt mądra nie jest. Opiera się niestety na prostym i powtarzalnym schemacie, podobnym do tego, jaki możecie spotkać w wielu innych powieściach fantastycznych z nastoletnią główną bohaterką i tajemniczym chłopaku, jaki zawraca jej w głowie. Przez to fabuła nie jest nie tylko oryginalna lub szczególnie wciągająca, ale okazuje się zupełnie przewidywalna. W zasadzie, jeśli ktoś jest w miarę oczytany w młodzieżówkach z niższej półki, w Szeptem nic go nie zaskoczy. Wszystko, co przewidywałam, że się stanie, w końcu się stało.
W utworze Fitzpatrick kuleje nie tylko fabuła. Bohaterowie również mnie nie przekonali. Nora nosi wszystkie znamiona głupiej, nastoletniej, książkowej bohaterki, której stereotypowy wizerunek chyba dość jasno wyklarował się już w blogosferze. Pamiętacie moją listę najbardziej wkurzających kobiecych postaci? Teraz powinna figurować na niej również panna Grey. Ta dziewczyna jest po prostu tępa. Chociaż nie można powiedzieć, że z własnej winy znalazła się w pewnej trudnej sytuacji, to z całą pewnością wiele spraw pogarsza samodzielnie. Na własne życzenie wpada w jeszcze większe bagno, niż to, w którym już jest. W dodatku za każdym razem, gdy musi podjąć jakieś działanie, prezentuje się żałośnie. Dziwiło mnie, jak bardzo tej postaci zupełnie nic nie wychodzi i jak bardzo jest bezradna. Żenująco również wypada na tle o wiele inteligentniejszego i bardziej zaradnego Patcha. Drażniło mnie to, jak za każdym razem w jego towarzystwie głupieje, nie potrafiąc zachować odrobiny godności. Nora to niestety typowa dama w opałach, która bez dzielnego rycerza na białym rumaku u boku, w okrutnym świecie długo nie pociągnie. Daje się omotać Patchowi tak, że całą książkę to ona za nim gania, a nie on za nią. Poza tym, ta jej fascynacja chłopakiem, od którego na kilometr śmierdzi psycholem, po prostu mnie śmieszy. Wystarczy, że facet jest przystojny i tajemniczy i Nora leży u jego stóp szybciej, niż sama się o tym orientuje. Co z tego, że Patch zachowuje się wobec niej jak świnia, albo że na fantazje zaczynające się niewinnie ale niechybnie prowadzące do zafascynowania BDSM, nastoletnie czytelniczki są trochę za młode. Właściwie to Nora Grey wpływa w największym stopniu na to, jak słaba jest to historia, bo to właśnie ona w kluczowych momentach odstawia za każdym razem jakiś cyrk.
Patch również nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, chociaż wypada o niebo lepiej od głównej bohaterki. Niby miał zostać wykreowany na tajemniczego, pociągającego i atrakcyjnie aroganckiego, jednak autorce wyszedł bardziej odstraszający lub wręcz przerażający. Nie muszę podzielać uczuć Nory względem niego, jednak do końca powieści nie udało mi się nawet go polubić. Takiemu jak on dupkowi miałabym raczej ochotę wylać koktajl na głowę, przyłożyć mu z liścia i uciec, aby nigdy więcej szkodnika nie spotkać, a nie się z nim miziać jak opisana powyżej idiotka. Zamiast czuć zaintrygowanie tą postacią, miałam tylko ochotę westchnąć z dezaprobatą „zabijcie to gazetą”.
Zastanawiam się, czy Szeptem wyszłoby lepiej, gdyby główną bohaterką powieści była przyjaciółka Nory, Vee Sky. Może dziewczyna nie grzeszy inteligencją, ale za to jest zabawna, dlatego to jedyna bohaterka, jaka mnie nie irytowała. Swoją drogą chciałabym zauważyć, że w zestawieniu z tyczkowatą anemiczką Norą, pulchna Vee z poczuciem humoru wygląda jak typowy sidekick wielu męskich bohaterów, którym służy głównie po to, aby na jego tle wyglądali mężniej. Szkoda, że sprowadza się Vee do takiej roli.
Wątek miłosny także nie należy do moich ulubionych. Relacja Nory i Patcha nie rozwija się w sposób naturalny lub realistyczny. Wiele dzieje się w tym przypadku za szybko i bez lepszego uzasadnienia. Naprawdę nie przekonuje mnie to, w jaki sposób tworzy sie i wygląda ich więź, która sprawia wrażenie opierającej się jedynie na tym, jak atrakcyjny jest partner pod względem cielesnym.
Pomijając to wszystko, Szeptem jest bardzo płytką historią. Nie mówi o żadnych wartościach, nie ma drugiego dna, nie skłania do refleksji ani do myślenia w ogóle. Właściwie to jedna z tych książek o niczym; odmóżdżająca, niewymagająca żadnego wysiłku intelektualnego lektura. A przez głupotę głównej bohaterki, nawet nie da się przy niej efektownie zrelaksować. Zupełna strata czasu.
Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że mimo wszystkich innych niedociągnięć, jest to książka ze swoim własnym, nieco mrocznym klimatem, do którego można się przywiązać. To właśnie on sprawia, że powieść może w jakiś sposób utkwić w pamięci. Cóż, mi z pewnością utkwiła jako przykład tego, jak nie powinno się pisać książek.
Już kiedyś rozwodziłam się nad tym, że tego typu pozycje są kiepskim wyborem dla czytających nastolatków. Nie dość, że rozleniwiają intelektualnie, to jeszcze są do bólu nieprawdziwe. Ta mogłaby być nawet w pewien sposób niebezpieczna — co, jeśli jakaś wychowana pod kloszem czternastolatka, po przeczytaniu takiej książki nabierze pewności, że każdy „zły chłopiec” zmieni się z miłości do niej? Nie chodzi mi o to, aby zakazywać młodzieży czytania Szeptem czy innego chłamu, ale bądźmy chociaż na tyle świadomi, żeby uczulić ją na to, że jest to wyłącznie fikcja literacka, która pokrywa się z rzeczywistością w bardzo niewielkim stopniu.
W tym roku czytam za dużo dobrych książek i oglądam za dużo dobrych filmów (co z resztą widać po moich ostatnich wpisach, spośród których trudno znaleźć jakiś naprawdę krytyczny), dlatego dziś zrównoważyłam to nieco recenzją książki, w której podobała mi się jedynie okładka. Wiem jednak, że Szeptem rzeczywiście ma rzeszę fanów, dlatego jeśli jesteście jednymi z nich, to nie bierzcie sobie tej opinii do siebie. Uważam jednak, że na tą lekturę naprawdę szkoda tracić czas, więc jeśli macie ochotę się z nią zapoznać, to ostrzegam, że robicie to na własną odpowiedzialność. Jest to pierwszy tom większego cyklu, w który włączają się jeszcze trzy inne części, jednak ja za Szeptem już podziękuję.
Isleen

