Wspominki #5: „Danina. Nowoczesna baśń”



Chciałabym opowiedzieć Wam o książce, którą darzę wielkim sentymentem, zarazem mającej dla mnie równie duże znaczenie. Powieść Holly Black pod tytułem „Danina. Nowoczesna baśń” to książka, wraz z którą wkraczałam w okres dojrzewania. To właśnie ona, wraz z kilkoma innymi, w pewnym sensie ukształtowała mój gust czytelniczy oraz częściowo wpłynęła na to, jak sama chciałabym pisać.
            Zapewne gdybym dziś ją czytała, nie wywarłaby na mnie takiego wrażenia, jak kiedyś. Mimo to wspominam ją ciepło, jeszcze cieplej niż Dom Nocy, o którym pisałam tutaj. Danina opowiada o szesnastoletniej Kaye, która podróżuje po Stanach Zjednoczonych wraz z zespołem rockowym swojej matki. Pewnego wieczoru, po kiepskim występie grupy, źle wróżące wydarzenie skłania matkę i córkę do powrotu w rodzinne strony, do domu babki dziewczyny. Tam właśnie, po niedługim czasie, Kaye odkrywa, że została wplątana w konflikt pomiędzy dwoma frakcjami... skrzatów. I to reprezentujących najróżniejsze rodzaje i gatunki. Cała intryga może skończyć się jej śmiercią. Ma na szczęście sprzymierzeńców, którzy są gotowi pomóc jej wybrnąć z tego położenia.  
            Uniwersum Daniny. Nowoczesnej baśni  autorka skonstruowała w bardzo prosty sposób, który dzisiaj nie wydaje mi się niczym niezwykłym. Powieść to typowa przedstawicielka urban fantasy/temporary fantasy dla młodzieży. Skryty przed ludźmi świat skrzatów składa się z dwóch Dworów: Sfornego, czyli tego, gdzie zamieszkują na ogół dobre skrzaty oraz Niesfornego, gdzie spotkać można przeważnie te złe. To jedyny i najbardziej podstawowy podział, jaki tu spotkamy. Nie zależy on od panowania pomniejszych książąt lub nawet przynależności do danej rasy. Skrzaty żyją w społecznościach ekumenicznych, pod berłami jedynie dwóch władców, rządzących oboma Dworami . Trochę tak, jak Inni z cyklu Anne Bishop, o którym pisałam tutaj, jednak tam budowa uniwersum wydaje prawdziwsza przez zaznaczenie różnic i wewnętrznych podziałów, które zauważają w sobie te istoty. W Daninie brak głębszej konstrukcji obu ekumen, na czym budowa świata niestety wiele traci. Nie przeszkadzało mi to jednak, gdy czytałam ją na początku gimnazjum.
            Same skrzaty również nie są zbyt oryginalnie przedstawione. Wydają się jako żywe wyciągnięte z folkloru, chociaż trzeba przyznać, że ich opisy są barwne, a one same występują jako zbiorowisko naprawdę rozmaitych stworzeń, od maleńkich, skrzydlatych wróżek począwszy, przez tak zwane pixie (które tutaj wzrostem dorównują ludziom), na elfopodobnych stworzeniach najbliższych pod względem wyglądu rasie ludzkiej, skończywszy. Chociaż zasadniczo potężniejsze od ludzi, muszą z kolei wystrzegać się np. kontaktu z metalem, który je parzy — zastanawiam się, czy to również jakiś element starodawnych wierzeń dotyczących tych istot. Jakby nie patrzeć, to jednak one tworzą dużą część atmosfery powieści i bez nich nie byłaby ona tak niezwykła.
            Skoro o tym mowa, cieszę się, że polski tłumacz nadał tym stworzeniom w miarę poprawną nazwę zbiorczą — „skrzaty” i nie utożsamiał ich niesłusznie z elfami, nad czym ubolewał Tolkien w swoim Eseju o bajkach.
            Fabuła, chociaż równie prosta, wcale nie należy do kiepskich. Jej początek jednak trochę się dłuży. Autorka poświęca sporo czasu na samo nakreślenie postaci głównej bohaterki oraz jej środowiska. Chociaż nie przeszkadzało mi to za bardzo, to jednak wciąż zastanawiałam się, kiedy w końcu zacznie się coś dziać, a co ważniejsze — kiedy wreszcie pojawią się magia i skrzaty? Spodobał mi się jednak sposób, w jaki Black opisywała codzienność Kaye, tak różniącą się od mojej, oraz ona sama. Kiedy jednak już przebrniemy przez przydługawy wstęp, zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Fabuła wciąga, akcja pędzi, powieść zaczyna naprawdę być powieścią fantasy i bardzo to czuć w tworzącym się, specyficznym klimacie. Trzyma w napięciu do samego końca, a przynajmniej tak ją zapamiętałam. 
