„Szeptem” — świetna książka czy tylko okrzyczany bestseller?
„Szeptem” autorstwa Becci Fitzpatrick
kilka lat temu stało się hitem na półkach z literaturą młodzieżową i podobno to
właśnie ta powieść zapoczątkowała trend na tematykę anielską, poruszaną w tych
utworach. Pewnie nie raz już spotkaliście się z książką, której nastoletnia
bohaterka zakochuje się w jakimś aniele. Dziś chciałabym napisać o moich
przemyśleniach na temat chyba najbardziej rozpoznawalnej z nich, którą miałam
okazję przeczytać niedawno.
Ostatnio zrobiło się na blogu „anielsko”:
ledwie co pisałam o najnowszej części Zastępów
Anielskich Kossakowskiej (tekst możecie znaleźć tutaj) oraz o ekranizacji Chaty (a ten tutaj), w której co prawda
żadni aniołowie nie występują, jednak tematyka chrześcijańska wydaje mi się
pokrewną. Szeptem nie znalazło się
również w moim ostatnim książkowym stosiku, jednak ponieważ chciałabym
podzielić się w Wami wrażeniami z lektury, po którą nie sięgnęłabym, gdyby nie
praca licencjacka oraz ze względu na mało czasu na czytanie zapowiedzianych wcześniej
książek, dziś możecie poznać moją opinię na temat dość głośnej pozycji, która
podobno ma doczekać się ekranizacji. Czy słusznie?

Powiem krótko i dosadnie: dawno nie
czytałam większej ramoty. Dlaczego? Cóż, przygotujcie się na potok bluzgów.
Szeptem jest
po prostu wybitnie głupią książką. Opowiada o tym, jak średnio rozgarnięty
życiowo podlotek ugania się (w sumie to trudno powiedzieć, dlaczego) za typem
spod ciemnej gwiazdy, w którym w końcu się zakochuje (wierzcie mi, to żaden
spoiler). Chociaż książka nie ciągnie się tak, że można usnąć w trakcie
czytania, a samej autorce trzeba przyznać umiejętne prowadzenie akcji, która ma
przyjemne, nie za szybkie i nie za wolne tempo, to fabuła sama w sobie zbyt
skomplikowana ani zbyt mądra nie jest. Opiera się niestety na prostym i
powtarzalnym schemacie, podobnym do tego, jaki możecie spotkać w wielu
innych powieściach fantastycznych z nastoletnią główną bohaterką i tajemniczym
chłopaku, jaki zawraca jej w głowie. Przez to fabuła nie jest nie tylko
oryginalna lub szczególnie wciągająca, ale okazuje się zupełnie przewidywalna.
W zasadzie, jeśli ktoś jest w miarę oczytany w młodzieżówkach z niższej
półki, w Szeptem nic go nie zaskoczy.
Wszystko, co przewidywałam, że się stanie, w końcu się stało.
W utworze Fitzpatrick kuleje nie
tylko fabuła. Bohaterowie również mnie nie przekonali. Nora nosi wszystkie
znamiona głupiej, nastoletniej, książkowej bohaterki, której stereotypowy wizerunek
chyba dość jasno wyklarował się już w blogosferze. Pamiętacie moją listę
najbardziej wkurzających kobiecych postaci? Teraz powinna figurować na niej
również panna Grey. Ta dziewczyna jest po prostu tępa. Chociaż nie można
powiedzieć, że z własnej winy znalazła się w pewnej trudnej sytuacji, to z
całą pewnością wiele spraw pogarsza samodzielnie. Na własne życzenie wpada w
jeszcze większe bagno, niż to, w którym już jest. W dodatku za każdym razem,
gdy musi podjąć jakieś działanie, prezentuje się żałośnie. Dziwiło mnie, jak
bardzo tej postaci zupełnie nic nie wychodzi i jak bardzo jest bezradna.
Żenująco również wypada na tle o wiele inteligentniejszego i bardziej zaradnego
Patcha. Drażniło mnie to, jak za każdym razem w jego towarzystwie głupieje, nie
potrafiąc zachować odrobiny godności. Nora to niestety typowa dama w opałach,
która bez dzielnego rycerza na białym rumaku u boku, w okrutnym świecie długo
nie pociągnie. Daje się omotać Patchowi tak, że całą książkę to ona za nim
gania, a nie on za nią. Poza tym, ta jej fascynacja chłopakiem, od którego na
kilometr śmierdzi psycholem, po prostu mnie śmieszy. Wystarczy, że facet jest
przystojny i tajemniczy i Nora leży u jego stóp szybciej, niż sama się o tym
orientuje. Co z tego, że Patch zachowuje się wobec niej jak świnia, albo że na
fantazje zaczynające się niewinnie ale niechybnie prowadzące do zafascynowania BDSM,
nastoletnie czytelniczki są trochę za młode. Właściwie to Nora Grey wpływa w
największym stopniu na to, jak słaba jest to historia, bo to właśnie ona w
kluczowych momentach odstawia za każdym razem jakiś cyrk.
