Wspominki #4: „Dom Nocy”



Kiedy jeszcze chodziłam do gimnazjum, wśród czytających nastolatek panowała moda na powieści młodzieżowe o wampirach, którą zapoczątkowała Stephanie Meyer sagą „Zmierzch”. Wiele pisarek tworzących dla młodych czytelników naśladowało autorkę tych bestsellerów, pisząc własne książki z wampirami w roli głównej. Jednymi z nich była para Amerykanek, matka i córka, P. C. Cast oraz Kristin Cast, które wydawały długi, wręcz „serialowy” cykl zatytułowany „Dom Nocy”.
                Większość czytelniczek, a nawet kilku czytelników z mojej szkoły zaczytywało się w Domie Nocy. Ja też wtedy uległam tej modzie. Też jako piętnastolatka czytałam współczesne książki o wampirach, ale cykl Cast najbardziej mi się podobał, a przynajmniej do pewnego czasu. Dziś już nie wydają mi się tak świetne jak kiedyś, kiedy jeszcze nie wiedziałam nic o literaturze. Zapewne gdyby przyszło mi teraz czytać Naznaczoną, nie byłabym z tej książki zadowolona i wysmarowałabym jej jakąś niepochlebną recenzję. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedyś przynajmniej pierwsze części Domu Nocy były dla mnie naprawdę czymś i do dziś darzę tą serię pewnym sentymentem, pomimo jej licznych mankamentów.
                Dom Nocy otwiera powieść Naznaczona. Na cykl składa się aż dwanaście tomów, a oprócz tego Cast wydały również kilka „spin-offów” dla swoich książek, opowiadających historie o poszczególnych, pobocznych bohaterach Domu Nocy. Sam cykl skupia się na opowieści o nastoletniej Zoey Redbird, która ze zwyczajnej uczennicy nagle, poprzez naznaczenie, staje się adeptką w szkole dla młodych wampirów. Tak naprawdę nie jest jeszcze do końca wampirem, lecz dopiero przechodzi przemianę, która albo zmieni ją w dorosłą, w pełni wykształconą wampirzycę, albo ją zabije, jeśli jej ciało się do tego nie przystosuje. W Domu Nocy, bo taką właśnie nazwę nosi jej nowa szkoła, poznaje przyjaciół, a także wrogów, a wkrótce okazuje się, że jest wyjątkową adeptką, która ma ocalić szkołę, a może i cały wampirzy świat przed złem.
                Już raz miałam okazję recenzować jedną z książek P. C. Cast, Bogini Oceanu. Jej powieści są bardzo rozpoznawalne, ponieważ pisarka specjalizuje się w romansach fantasy, wykorzystujących motywy znane najczęściej z mitologii greckiej i rzymskiej. Bardzo wyraźnie też nawiązuje do wartości feministycznych. Czasami, czytając jej książki, można odnieść wrażenie, że byłaby chora, gdyby przynajmniej na połowie stron nie pojawiły się pochwały dla płci pięknej i gdyby nie próbowała przez nie udowodnić, czego to kobiety nie potrafią.
                Podejrzewam, że właśnie P. C. Cast była głównodowodzącą duetu pracującego nad Domem Nocy jako doświadczona już (a przynajmniej bardziej od córki) pisarka. Nie mam pojęcia, w jaki sposób podzieliły się pracą i jak duży w rzeczywistości wkład w nią włożyła Kristin Cast. Myślę jednak, że Dom Nocy przybrał taki a nie inny kształt właśnie za sprawą starszej z autorek. Ale tego mogę się tylko domyślać.
                Tym, co szczególnie wyraźnie pamiętam z lektury było to, że te książki po prostu oczarowywały. Przy recenzowaniu Bogini Oceanu zwracałam już uwagę na to, że Cast potrafi pisać silnie oddziałując na wyobraźnię. A ponieważ upodobała sobie głównie opisy rzeczy pięknych i magicznych, przyciągała do Domu Nocy nastolatki z całego świata. Książkom z tej serii, a przynajmniej kilku pierwszym, towarzyszył niesamowity, mroczny lecz magiczny klimat. Muszę przyznać, że podobnego nie doświadczyłam w żadnej innej powieści. Nic, co do tej pory czytałam, nie było porównywalne do twórczości P. C. Cast i jestem w stanie stwierdzić to również w tym momencie, chociaż miałam już w fantastyce styczność z różnego rodzaju klimatami.
