„Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi”. W stronę nowości, czy hołd oddany klasyce?

VII część „Gwiezdnych Wojen”, „Przebudzenie Mocy”,  nie sprostała moim oczekiwaniom, w czym jako jedna z wielu fanów tego uniwersum, nie jestem osamotniona. Niedawno miała premierę część VIII zatytułowana „Ostatni Jedi”, której mimo nie do końca udanego, wcześniejszego filmu, nie mogłam nie obejrzeć. Czy najnowszy epizod „Gwiezdnych Wojen” wypadł lepiej?

Źródło
Rey udaje się na poszukiwanie Luke'a Skywalkera, pragnąc przekonać go, aby pomógł Ruchowi Oporu w walce z Najwyższym Porządkiem oraz poprosić go o szkolenie na rycerza Jedi. Gdy go odnajduje, okazuje się, że stary mistrz wcale nie ma zamiaru ruszać się ze swojej kryjówki na odległych rubieżach Galaktyki, podobnie jak wziąć dziewczyny pod swoje skrzydła. Zgorzkniały i wycofany, zmaga się z demonami przeszłości, przez które boi się stawić czoła nadchodzącym wydarzeniom. Rey musi przekonać go, że jako żywa legenda, nie może odciąć się od rebeliantów, którzy desperacko go potrzebują. Tymczasem dowodzony przez Leię Ruch Oporu, toczy nierówną walkę z coraz potężniejszym wrogiem.

Recenzję Przebudzenia Mocy możecie przeczytać tutaj. Czy natomiast Ostatni Jedi daje nadzieję dla nowej trylogii? Z wielkim zaskoczeniem muszę przyznać, że tak.
Najnowszy epizod charakteryzuje się przede wszystkim o wiele lepszym scenariuszem, niż poprzedni. Fabuła okazała się naprawdę porządnie skonstruowana, dużo logiczniejsza i nie tak dziurawa, jak ostatnio. Jest nie tylko bardziej poprawna pod względem budowy, ale rzeczywiście dobra. Co najciekawsze, tym razem niemal całkowicie odwraca się od schematu, obalając wszystkie teorie fanowskie, które narosły po ukazaniu się Przebudzenia Mocy. W ten sposób twórcy filmu niejako podejmują z fanem otwarty dialog, bawiąc się z nim w kotka i myszkę, zwodząc i zaskakując. Czegoś takiego dotąd w Gwiezdnych Wojnach nie było. Nareszcie też udowodnili, że da się opowiadać te historie na nowy sposób, a nie pod utrwalony przez starą trylogię schemat. I da się to zrobić dobrze.
Czy to jednak oznacza, że zatracono niepowtarzalny klimat Star Wars? Skądże! Ostatni Jedi wspaniale rekompensuje braki, które pojawiły się w Przebudzeniu Mocy. Podczas gdy poprzedni film kompletnie zgubił ducha serii, w tym go nie zabrakło. Twórcy składają ukłon w stronę starych fanów, umieszczając w nim wiele odniesień do najstarszych części Gwiezdnych Wojen. Robią to w sposób plastyczny, postarzając nieco obraz i używając kukieł „grających” galaktyczne stworzenia zamiast CGI, a także ukazując znajome krajobrazy i nawiązując do kultowych scen. Posługują się również samą konstrukcją postaci, a w szczególności Luke'a Skywalkera, ale o tym za chwilę.
Ostatniemu Jedi zdecydowanie bliżej do Łotra 1 (recenzja tutaj), jeśli chodzi o dojrzałość fabuły oraz sens całej historii. Podobnie jak w filmie opowiadającym o zdobyciu planów Gwiazdy Śmierci, większą rolę grają w nim zwykli żołnierze, a nie legendarni bohaterowie. Mimo to twórcy zachowują pełen szacunek dla postaci, które zarówno w uniwersum, jak i dla fanów franczyzy, stały się symbolami, a nawet umacniają ich status. Ukazani są jako pionierzy, którzy wytyczyli szlak, po którym zwykli ludzie są zdolni kroczyć z nie mniejszym powodzeniem.
Najciekawszym bohaterem Ostatniego Jedi okazuje się Luke. Od razu powinnam zauważyć, że wielu widzów oburzyło się na sposób, w jaki wykreowano go w tej części. Uważam jednak, że zrobiono to naprawdę dobrze, a przeobrażenie się jego charakteru zostało wystarczająco uzasadnione. Co by nie mówić o starej trylogii, prawda jest taka, że tam był jedną ze słabszych postaci — płaską, krystaliczną figurką nieustraszonego, nieskażonego złem rycerza, jakich wiele i które już dawno zaczęły wychodzić nam bokiem. Tym razem uczyniono z niego pełnokrwistą postać. Nareszcie Luke Skywalker jest JAKIŚ. Jest barwny i nieprzewidywalny, niesie na barkach bagaż doświadczeń, które go ukształtowały. Co najlepsze, po części bardzo przypomina Yodę, a po części Obi-Wana Kenobi'ego, co zdaje się być kolejnym ukłonem w stronę fanów.
Kolejna świetna postać to oczywiście Leia. Trzeba wspomnieć o wspaniałym, ale ostatnim już niestety występie Carrie Fisher na wielkim ekranie. Sama księżniczka nie zawodzi. To wciąż twarda babka, która nawet jako staruszka wzbudza respekt. Budowana konsekwentnie, wciąż ma na koncie kilka naprawdę dobrych scen.
Nie spodziewałam się tego, ale mocną bohaterką jest także Rey, która wypada o wiele bardziej przekonująco i intrygująco, niż ostatnio.
Dobrą postacią jest także Rose, chociaż niestety, podobnie jak Finn, zupełnie niepotrzebną. Generalnie wątek Finna i Rose, chociaż nieźle nakręcony i sam w sobie całkiem porządnie napisany, niewiele wnosi do fabuły, a tak właściwie nie wnosi nic i można by było go spokojnie wyciąć i zrobić z niego osobny film. Przy okazji i tak długi Ostatni Jedi zrobiłby się zdrowo krótszy i bardziej konkretny. Obawiam się, że obie te postacie obecne są w najnowszej Trylogii tylko ze względu na poprawność polityczną (on jest Afroamerykaninem, ona — Azjatką). Jak dla mnie wpychanie do fabuły postaci na siłę, tylko dlatego, że ma inny odcień skóry, niż biały, albo reprezentuje inną płeć, niż męska, to obraza dla ludzi takich, jak one. No ale co ja, biała Europejka, mogę o tym wiedzieć?
Szkoda też, że tym razem bardzo poskąpiono występów droidów, które zawsze były nieodłącznym elementem sagi.
Zwrócić uwagę należy również na doskonale prowadzoną, wartką akcję, która trzyma w napięciu do samego końca filmu. Cały czas dzieje się coś istotnego, nie ma niepotrzebnych przestojów, a jednak historia opowiadana jest płynnie i w zrozumiały, klarowny sposób. Co prawda jeśli chodzi o sam montaż, przechodzenie do retrospekcji wygląda troszkę dziwnie, ale to drobiazg.
Zakończenie jest symboliczne. Ale chociaż jego symbolikę da się z łatwością odczytać, a samo w sobie może wydawać się lekko patetyczne i naiwne, to ma też w sobie sporo uroku, potrafi obudzić w odbiorcy wewnętrzne dziecko. Chyba właśnie o to chodzi, bo przemawia do tych fanów, którym Gwiezdne Wojny towarzyszą od dziecka. Dla mnie to miły gest skierowany w stronę widzów. Można się w nim też dopatrzeć zapowiedzi następnej trylogii.
Podczas gdy z Przebudzenia Mocy wyszłam z mocno mieszanymi uczuciami, to z Ostatniego Jedi wracałam zadowolona, nakręcona świetnym filmem i zaspokojona jako fanka. Jego szczególnie mocną stroną jest nieprzewidywalność. Do samego końca nie wiadomo, jak to wszystko się skończy. Katastrofa czai się tuż za rogiem, ale trudno przewidzieć, jaka. Z czystym sumieniem mogę Wam polecić najnowszy epizod.