            Na pochwałę zasługuje przede wszystkim główna bohaterka. Kaye to silna, niezależna i inteligentna dziewczyna. To uparta, ale nie rozkrzyczana lub rozwydrzona buntowniczka. Jej matka sama jest jeszcze mentalną nastolatką i traktuje ją co najwyżej jak tylko trochę młodszą siostrę lub koleżankę, zamiast jak córkę. Skutkuje to tym, że Kaye brakuje wielu zasad moralnych. Potrafi ukraść ze sklepu najmniejszą pierdołę, która jej się spodoba; do szkoły nawet nie zagląda, oczywiście nie stroni od alkoholu i papierosów czy przygodnego seksu, natomiast jej największą życiową ambicją jest praca na stacji benzynowej, którą już z resztą podjęła. Ale nie dajcie się zwieść pozorom. Za tym obrazkiem zepsutej dziewczyny kryje się wrażliwa, trochę zaniedbana osoba o dobrym sercu, która wcale nie myśli tylko o sobie, choć czasami i to się jej zdarza. Kaye, od dziecka osamotniona, nieznająca ojca i mająca co prawda kochającą, lecz zupełnie niedojrzałą matkę, radzi sobie w życiu w jedyny sposób, jaki zna. Może to tak naprawdę niezbyt skomplikowana postać, ale ja bardzo ją polubiłam. W dodatku Holly Black konstruuje ją bardzo konsekwentnie, a sama Kaye to nie bezmózga, zakochana dziewczynka, która nie wie, czego chce, tak jak wiele innych bohaterek literackich. Pamiętam, że mi, dzieciakowi, który ledwo opuścił podstawówkowe mury, imponowała swoją zaradnością i niezależnością, choć raczej mimo wszystko nie jest najlepszym wzorem do naśladowania dla młodego człowieka.
            Chciałam jeszcze wspomnieć o innych występujących w powieści postaciach, jednak okazało się, że wyraźniej pamiętam jedynie matkę Kaye, częściowo jej skrzacich kompanów oraz jej rudowłosą przyjaciółkę Janet. Zatem raczej nie ma o czym wspominać. 
            Język powieści jest bardzo prosty i zarazem bardzo przystępny dla młodych czytelników. Podobał mi się styl Holly Black, chociaż wtedy jeszcze niezbyt znałam się na pisaniu i nie wiem, czy i teraz byłby dla mnie tak atrakcyjny. Czytało mi się jednak lekko, przyjemnie i szybko. A ponieważ książka skierowana jest właśnie do nastolatków, nie mogłabym narzekać na jego prostotę, skoro kiedy jeszcze byłam jej targetem, nie budził moich zastrzeżeń, czy wręcz mi się podobał. 
            Oczywiście, trzeba wspomnieć o klimacie towarzyszącemu powieści. Do dziś go pamiętam. Danina to specyficzne połączenie miejskiego krajobrazu, świata wolnych i niezależnych nastolatków, baśni i tajemniczości, z szemranym towarzystwem, zapachem papierosowego dymu i osiedlem przyczep kempingowych w tle. Jest w tym świecie coś niezwykłego i pociągającego. Część tytułu brzmiąca Nowoczesna baśń doskonale oddaje to, o czym, a raczej co opowiada. Bo Danina to rzeczywiście do pewnego stopnia baśń. Myślę, że oryginalny człon tytułu brzmiący Faerie Tales odnosi się nie tylko do pewnego sposobu stylizacji, ale do samych bohaterów książki, czyli skrzatów i wróżek.
            Danina. Nowoczesna baśń to oczywiście żadna literatura wysokich lotów czy jakiś fenomen. Ale to wcale nie jest takie ważne. Jasne, że byłoby świetnie, gdyby poruszała trochę poważniejsze problemy lub została wyposażona w bardziej skomplikowany świat, ale z drugiej strony, jest genialna w swojej prostocie. Bardzo przystępna dla nastolatków, wciągająca i pobudzająca wyobraźnię jest po prostu dobrą książką. Chociaż prosta, wcale nie prostacka. Moim zdaniem to dobra pozycja, od której nastolatek mógłby zacząć swoją przygodę z czytaniem i która by nakłoniła go do sięgania po inne książki. Bardzo wryła mi się w pamięć i czuję, że skoro spełniła swoje zadanie — przemówiła do nastoletniej mnie — to raczej nie powinnam jej oceniać dziś tak, jak książek dla dorosłych. Dlatego na wszelkie jej niedoskonałości, które jako dorosła już osoba zwróciłam uwagę, przymykam oko, gdyż wynikają raczej z dostosowania jej do grupy docelowej, mającej, co oczywiste, mniejsze kompetencje czytelnicze, a nie z niekompetencji autorki. W tym kontekście trudno je nawet nazywać niedoskonałościami.  
Isleen