Patch również nie zrobił na mnie
dobrego wrażenia, chociaż wypada o niebo lepiej od głównej bohaterki. Niby miał
zostać wykreowany na tajemniczego, pociągającego i atrakcyjnie
aroganckiego, jednak autorce wyszedł bardziej odstraszający lub wręcz
przerażający. Nie muszę podzielać uczuć Nory względem niego, jednak do końca
powieści nie udało mi się nawet go polubić. Takiemu jak on dupkowi miałabym
raczej ochotę wylać koktajl na głowę, przyłożyć mu z liścia i uciec, aby nigdy więcej
szkodnika nie spotkać, a nie się z nim miziać jak opisana powyżej idiotka.
Zamiast czuć zaintrygowanie tą postacią, miałam tylko ochotę westchnąć z dezaprobatą
„zabijcie to gazetą”.
Zastanawiam się, czy Szeptem wyszłoby lepiej, gdyby główną
bohaterką powieści była przyjaciółka Nory, Vee Sky. Może dziewczyna nie grzeszy
inteligencją, ale za to jest zabawna, dlatego to jedyna bohaterka, jaka mnie
nie irytowała. Swoją drogą chciałabym zauważyć, że w zestawieniu z tyczkowatą
anemiczką Norą, pulchna Vee z poczuciem humoru wygląda jak typowy sidekick
wielu męskich bohaterów, którym służy głównie po to, aby na jego tle wyglądali
mężniej. Szkoda, że sprowadza się Vee do takiej roli.
Wątek miłosny także nie należy do
moich ulubionych. Relacja Nory i Patcha nie rozwija się w sposób naturalny
lub realistyczny. Wiele dzieje się w tym przypadku za szybko i bez lepszego
uzasadnienia. Naprawdę nie przekonuje mnie to, w jaki sposób tworzy sie i
wygląda ich więź, która sprawia wrażenie opierającej się jedynie na tym, jak
atrakcyjny jest partner pod względem cielesnym.
Pomijając to wszystko, Szeptem jest bardzo płytką historią. Nie
mówi o żadnych wartościach, nie ma drugiego dna, nie skłania do refleksji ani
do myślenia w ogóle. Właściwie to jedna z tych książek o niczym;
odmóżdżająca, niewymagająca żadnego wysiłku intelektualnego lektura. A przez
głupotę głównej bohaterki, nawet nie da się przy niej efektownie zrelaksować. Zupełna
strata czasu.
Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że
mimo wszystkich innych niedociągnięć, jest to książka ze swoim własnym, nieco
mrocznym klimatem, do którego można się przywiązać. To właśnie on sprawia, że
powieść może w jakiś sposób utkwić w pamięci. Cóż, mi z pewnością utkwiła jako
przykład tego, jak nie powinno się pisać książek.
Już kiedyś rozwodziłam się nad tym,
że tego typu pozycje są kiepskim wyborem dla czytających nastolatków. Nie dość,
że rozleniwiają intelektualnie, to jeszcze są do bólu nieprawdziwe. Ta mogłaby
być nawet w pewien sposób niebezpieczna — co, jeśli jakaś wychowana pod kloszem
czternastolatka, po przeczytaniu takiej książki nabierze pewności, że każdy „zły
chłopiec” zmieni się z miłości do niej? Nie chodzi mi o to, aby zakazywać
młodzieży czytania Szeptem czy innego
chłamu, ale bądźmy chociaż na tyle świadomi, żeby uczulić ją na to, że jest to
wyłącznie fikcja literacka, która pokrywa się z rzeczywistością w bardzo
niewielkim stopniu.
W tym roku czytam za dużo dobrych
książek i oglądam za dużo dobrych filmów (co z resztą widać po moich ostatnich
wpisach, spośród których trudno znaleźć jakiś naprawdę krytyczny), dlatego dziś
zrównoważyłam to nieco recenzją książki, w której podobała mi się jedynie okładka.
