Człowiek kontra Natura. „Inni: Pisane Szkarłatem” Anne Bishop



„Pisane Szkarłatem” to z pewnością dość nietypowa powieść urban fantasy. Anne Bishop tworzy swój własny, szczegółowo skonstruowany świat, z jakim do tej pory się nie spotkałam. Bardzo często twórcy fantasy budują uniwersa na dwa sposoby: kreują świat magii i miecza, zbliżony swoimi realiami do czasów średniowiecznych, lub do naszego własnego wszczepiają rzeczywistość ukrytą przed wzrokiem ludzi. Albo po prostu równoległą, do której w jakiś sposób trzeba się dostać. Jednak autorka serii „Inni” przedstawia nam Namid: świat do złudzenia przypominający nasz, ale zamieszkiwany przez dwa konkurujące ze sobą typy istot: ludzi oraz magiczne istoty, zwane Innymi, takie jak zmiennokształtni, wampiry czy Żywioły.
                Istotami zamieszkującymi Namid są też cassandra sangue — wieszczki krwi, które po rozcięciu skóry widzą przyszłość.  Jedna z nich, Meg Corbyn, znajduje się pod władzą Kontrolera, który wykorzystuje jej umiejętności z korzyścią dla siebie, również materialną. Meg w końcu ucieka i trafia na Dziedziniec, czyli do dzielnicy opanowanej przez Innych. Nie dość, że została wychowana pod kloszem i prawdziwy świat to dla niej coś obcego, to jeszcze prawdopodobnie znalazła się w najbardziej niebezpiecznym miejscu w mieście Lakeside. Napotyka jednak Simona Wilczą Straż, który decyduje się zatrudnić ją na stanowisku łącznika z ludźmi. Meg jednak nie może stracić czujności — wciąż jest poszukiwana, a Inni nie wiedzą jeszcze, czy rzeczywiście powinni ją kryć.
                Fabuła może nie należy do najbardziej wartkich, ale to nie oznacza, że jest słaba lub nudna. Bishop w dużym stopniu skupia się na przedstawieniu nam wykreowanego przez siebie uniwersum, którego nowe elementy Meg odkrywa z każdym dniem pracy dla Simona. Chociaż zajmuje się głównie roznoszeniem poczty od ludzi do terra indigena, bo tak inaczej można nazwać te nadprzyrodzone stworzenia, musi zachować ostrożność w kontaktach z nimi — nie znając ich zwyczajów bardzo łatwo je rozdrażnić, a Inni się nie cackają i nie widzą problemu w rozerwaniu nas na strzępy i pożarciu przy pierwszej lepszej okazji. Sprawia to, że nieraz czytelnik może poczuć napięcie towarzyszące również Meg. Z drugiej strony, poznawanie części Namid opanowanej przez te monstra również jest bardzo interesujące, ponieważ autorka stworzyła wiele nowych istot, nie do końca będących tymi spotykanymi w folklorze, baśniach i fantastyce. Akcja tak naprawdę nabiera tempa pod koniec i wtedy już rzeczywiście trzyma w napięciu do samego końca. Miałam wrażenie, że ta powieść to tak naprawdę coś w rodzaju prologu do drugiej części Innych, obiecująca, że to właśnie tam zacznie się dziać na poważnie.