                Ale nie tylko tym Cast podbijała serca swoich młodych czytelniczek (i czytelników). Przede wszystkim w jej stylu wyczuwało się ogromną charyzmę. Przez to sama autorka jawiła się jako dobra ciocia, która pomaga dojrzewającym dziewczętom uwierzyć w siebie, poczuć się pięknymi i wyjątkowymi oraz dopinguje je w pokonywaniu codziennych trudności i w pogoni za spełnianiem marzeń.
                Inną niepodważalną zaletą Domu Nocy jest wartka, w większości przypadków nieprzewidywalna fabuła. Książki wciągają natychmiast i do samego końca nie chcą wypuścić ze swoich macek. Zawsze coś się w nich dzieje, a nawet jeśli to tylko wydarzenia dnia codziennego, zostały napisane w taki sposób, że nawet wtedy nie zaczyna robić się nudno. Charyzma plus całkiem niezła jak na powieść tego pokroju fabuła sprawiają, że cykl zapada w pamięć, a pewne potknięcia autorek, nawet jeśli zauważane są przez czytających go nastolatków, zostają przez nich szybko wybaczone.
                Styl, chociaż z jednej strony bardzo charakterystyczny i tworzący dla historii niezwykłą otoczkę, z drugiej ma sporo wad. Przede wszystkim w wielu miejscach jest dość prostacki, co dotyczy w największej mierze dialogów. P. C. Cast przyznała, że korzystała z pomocy córki aby móc pisać młodzieżowym językiem, jednak w większości przypadków wyszło po prostu wulgarnie i bez smaku. To dość dziwne, że książka jednocześnie oczarowuje światem i opisami i zniesmacza słabym językiem. Być może tak naprawdę, a co bardzo prawdopodobne, mamy do czynienia ze zderzeniem się w niej dwóch różnych stylów dwóch różnych osób (może jednak wkład Kristin Cast nie był taki mały). Trudno jednak domyślić się tego, czytając przekład. Myślę aliści, że tłumacz nie dodał sam do książki tylu przekleństw, w dodatku tak pospolitych i niewyszukanych. Nie chodzi mi wcale o to, że Dom Nocy powinien zostać napisany kwiecistym językiem (jakby brakowało mu jakiejś kwiecistości), ale utożsamianie przekleństw z językiem młodzieżowym po prostu nie było najlepszym posunięciem.
                Skończyłam czytać serię wraz z jej dziewiątą odsłoną — Przeznaczoną. Dlaczego?
                Pierwsze pięć części (Naznaczona, Zdradzona, Wybrana, Nieposkromiona i Osaczona) trzymało poziom. Potem niestety czar zaczął pryskać z każdą kolejną książką (no, może za wyjątkiem Spalonej która jakoś się broniła tylko dlatego, że niewiele w niej głównej bohaterki). Stopniowo wampiry zaczęły tracić to, co czyniło je wampirami (a od samego początku było tego niewiele, gdyż Cast użyły tych istot w sumie tylko po to, aby na ich bazie stworzyć jakąś nową rasę, od której zaczerpnięto nazwę i tylko garstkę charakterystycznych cech). W następnych tomach brakowało już tego magicznego, podniecającego mroku, pomimo coraz bardziej brutalnych scen. Zoey wraz ze swoją świtą z młodocianych wampirów zaczęli przeradzać się w jakieś W.I.T.C.H. Czarodziejki, pojawiało się coraz więcej „bezsensów” w fabule, na przykład zupełnie niepotrzebnych, męczeńskich śmierci lub kiepsko uzasadnionych rozłamów i kłótni. Jedni bohaterowie nagle ze złych stawali się dobrymi, a ci dobrzy złymi, od tak. Sprawiło to, że w pewnym momencie cykl stał się na tyle kiepski, że stwierdziłam, że nie będę marnować już na niego czasu i pieniędzy.
