Lekarz — też człowiek. „Jeszcze jeden oddech”.



„Jeszcze jeden oddech” Paula Kalanithi'ego to pozycja na swój sposób niezwykła. Jej autor, wschodząca gwiazda amerykańskiej neurochirurgii, a z zamiłowania humanista, jako lekarz na co dzień miał do czynienia ze śmiercią. Pewnego razu jednak kostucha przedwcześnie zapukała do jego własnych drzwi. W tej sytuacji Kalanithi postanowił wykorzystać czas, który mu pozostał, na zrobienie tego, o czym marzył od zawsze: na napisanie książki.
U autora, a zarazem narratora oraz bohatera utworu zdiagnozowano raka płuc. Chociaż nie ma dobrej pory na usłyszenie takiego wyroku, choroba nie mogła chyba pojawić się w gorszym momencie — zaatakowała, gdy Kalanithi zaczynał wspinać się po szczeblach kariery i być coraz bardziej poważany przez środowisko lekarskie. Przyszłość stała przed nim otworem. Na horyzoncie majaczyły już propozycje najlepszych posad, sława, status osoby wybitnej, a także sposobność do postarania się o pierwsze dziecko. Trudno wyobrazić sobie, co czuł, poznając diagnozę. Jeszcze jeden oddech to pełna refleksji opowieść o jego życiu, przede wszystkim pracy, a także o mierzeniu się z perspektywą śmierci w młodym wieku.