                Dodatkowym plusem powieści są postacie. Meg, chociaż zagubiona, naiwna i delikatna, dzięki swojemu sprytowi i umiejętności zachowania zimnej krwi, niespodziewanie dobrze radzi sobie w tym niegościnnym miejscu. Bishop buduje ją bardzo konsekwentnie. Nie nadaje jej charakterowi jakichś niebywałych cech ani nie obdarza jej nadludzką siłą czy inteligencją. Tworzy za to naturalną postać, która jest zdana tylko na siebie i musi poradzić sobie z tym, co ma — i Meg swoje niby zwyczajne umiejętności wykorzystuje świetnie. Jej szczerość, naturalność, empatia i dobre intencje zaskarbiają jej nie tylko przychylność porywczych Innych, ale również czytelnika. Z zainteresowaniem czytałam o tych ostrożnych podchodach, obserwowaniu Innych i próbach zdobycia ich zaufania, opierającymi się nie tylko na logicznym myśleniu, ale często również na  intuicji. Najciekawsze jednak okazało się to, że Meg jest bardzo „czysta”, lub inaczej mówiąc nieskażona światem ludzi — co w interesujący sposób wpływa na jej relację z Innymi, zafrapowanymi jej osobą. Nie stanowi jednak zagadki jedynie dla nich, ponieważ czytelnika również nie opuszcza poczucie tajemniczości towarzyszącej jej osobie. Od początku bowiem Bishop roztacza wokół niej aurę tajemnicy, przez dość długi czas nie mamy do końca pewności, kim Meg jest i skąd pochodzi, a informacje o niej otrzymujemy stopniowo. Jednak nawet pod koniec książki, kiedy już wiemy o niej dość dużo, wciąż mamy poczucie, że postać skrywa coś więcej. I to odczucie należy do tych dobrych odczuć, budzących zainteresowanie, a nie wrażenie, że postać jest w jakiś sposób niekompletna. Mało tego, Meg rozwija się mentalnie z biegiem czasu.
                Tak naprawdę, w Pisane Szkarłatem nie ma słabych postaci. Świetnie skonstruowanym bohaterem jest Simon Wilcza Straż. Z jednej strony to silny, dość oschły i wzbudzający postrach Wilk, prawdziwy twardziel i urodzony przywódca. Chociaż nigdy nie okazuje słabości ani strachu i z pewnością sprawia wrażenie szorstkiego, w głębi serca skrywa wrażliwość i opiekuńczą naturę, która każe mu chronić swoich pobratymców za każdą cenę. Bardzo podobała mi się jego relacja z Meg, która wydobywa na światło dzienne cieplejszą, nigdy nieokazywaną stronę jego osobowości i która oparta jest na ich próbach wzajemnego zrozumienia siebie. Do tego dochodzą maleńkimi, z początku dość niezgrabnymi kroczkami, co w końcu przeradza się w obustronną fascynację i doprowadza do pojawienia się zalążka przywiązania między nimi. Stopniowe budowanie niejednoznacznej więzi między tą dwójką również potrafi zafascynować.
                Bishop nie skupia się jednak tylko na tych dwóch postaciach. Wprowadza do swojej książki wielu bohaterów i chociaż nie wszystkim poświęca równie dużo uwagi, umie ukazać ich odmienne osobowości i poglądy. Każdy z nich zdaje się być dopieszczony w należytym stopniu. Innymi świetnymi kreacjami są np. Tess lub Azja. Ta pierwsza może nie gra największej roli, ale stanowi zagadkę sama w sobie. Nie wiadomo nawet, jakiego rodzaju stworzenia reprezentuje, a po ukończeniu książki pozostawia wrażenie, że w następnych częściach będzie dużo ważniejszą bohaterką. Azja to natomiast wścibska, zadufana w sobie i przebiegła kobieta, ale doskonała antagonistka dla Meg, która na zmianę denerwuje i oburza, ale też śmieszy.