                Moje zdanie o głównej bohaterce — Zoey Redbird — było kiepskie już po Naznaczonej. Chociaż autorki próbowały uczynić z niej inteligentną i silną dziewczynę, wcale nie sprawiała takiego wrażenia. Tak naprawdę Zoey jest po prostu tępa, a w dodatku słabo skonstruowana. Protagonistka Domu Nocy zupełnie nie potrafi uczyć się na własnych błędach (w dodatku naprawdę głupich, co widziałam już jako gimnazjalistka) w związku z czym stale je powtarza, co okropnie mnie irytowało. Zupełnie nie radzi sobie z planowaniem i nie umie przewidzieć konsekwencji podejmowanych przez siebie działań. Ta postać, przez wszystkie dziewięć tomów, które przeczytałam, nie zrobiła ani jednej mądrej rzeczy, niczym nie zaskakiwała (chyba, że kompletną głupotą), nic sobą nie wnosiła. Jeśli wychodziła z tarapatów, to nigdy sama — za każdym razem ktoś inny ratował jej tyłek, w przeciwnym wypadku już dawno by zginęła. Pełno w niej też nieścisłości. Na przykład, na początku zarzeka się, że nie przeklina, ponieważ uważa to za brak kultury, po czym zaczyna kląć jak szewc. Denerwuje się, że jej chłopak jest zaborczy bo chce ją chronić, a tymczasem w rzeczywistości samodzielnie nie potrafi zrobić kompletnie nic. Najpierw rzuca chłopaka bo jest dupkiem i traktuje ją źle, po czym wraca do niego w podskokach, gdy ten okazuje jakąś wątłą namiastkę kultury osobistej. Po spędzeniu zaledwie miesiąca w Domu Nocy zwykła chrześcijańska modlitwa jest już dla niej czarami. I tak dalej.
                 Swoją drogą, Cast nie popisały się też przy innych postaciach, zwłaszcza męskich — najpierw byli w porządku, potem z niejasnych przyczyn nagle dostawali małpiego rozumu, lub na odwrót: najpierw byli idiotami, a potem w magiczny sposób oddanymi kochankami i dżentelmenami. No bo to takie normalne, że ludzie odwracają swoje charaktery na zawołanie.
                Najbardziej jednak bolało mnie to, co autorki zrobiły z Neferet, czyli główną antagonistką serii. Na początku Neferet przedstawiały jako niezwykle sprytną i charyzmatyczną manipulatorkę, której nawet czytelnik długo nie posądza o żadne powiązania ze złem. Zoey całkowicie jej ufa i nic dziwnego, bo przecież ufają jej wszyscy, czytający również. Po Naznaczonej Neferet była moją ulubioną postacią. Niestety, kiedy okazuje się już, jaka z niej podła kobieta, nagle jej zło zaczyna być dziwnie ostentacyjne, na tyle, że aż gotowa byłam posądzić uczniów Domu Nocy oraz inne postacie o kompletny debilizm, bo go nie dostrzegają.
                Ale mimo wszystko Cast udało się stworzyć kilka lepszych postaci, na przykład Afrodytę. Wypada ona chyba najlepiej ze wszystkich. Jej charakter został najbardziej pogłębiony, lecz tworzono go konsekwentnie i w atrakcyjny sposób. To Afrodyta najbardziej zaskakuje, ma najbardziej skomplikowaną osobowość i to z jej ust padają najlepsze, chociaż dość cyniczne sentencje.
                Wspominałam już, że Cast wciąż podkreśla w swojej twórczości wartości feministyczne? Zazwyczaj działa to tak, że rzeczywiście przekazuje coś mądrego i dobrego. Ale nie zawsze. Czasami zakrawa wręcz o ten rodzaj feminizmu, który budzi, przynajmniej we mnie, pewne opory. Feminizm Domu Nocy przejawia się głównie w tym, że wampiry żyją w społeczeństwie matriarchalnym (sic!). Chociaż raz zaznaczono, że w tym społeczeństwie wszystkich traktuje się równo, wciąż miałam poczucie, że to kobiety sprawują nad nim władzę i generalnie uznawane są za te lepsze, bardziej godne szacunku niż mężczyźni. Męskie postacie są też dość płytkie. Służą damskim postaciom jako tło lub podpora. Są zawsze im oddani, szanują je, ubóstwiają wręcz. Są szarmanccy i zdają się doskonale rozumieć swoje partnerki i ich potrzeby, no po prostu ideały. Żeby tylko takie ideały rzeczywiście były na Ziemi tak powszechnym zjawiskiem. Którzy mężczyźni natomiast są tymi złymi? Tak, dokładnie, to ci, którzy chcą nimi rządzić (nawet jeśli po prostu się troszczą, ale widocznie każde okazanie troski czy chęć ochrony przez mężczyznę to próba sprawowania kontroli nad kobietami, atak na ich niezależność). Zauważmy jeszcze, że takie samo zachowanie u innej kobiety byłoby całkowicie akceptowalne.