Komentarze

  1. Podoba mi się Twoja recenzja. Chcę tylko zaznaczyć, że "Danina" traktuje jednak o rzeczach ważnych, czy nawet trudnych, znacznie trudniejszych niż te, z którymi zmaga się target, któremu ją przypisałaś. Mi na przyład bardzo podoba się zabieg zaczęcia od cytatu każdego rozdziału, który to cytat fantastycznie oddaje atmosferę owego rozdziału. W ramach patriotycznego zadęcia można zaznaczyć, iż rozdział 9 zaczyna cytat z Czesława Miłosza. Nie wiem tylko jak to jest z tym tłumaczeniem, bo Sforny i Niesforny Dwór brzmią bardzo kiepsko. Nie wiesz może jak prezentują się te nazwy w orginale?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie wiem, jak Dwory nazwano w oryginale, ale zgadzam się, że brzmi to beznadziejnie. Cóż, pisałam tą „wspominkę” sporo czasu po przeczytaniu i wiele już pozapominałam, w tym to, że rozdziały zaczynały się od cytatów, ale faktycznie Miłosz się pojawił :D Duma.

      Usuń
  2. Nigdy nie słyszałam o tej książce i chyba raczej po nią nie sięgnę. Myślę, że tak jak piszesz, nada się dla młodszych czytelników. Ja już chyba wyrosłam z takich powieści.
    szczerze-o-ksiazkach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie jest bardziej odpowiednia dla nastolatków, chociaż ja wciąż czasem nawet takie czytam ;)A Danina jest po prostu dobra, bez znaczenia czy to książka dla młodzieży.

      Usuń
  3. Nie jestem już raczej w grupie odbiorców, ale doceniam fakt, że główna bohaterka nie irytuje, bo to chyba najgorsze co może się zdarzyć;) może wypozycze ja bratu z biblioteki, powinna mu się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że warto przeczytać Daninę bez względu na wiek ;) Tak, jak jest też z niektórymi książkami dla dzieci. Chociaż czytałam ją baaaardzo dawno temu i mogę mieć dziś trochę mylny jej obraz.

      Usuń
  4. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce... Może warto nadrobić zaległości i po nią sięgnąć ;)
    Pozdrawiam
    Moment Of Dreams ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. wow naprawdę solidnie napisane, nie 3,4 zdania :)
    ale księżka niesty nie w moim guście
    Zapraszam!
    >> VANILLIA96.BLOGSPOT.COM <<

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm całkiem ciekawa pozycja :) nie słyszałam o niej ;)

    grlfashion.blogspot.com
    Zapraszam;* odwdzięczam się za każdą obserwację ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałam jeszcze okazji się z nią zapoznać. Tytuł podrzucę córce, a potem pewnie i tak sama przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.