                Co można powiedzieć o samych Innych? Niektóre z ich rodzajów okazały się naprawdę dobrym pomysłem. Bardzo podobała mi się koncepcja personifikacji pór roku i żywiołów, które tak naprawdę z ukrycia i na zmianę żądzą prawami przyrody. Chociaż nie wiele o nich samych wiadomo, autorka daje nam sugestię o skomplikowanych relacjach między nimi, co mogłoby okazać się naprawdę ciekawe, gdyby to rozwinąć. Zmiennokształtni, w zależności od zwierzęcia, jakiego formę przybierają, tworzą klany, które nazywają Strażami i których nazwę przyjmują za nazwisko (tak, jak na przykład Simon Wilcza Straż). Istnieje jeszcze wiele różnych rodzajów Innych. Wszyscy jednak zdają się żyć w ekumenie, co z jednej strony tworzy nam podział między nimi a ludzkością wciąż istniejącą tylko dzięki woli przetrwania i pomysłowości, a z drugiej wydaje się trochę sztuczne biorąc pod uwagę ich ogromną różnorodność. Można to jednak wybaczyć ze względu na to, jaki wytwarza nam się w Namid podział, który da się na różny sposób interpretować: mamy zwyczajnych ludzi oraz Innych, którzy chociaż przypominają postacie z horrorów, u Bishop bardziej wydają się uosobieniem różnych aspektów sił natury — zwierząt, roślin, pogody, czy zjawisk takich jak śmierć. Ich charaktery są dzikie, wszyscy Inni charakteryzują się pewną pierwotnością, ale ściśle przestrzegają praw narzucanych przez relacje zachodzące między nimi — zupełnie jak zjawiska naturalne. Wydają się praktycznie nie do poskromienia i człowiek, aby przetrwać między nimi, musi okazywać pokorę, ale nie strach oraz bardzo dobrze znać i rozumieć ich świat. Cywilizacja ludzi w Namid przetrwała i rozrosła się dzięki temu samemu, co nasza — czyli świetnej obserwacji otaczającej człowieka natury i umiejętności przechytrzenia jej lub współżycia z nią. Tutaj przyroda po prostu jest bardziej świadomym bytem, z którym można konkurować lub dogadać się. Meg potrafi żyć z terra indigena właściwie tylko dzięki szczerej chęci współpracy i zachowywaniu szacunku dla swoich nowych sąsiadów.
                Nie jestem pewna, czy przekonuje mnie pomysł, że Inni pozwalają ludziom żyć, ponieważ uznali ich wynalazki za przydatne. Przecież doskonale radzą sobie bez nich, a jeśli już ich używają, to właściwie w minimalnym stopniu — mieszkają w betonowych domach z ciepłą, bieżącą wodą, bo tak wygodniej, ale zdają się nie przejmować większością gratów, które nie są im do życia czy pracy niezbędne.  Z drugiej strony dobrze wiemy, że nawet dzikim zwierzętom zdarza się korzystać z naszej pomysłowości. Nie mam też pojęcia, dlaczego Simon, jako przywódca Wilczej Straży zdecydował się prowadzić... księgarnię. Jasne, ma powody, aby podtrzymywać relacje z ludźmi, gdyż tak łatwiej żyć w miarę bez konfliktów obok siebie. Ale księgarnia? Simon ma zadatki raczej na generała wojsk niż pana księgarza w drucianych okularach i sweterku. Może to gdzieś było wyjaśnione, tylko ja czytałam nieuważnie, albo zostanie to w następnych tomach wytłumaczone. Lub po prostu przemawia przeze mnie ludzki punkt widzenia, podczas gdy terra indigena mogą to postrzegać zupełnie inaczej.
                Jeśli chodzi o polski przekład, nie podoba mi się przetłumaczenie Wolfgard na Wilcza Straż (co dotyczy z resztą wszystkich innych Straży). Nie dało się z tego zrobić czegoś bardziej podobnego do nazwiska, tak jak w wersji angielskiej? Brzmiałoby to dużo bardziej profesjonalnie i naturalniej. Z drugiej strony, sama nie wpadłam na nic lepszego.
                Pisane Szkarłatem, rozpoczynająca serię Inni to książka, która naprawdę ma potencjał. Może różni się nieznacznie od typowej fantastyki dziejącej się w przestrzeni nowoczesnych miast, ale to właściwie atut tego tytułu. Uważam, że naprawdę warto po nią sięgnąć. Myślę też, że zasługuje na dobrą ekranizację. Nie czytałam jeszcze następnej części, ale Pisane Szkarłatem rozbudziło moje zainteresowanie i mam nadzieję, że w niedługim czasie uda mi się zainwestować w następny tom. Co ciekawe, im więcej myślę o tej powieści i im więcej czasu mija od jej przeczytania, tym więcej dostrzegam jej mocnych stron i coraz lepiej ją rozumiem. Pozostaje mi już tylko ją Wam polecić, bo naprawdę jest warta uwagi i inspirująca.
Isleen

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.