Komentarze

  1. Mam tą książkę na półce, ale właściwie na takiej, na której leżą książki na sprzedaż. Nie zaczęłam nigdy czytać i raczej mnie do niej nie ciągnie...
    aga-zaczytana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba warto poświęcić swój czas lepszej książce :)

      Usuń
  2. Ja jeszcze nie czytałam więc nie mogę się wypowiedzieć :)
    Ps. Masz odpowiedź w poprzednim poście :D

    OdpowiedzUsuń
  3. gimnazjalna wersja mnie była zadowolona z tej książki, w tym wieku, w którym jestem teraz, jestem pewna, że miałabym takie odczucia jak Ty. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasami zastanawiałam się, czy kupić tą książkę, kiedy jeszcze oblegała półki ;)

      Usuń
  4. "Szeptem" akurat nie czytałam, ale przez pewien czas czaiłam się na książki autorki i odniosłam wrażenie, że w lekturach jej autorstwa mamy głównie do czynienia mniej więcej z tym o czym napisałaś, od nieciekawego wątku miłosnego, po naprawdę trudnych bohaterów, nie mówiąc o bohaterach drugoplanowych, których rolą jest wyłącznie wpływ wizerunkowy. Oczywiście to moja prywatna opinia, ale jakoś nie dziwi mnie, że "Szeptem" zbiera u Ciebie takie cięgi. Z ciekawości, domyślam się, że temat licencjatu "anielsko" związany, ale mogłabyś powiedzieć jak brzmi konkretnie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę o uczłowieczaniu wizerunku anioła na przykładzie utworów fantastycznych :) Po "Szeptem" sięgnęłam w sumie głównie dlatego, że potrzebowałam perspektywy powieści młodzieżowych, w których przez jakiś czas było to modne, a bibliotekarka stwierdziła, że ta książka to zaczęła. I chyba ciągle chętnie się ją czyta, bo kiedy chciałam przedłużyć wypożyczenie, to się okazało, że nie mogę bo ktoś już ją sobie zaklepał.

      Usuń
    2. Wow brzmi naprawdę ekstra ciekawie! Mogę zostać recenzentką Twojej pracy? :D

      Usuń
    3. Byłoby fajnie, gdybym miała taką możliwość :D

      Usuń
  5. O matko, jak ja Ci współczuję tej lektury. Strata czasu na głupoty;). Ja w ogóle bym na nią nie spojrzała, bo jak pewnie wiesz, to zupełnie nie moja bajka. Wątek romansowy odstraszyłby mnie jeszcze przed rozpoczęciem lektury;). Oby następna książka po którą sięgniesz była lepsza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście mimo wszystko na coś tam mi się przydała, więc nie ma tego złego. ;) Ale racja, dopóki nie była mi potrzebna, słusznie omijałam ją szerokim łukiem.

      Usuń
  6. Juz dawno zamierzałam zabrać się za tę książkę, ale nie mogłam przekonać się do twórczości autorki. Nie chcę mi się już czytać o upadłych aniołach, a na słabe książki nie mam czasu :/ Ale ekranizacje chętnie zobaczę, tak na nudny wieczór byłaby idealna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda nie wiem, ile jest prawdy w tej plotce o ekranizacji, ale mam nadzieję, że jeśli już się pojawi, to będzie chociaż trochę lepsza od książki, co wcale nie powinno być trudne do zrealizowania ;)

      Usuń
  7. Szkoda, że książka tak zawodzi, tym bardziej, że tyle wspaniałych przygód czytelniczych na nas czeka. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście jest wiele innych, dużo lepszych książek :)

      Usuń
  8. Nie czytałam i na pewno nie sięgnę po tę książkę. Nie lubię bohaterek typu "dama w opałach", bo zawsze podczas lektury mam ochotę co najmniej na nie nakrzyczeć, żeby się ogarnęły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej trzymać się od takiej "literatury" z daleka ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

Introwersja. Co to za stwór i jak go pogłaskać? #2