                „Zły feminizm”, a raczej zupełna niewiedza i arogancja autorek ma też swoje miejsce w momentach, w których otwarcie wyrażały pogląd, że chrześcijański Bóg dyskryminuje i lekceważy kobiety. Cóż, nawet, jeśli czytały Pismo Święte (w co szczerze wątpię), musiały szerokim łukiem ominąć wszystkie Ewangelie oraz Księgę Judyty. Nie raczyły też zapoznać się z żadnym podręcznikiem historii, a co za tym idzie, z kontekstem historycznym tekstów biblijnych, niezbędnym dla studiowania ich i interpretacji. Tak leciały na stereotypach, że niby u chrześcijan wciąż średniowiecze i mężczyźni rządzą kobietami, że przy tym wszystkie inne braki wydawały mi się niewielkimi potknięciami.
                Co najdziwniejsze, innym razem ukazywały zakonnice jako miłe, dobre i mądre, a Matkę Boską porównywały z boginią wampirów, Nyks. Pieprzyć logikę.
                Zwróćmy jeszcze uwagę na to, że Nyks to bogini wywodząca się z mitologii greckiej. Bo niby w starożytnej Grecji kobiety traktowano na równi z mężczyznami! Zatem pozwólcie, że powtórzę: pieprzyć logikę.
                Wątki miłosne są słabe. Disneyowskie. Przesłodzone i zbyt idealne. Poza tym, Cast promują poligamię. I to w raczej niepokojący sposób. To, że nastoletnia dziewczynka po prostu się puszcza miałoby być według nich dla niej nobilitujące. Nie chcę być jakąś w złym znaczeniu konserwatywną, starą, zrzędliwą babą w ciele studentki, ale całkowite wyzbycie się jakichkolwiek zasad i wstrzemięźliwości nie prowadzi do niczego dobrego.
                Tak, Dom Nocy obfituje w całą masę przeróżnych „kwiatków”. Jednak kiedyś, przynajmniej przez rok lub dwa, aż tak nie zwracało się na to uwagi. Historia wciągała, świetnie się przy niej bawiłam i wciąż kojarzy mi się raczej dobrze. Te książki wypełniały mi całe godziny i dzięki nim nie zmarnowałam tego czasu na nudę. Chociaż do arcydzieł im daleko, wyraźnie widać, że Cast chciały coś przez nie powiedzieć, przekazać coś wartościowego. A to się ceni. W dodatku piękne i eleganckie okładki podobają mi się po dziś dzień i żałuję, że nie udało mi się skompletować wszystkich, choćby po to, aby półka wyglądała ładnie.
                Jestem ciekawa, mimo wszystko, jak skończyła się ta historia. Kto wie, może najpóźniejsze tomy zaczęły zyskiwać na dojrzałości, a Zoey poprawiła się jako postać. Cóż, możliwe, że z nudów kiedyś wrócę do tego cyklu. I chociaż jest pełen błędów i trochę naiwny, „Dom Nocy szanuj”, bo wypełnił magią i przygodą dużo młodzieńczych chwil w życiu wielu jego czytelniczek. I w moim.
Isleen

#p.c.cast #domnocy #naznaczona

Komentarze

  1. Moja córka jest właśnie na etapie czytania książek w tym wampirskim klimacie, wcześniej mniej chętnie podchodziła do czytania, dlatego cieszy mnie, że te książki pomogły jej w sympatycznym zaczytywaniu się. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, może dzięki temu będzie sięgać po więcej książek :D Nie wiedziałam, że młodzież wciąż sięga po te tytuły, zwykle moda, również książkowa, zmienia się z dnia na dzień. Widocznie naprawdę coś w tym jest ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.