Księżniczka w lśniącej zbroi i na białym koniu. „Seria królewska: Papierowa księżniczka”.


Debiutancka powieść dwóch autorek kryjących się za wspólnym pseudonimem Erin Watt, „Papierowa księżniczka”, budzi wśród polskich czytelników skrajne emocje. Oceny na portalu Lubimy Czytać wahają się od jednej do wszystkich dziesięciu gwiazdek. Jaka jest książka, która tak bardzo ich poróżniła?



Nie mam pojęcia, jak zareagujecie na to, jak ja ją odebrałam. Być może również macie wobec niej bardzo konkretny stosunek i po tym tekście część z Was przestanie tu zaglądać. Obiecuję jednak, że postaram się omówić Papierową księżniczkę najbardziej trzeźwo, jak tylko potrafię.

Ella Harper ma siedemnaście lat. Od śmierci matki utrzymuje się sama. Stara się pogodzić ze sobą kilka różnych zatrudnień, jak również szkolne obowiązki, co jak się domyślacie, do łatwych zadań nie należy. Tym bardziej, że czasami nasza bohaterka w akcie desperacji decyduje się zrobić striptiz, aby zarobić na chleb. Pewnego dnia zostaje wezwana do gabinetu dyrektora szkoły, do której uczęszcza. Tam poznaje Calluma Royala, multimiliardera i najlepszego przyjaciela jej zaginionego ojca. Okazuje się, że ten przed swoją śmiercią, dowiedziawszy się o jej istnieniu, wyznaczył Royala na opiekuna prawnego Elli. Dziewczyna trafia więc do świata luksusu i bogactwa, ale musi zmierzyć się z wrogością pięciu synów Calluma, a w szczególności Reeda, który wzbudza w niej zarówno odrazę, jak i zachwyt.
 Być może zaskoczę niektórych, ale szczerze muszę powiedzieć, że lektura mi się podobała. Nie oznacza to jednak, że jest to powieść, która przypadnie do gustu „wszystkim” i z całą pewnością nie brakuje jej różnych mankamentów. W dużym stopniu rozumiem niezadowolenie części czytelników. Mimo to jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Przede wszystkim trzeba od razu zaznaczyć, że chociaż Papierowa księżniczka opowiada historię nastolatki, to wcale nie jest lektura dla jej rówieśników (tak samo jak np. to, że American Pie to film o licealistach wcale nie oznacza z automatu, że się dla nich nadaje). Mamy tu raczej do czynienia z ostrzejszą odmianą New Adult, pełną wulgaryzmów, odważniejszych scen erotycznych czy zachowań bohaterów daleko mijających się z tymi, do których chcielibyśmy nakłaniać nastolatków. Z resztą spotykające ich problemy raczej nie będą zbyt dobrze pokrywać się z tymi, które ma większość młodych czytelników.
Najmocniejszą stroną Papierowej księżniczki jest jej główna bohaterka. Ella to na swój sposób powiew świeżości, jeśli chodzi o postacie kobiece, a przynajmniej te, z którymi sama zazwyczaj mam do czynienia. Jej ważną cechą jest to, że to ktoś temperamentny, ale również inteligentny i wyrachowany. Reprezentuje motyw silnej, wojowniczej babki z „jajami”, która potrafi walczyć o swoje, odpyskować, gdy trzeba i nigdy nie ucieka przed walką. W przeciwieństwie jednak do wielu podobnych jej postaci, to naprawdę rozsądna dziewczyna, która przeważnie posługuje się chłodną kalkulacją, ale pozwala sobie na przeżywanie całej gamy emocji. Nie dopuszcza jedynie do tego, aby te przysłoniły jej racjonalny osąd. Ella robi też coś, czego do tej pory chyba nigdy w literaturze nie spotkałam, a mianowicie posługuje się własnymi emocjami z rozmysłem, czyniąc z nich broń (kto czytał i pamięta scenę, w której konfrontuje się ze swoją rywalką na sali gimnastycznej, być może wie, co mam na myśli). W gruncie rzeczy chodzi mi o to, że to rzeczywiście silna i zaradna dziewczyna, a nie narwana idiotka, taka jak na przykład Feyra z Dworów czy Tris z Niezgodnej. W przeciwieństwie do nich zawsze ma plan, nie jest głupio lekkomyślna czy neurotyczna. Poza tym to miła odmiana przeczytać historię takiej właśnie dziewczyny po tych wszystkich grzecznych, zagubionych i naiwnych bohaterkach, albo tych wcześniej wspomnianych kretynkach mocnych głównie w gębie. Jeszcze innym aspektem, który trzeba w Elli docenić jest to, że aktywnie wpływa na rozgrywające się wydarzenia, często nadając im bieg. Uwielbiam bohaterów, którzy nie płyną z prądem jak śnięte ryby, a mają jakiś realny wpływ na swój los. 