Isleen

Komentarze

  1. Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Ja "Przebudzenie mocy" akceptowałam, "Łotra" bardzo polubiłam, więc oczywiście gdy znajdę chwilę także i na tę część pójdę, tylko... No właśnie. Muszę znaleźć chwilę. A z tym nie wiem jak będzie. Nie mniej, na pewno Twoje wrażenia zwrócą moją uwagę na te fragmenty filmu i zobaczymy czy nasze wrażenia się pokryją! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie czekam na Twoje wrażenia! :D

      Usuń
    2. Och, nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym żeby już czekać nie było trzeba! <3

      Usuń
  2. Z wieloma spostrzeżeniami mogę się zgodzić, z niektórymi bym polemizowała, ale jedno mogę stwierdzić z pewnością - wyszłam z seansu zadowolona i z ogromną ochotą na jeszcze jedną wizytę w kinie:)

    Potrafię zrozumieć, dlaczego wielu fanów skrytykowało najnowszą odsłonę Gwiezdnej Sagi, dla mnie jednak była ona filmem ciekawym, ze świetnie nakręconymi scenami bitew, z cudownymi walkami na miecze świetlne, no i z kukiełkowym Yodą, którego przekomarzanie się z Lukiem przywołało uśmiech na moją twarz:)

    Pozdrawiam,
    Ania z ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, scena z Yodą to chyba jedna z moich ulubionych w całym filmie :)

      Usuń
  3. Nie jestem fanką "Star Wars". Obejrzałam jedną część i nie rozumiem tego fenomenu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też zależy, którą część obejrzeć ;) Na start polecam starą trylogię, bo nowa, no cóż, jest kiepska ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

Introwersja. Co to za stwór i jak go pogłaskać? #2