Wiem jednak, że Szeptem rzeczywiście
ma rzeszę fanów, dlatego jeśli jesteście jednymi z nich, to nie bierzcie sobie
tej opinii do siebie. Uważam jednak, że na tą lekturę naprawdę szkoda tracić
czas, więc jeśli macie ochotę się z nią zapoznać, to ostrzegam, że robicie to
na własną odpowiedzialność. Jest to pierwszy tom większego cyklu, w który
włączają się jeszcze trzy inne części, jednak ja za Szeptem już podziękuję.
Isleen
Mam tą książkę na półce, ale właściwie na takiej, na której leżą książki na sprzedaż. Nie zaczęłam nigdy czytać i raczej mnie do niej nie ciągnie...
OdpowiedzUsuńaga-zaczytana.blogspot.com
Chyba warto poświęcić swój czas lepszej książce :)
UsuńJa jeszcze nie czytałam więc nie mogę się wypowiedzieć :)
OdpowiedzUsuńPs. Masz odpowiedź w poprzednim poście :D
Dzięki ;)
Usuńgimnazjalna wersja mnie była zadowolona z tej książki, w tym wieku, w którym jestem teraz, jestem pewna, że miałabym takie odczucia jak Ty. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa czasami zastanawiałam się, czy kupić tą książkę, kiedy jeszcze oblegała półki ;)
Usuń"Szeptem" akurat nie czytałam, ale przez pewien czas czaiłam się na książki autorki i odniosłam wrażenie, że w lekturach jej autorstwa mamy głównie do czynienia mniej więcej z tym o czym napisałaś, od nieciekawego wątku miłosnego, po naprawdę trudnych bohaterów, nie mówiąc o bohaterach drugoplanowych, których rolą jest wyłącznie wpływ wizerunkowy. Oczywiście to moja prywatna opinia, ale jakoś nie dziwi mnie, że "Szeptem" zbiera u Ciebie takie cięgi. Z ciekawości, domyślam się, że temat licencjatu "anielsko" związany, ale mogłabyś powiedzieć jak brzmi konkretnie? ;)
OdpowiedzUsuńPiszę o uczłowieczaniu wizerunku anioła na przykładzie utworów fantastycznych :) Po "Szeptem" sięgnęłam w sumie głównie dlatego, że potrzebowałam perspektywy powieści młodzieżowych, w których przez jakiś czas było to modne, a bibliotekarka stwierdziła, że ta książka to zaczęła. I chyba ciągle chętnie się ją czyta, bo kiedy chciałam przedłużyć wypożyczenie, to się okazało, że nie mogę bo ktoś już ją sobie zaklepał.
UsuńWow brzmi naprawdę ekstra ciekawie! Mogę zostać recenzentką Twojej pracy? :D
UsuńByłoby fajnie, gdybym miała taką możliwość :D
UsuńO matko, jak ja Ci współczuję tej lektury. Strata czasu na głupoty;). Ja w ogóle bym na nią nie spojrzała, bo jak pewnie wiesz, to zupełnie nie moja bajka. Wątek romansowy odstraszyłby mnie jeszcze przed rozpoczęciem lektury;). Oby następna książka po którą sięgniesz była lepsza:)
OdpowiedzUsuńNa szczęście mimo wszystko na coś tam mi się przydała, więc nie ma tego złego. ;) Ale racja, dopóki nie była mi potrzebna, słusznie omijałam ją szerokim łukiem.
UsuńJuz dawno zamierzałam zabrać się za tę książkę, ale nie mogłam przekonać się do twórczości autorki. Nie chcę mi się już czytać o upadłych aniołach, a na słabe książki nie mam czasu :/ Ale ekranizacje chętnie zobaczę, tak na nudny wieczór byłaby idealna.
OdpowiedzUsuńCo prawda nie wiem, ile jest prawdy w tej plotce o ekranizacji, ale mam nadzieję, że jeśli już się pojawi, to będzie chociaż trochę lepsza od książki, co wcale nie powinno być trudne do zrealizowania ;)
UsuńSzkoda, że książka tak zawodzi, tym bardziej, że tyle wspaniałych przygód czytelniczych na nas czeka. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Na szczęście jest wiele innych, dużo lepszych książek :)
UsuńNie czytałam i na pewno nie sięgnę po tę książkę. Nie lubię bohaterek typu "dama w opałach", bo zawsze podczas lektury mam ochotę co najmniej na nie nakrzyczeć, żeby się ogarnęły.
OdpowiedzUsuńLepiej trzymać się od takiej "literatury" z daleka ;)
Usuń