Z miłym zaskoczeniem odkryłam, że Kalanithi był erudytą, co ujawnia się również w jego stylu pisania (choć nie bez wpływu pozostają umiejętności literackie tłumacza). Tekst czyta się bardzo dobrze, chociaż nie można narzekać na jego prostackość. Jest zarówno łatwy w odbiorze, lekki, jak i w pewnym sensie „elegancko” i zgrabnie napisany. To miła odmiana zwłaszcza, gdy przeczytało się dopiero przeciętnej jakości powieść, przekład lub cokolwiek podobnego.
Do zapoznania się z książką zachęciło mnie głównie to, że jest to opowieść snuta z punktu widzenia lekarza, który sam ląduje w szpitalnym łóżku śmiertelnie chory. Nie miałam jednak wobec niej żadnych konkretnych oczekiwań. Liczyłam chyba jedynie na interesującą, trochę inną niż zazwyczaj lekturę. Czy Jeszcze jeden oddech okazał się właśnie taki? Myślę, że tak. Oczywiście, czytałam już dość dużo podobnych świadectw. Nie brakuje historii ludzi zmagających się z rakiem lub jakimiś życiowymi tragediami i  z reguły mają one ten sam wydźwięk: cieszmy się z życia i nie poddawajmy się nawet w najtrudniejszych chwilach. Podczas czytania Jeszcze jednego oddechu nie odczułam jednak tej bądź co bądź banalnej myśli przewodniej. Autor skupia się przede wszystkim na zrozumieniu śmierci oraz pogodzeniu się z tym, co ma nadejść nieuchronnie. Dokonuje analizy swojego życia oraz systemu wyznawanych przez siebie wartości. Przygotowuje się do odejścia poprzez nie tylko próby zabezpieczenia przyszłości swojej rodziny i załatwianie pewnych spraw, ale na kartach książki stara się przekazać ludziom coś wartościowego, podzielić się z nimi swoją drogą.
Równie istotna wydaje się długa refleksja dotycząca wykonywanego przez niego zawodu, jego znaczenia oraz kwestia powołania. Kalanithi zaimponował mi właśnie głównie jako lekarz. Jego praca była nie tylko ciężka, ale też bardzo odpowiedzialna. Wielka presja sprawia, że łatwo zacząć traktować pacjenta niczym numerek w kartotece lub przedmiot wymagający naprawy, o czym z resztą szeroko się rozpisuje. Kalanithi jednak starał się podchodzić do każdego ze swoich pacjentów indywidualnie i taktować go z należytym szacunkiem, mając na uwadze również jego człowieczeństwo oraz komfort psychiczny. Był lekarzem przez wielkie L, takim, który nie przeszedł ciężkiej szkoły medycznej jedynie dla pewnej kariery, lecz miał misję do wypełnienia. Jak dla mnie Jeszcze jeden oddech to dowód na to, że w profesji lekarskiej możliwe jest pozostanie ludzkim i stawianie dobra pacjenta na pierwszym miejscu, chociaż niewątpliwie wiele to kosztuje.
Jednocześnie opowieść jest pozbawiona mdłej ckliwości, którą często odznaczają się podobne publikacje. Autor nie próbuje tanich chwytów, aby wycisnąć z czytelnika łzy lub wywołać rozczulenie i śmiech. Jest szczery i charyzmatyczny i mimo tematyki, książka nie przytłacza. Z pewnością wzbudza zainteresowanie i wciąga. Z największym zaciekawieniem zagłębiałam się w te fragmenty, w których Kalanithi opisywał swoją pracę oraz różne przypadki, jakie go spotkały w trakcie trwania jego kariery.
Chociaż pozycja z pewnością zasługuje na miano wartościowej, czegoś mi w niej jednak brakowało. Trudno konkretnie powiedzieć, czego. Jest dobrze napisana i interesująca, ale pewnej szlachetnej części ciała, przynajmniej według mnie, nie urywa. Może po prostu wartości, o jakich pisze Kalanithi, są dla mnie zbyt oczywiste i autor niczym mnie nie zaskoczył, nie zmienił w żaden sposób mojego sposobu myślenia ani nawet nie skłonił do głębszej refleksji. To raczej on poprzez terapię, jaką jest pisanie, oraz świadomość kruchości własnego żywota, dojrzewa do pewnych spraw; ja jednak mogłam się temu jedynie „przyglądać”. Sytuacja wygląda podobnie, co w przypadku Śladu na lustrze, o którym pisałam niedawno (i którego recenzję możecie przeczytać tutaj), chociaż moim skromnym zdaniem, ta publikacja jest od niego lepsza. Książka dobra, ciekawa, bardzo mądra, ale... brak jej tego „czegoś”, co sprawiłoby, że bylibyśmy w stanie się nią zafascynować, zatracić się w niej bez reszty, a potem snuć na jej temat różne refleksje i wracać do niej. Z drugiej strony, chyba też nie to było ambicją Kalanithi'ego. Albo to po prostu na mnie literatura faktu nie działa. Nie wiem. W każdym razie, jestem prawie pewna, że o Jeszcze jednym oddechu wkrótce zapomnę, bo poza interesującą historią, nic mi nie dał.
Trochę irytowała mnie przedmowa, jednak nie jest ona autorstwa Paula Kalanithi'ego, ale człowieka, z którym współpracował, chcąc publikację wydać (o ile dobrze pamiętam, jego wydawcy, chociaż mogę się mylić — nie jestem w stanie teraz tego sprawdzić). Oczywiście, jest ona potrzebna, tak samo, jak epilog, który dopisała żona autora już po jego śmierci. Tak naprawdę Jeszcze jeden oddech to dzieło niedokończone, a zapoznając się z tą lekturą, chcielibyśmy chyba dowiedzieć się, co się działo z Kalanithi'm, kiedy już nie był w stanie pisać, jak umierał i kiedy się to stało, co dziś dzieje się z jego najbliższymi itp. Przedmowa jednak to jeden wieki panegiryk na jego cześć — wiadomo, tak się jakoś utrwaliło w naszej cudownej kulturze, że o zmarłych mówi się tylko dobrze. Ale po co ta cała przesadna emfaza (pomijając to, że jej autor znał Kalanithi'ego góra kilka miesięcy)? O tym, że Paul Kalanithi był dobrym, wartościowym człowiekiem, jesteśmy w stanie domyślić się po samym jego tekście, chociaż on sam o sobie pisze z wielką skromnością. Wystarczyłoby kilka życzliwych słów pod jego adresem oraz konkretne informacje dla czytelnika, a nie całe, prawie że „treny”, które sprawiają wrażenie zbyt górnolotnych i przesadzonych.
Warto zapoznać się z opowieścią już niestety świętej pamięci neurochirurga (no bo właściwie dlaczego nie?). Może do Waszego życia wniesie coś więcej, niż do mojego, a może — podobnie jak ja — po prostu z przyjemnością spędzicie wieczór, czytając dobrą książkę. Myślę, że mimo wszystko znajdzie szerokie grono wielbicieli.
Isleen

Komentarze

  1. Swego czasu była bardzo popularna. Ten lekarz musiał być bardzo wartościowym czlowiekiem. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to jest przygotowywać się na śmierć, zwłaszcza w okresie, kiedy życie tak pięknie się układa. Kiedyś na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, zwłaszcza, jeśli będziesz potrzebowała odnowić swoją wiarę w ludzkość :)

      Usuń
  2. Wydaje mi się, że to będzie za ciężka jak dla mnie lektura, ale myślę, że mogłabym dać jej szansę bo jestem jej bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka nie wydawała mi się ciężka, może bardziej jej tematyka, chociaż nie odczułam jakiegoś przytłoczenia. W każdym razie, jeśli będziesz mieć nastrój albo okazję, to zachęcam do przeczytania :)

      Usuń
  3. Cześć!
    Wybacz, że dziś tak nie w temacie, ale właśnie poszukuję recenzentów do siebie na bloga i czy może nie byłabyś zainteresowana? :D
    Często Cię odwiedzam i świetnie czyta się Twoje wpisy, myślę, że dobrze by nam się współpracowało! :D Jest jeden problem - wymagam zdjęć, ale może akurat będziesz zainteresowana :D
    Zostawiam Ci link z informacją. Jeżeli będziesz zainteresowana, daj znać do końca tego tygodnia.
    Pozdrawiam ciepło :)
    Poszukiwania recenzentów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu nie! Wstępnie zapowiadam, że chętnie się do Ciebie przyłączę. Spróbuję jeszcze dziś przeczytać te informację i jak najszybciej dam Ci znać :D

      Usuń
  4. Nie ukrywam, ż bardzo ciekawe, lecz tragiczne okoliczności napisania tej książki najbardziej mnie interesują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj gdy będziesz mieć okazję :) Takie wyznanie z pierwszej ręki, żadna fikcja literacka.

      Usuń
  5. Raczej zbyt depresyjna książka na mój obecny stan emocjonalny, jednak zdecydowanie warta przeczytania. Być może kiedyś po nią sięgnę, bo w sumie jestem jej ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam, że z zainteresowaniem zapoznam się z książką, już dawno wciągnęłam ją na listę czytelniczą, tylko teraz raczej nie poradziłabym sobie z taką tematyką, muszę nieco odczekać. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dużo dobrego było swego czasu o tej książce :) trochę się jej obawiam, bo to co podoba się ludziom, nie zawsze podoba się mi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwości są dwie: albo książka jest bardzo dobra, albo bardzo zła. Obstawiam to pierwsze. Myślę, że warto zaryzykować. :)

      Usuń
  8. Oj, swojego czasu było głośno o tej książce. Zresztą chyba będzie wznowienie - o czymś to świadczy. Jednak muszę przyznać, że niezbyt mnie interesuje. Głównie przez to, co napisałaś o wartościach, które są Tobie i mnie zbyt znane. Nie czuję potrzeby czytania książki, która powie mi "kochaj życie, bo może się skończyć". No błagam, 100% ludzi umiera, znam te statystyki. Może brzmię jak nieczuła zołza, ale tak właśnie myślę. Literatura "zmieniająca życie" nie zmieni mojego życia - prędzej zrobi to dobra powieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna, czy chodziło o zmienianie życia. Po prostu to, o czym pisze Kalanithi, wydaje mi się mało odkrywcze. Chociaż może powinno się kazać studentom medycyny czytać tą książkę. Bo jak czasem widzę lub słucham niektórych lekarzy, to mam wrażenie, że mają pewność, że są nie wiadomo kim, jakimiś nad-ludźmi tylko dlatego, że skończyli studia medyczne. Albo traktowanie pacjenta "po ludzku" wydaje się być rzeczą w ich mniemaniu abstrakcyjną i niepotrzebną.

      Usuń
  9. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

Introwersja. Co to za stwór i jak go pogłaskać? #2