Fabuła również wypada naprawdę nieźle pod wieloma względami. Cała ta opowieść przypomina trochę typowy film o amerykańskich licealistach… no cóż, jest to właściwie książka o amerykańskich licealistach, tylko tych z wyższych sfer. Mimo, że bazuje na pewnym schemacie, nie jest tak do końca przewidywalna. Oprócz tego można w Papierowej księżniczce dopatrzyć się feministycznej nuty, co z resztą łatwo wywnioskować po samej konstrukcji Elli. Autorki zwracają też uwagę na kryzys wartości, zepsucie i hipokryzję, które dotyczą przecież nie tylko bogatych dzieciaków. Nie ma tu jednak moralizowania, bo jednocześnie pojawia się refleksja, że niektóre wybory etyczne naprawdę trudno oceniać jeśli wiemy, przez co dana osoba musiała przejść i jak bardzo była zdesperowana, aby ich dokonać.
Poza tym Papierowa księżniczka nastawiona jest przede wszystkim na rozrywkę i ją dostaniemy. Ja podczas lektury po prostu dobrze się bawiłam. Dobrze i szybko się ją czyta, prędko zaczyna wciągać.
Posłodziłam, to teraz pora ponarzekać. Zupełnie niezrozumiałą okazała się dla mnie fascynacja Elli Reedem. Facet traktuje ją jak śmiecia tylko dlatego, że sam nie potrafi poradzić sobie z własną traumą, ale Ella i tak ilekroć zaczyna mówić coś o nim (to właśnie ona jest narratorką), katuje czytelnika opisami jego cudownej, idealnej sylwetki, których szybko mamy dość. Jednocześnie wiemy przecież, że go nie znosi. Byłoby to jeszcze do przyjęcia, gdyby zachwyciła się nim przy pierwszym spotkaniu, ale powinna raczej stracić zainteresowanie (albo chociaż psychologicznie je wyprzeć) w chwili, w której Reed ujawnia swoją bucowatość. Tym czasem im bardziej gnoi Ellę, tym bardziej ta jest nim oczarowana. To nie tylko trąci banałem, ale też irytuje. Na szczęście również w tym przypadku Ella mimo wszystko wybiera rozwiązania rozumowe, co chroni ten bądź co bądź przewidywalnie rozwijający się wątek przed całkowitym spisaniem na straty.
Co do reszty Royalów, podobnie jak Ella potrzebujemy czasu, aby się do nich przyzwyczaić i w końcu przywiązać. To raczej mało inteligentni chłopcy (jak np. według nich najlepiej zniechęcić kogoś do pójścia na imprezę? Zabronić mu na nią iść i patrzeć, jak potulnie wypełnia nasze polecenie!), którzy mają w głowie jeszcze dużo siana, ale jeśli weźmiemy pod uwagę ich historię, można to jakoś usprawiedliwić. W końcu nie wiadomo kiedy zaczynamy ich doceniać za to, jak dobrymi braćmi starają się być. To stopniowy proces, odzwierciedlający zmianę ich obrazu w oczach Elli. W ich przypadku na ich największą niekorzyść działa to, jakie autorki nadały im nazwisko (Royal) i fakt, że uczyniły ich prawdziwymi „władcami” liceum, do którego chodzą. Oba te elementy wydają mi się jakieś kiczowate i infantylne.
Wielu może przeszkadzać też zbyt prosty, a często wręcz prostacki język, z jakim możemy zetknąć się w tej powieści. Autorki nie stronią od wulgaryzmów i kolokwializmów. Oczywiście trudno spodziewać się, że rozpieszczone dzieciaki z Astor Park zawsze będą wyrażać się cenzuralnie, a sama Ella nie będzie opowiadać wszystkiego językiem nastolatki, którą przecież jest. Mimo to styl pozostawia wiele do życzenia, podobnie z resztą jak dobór wulgaryzmów — w tej kwestii zawsze górą dla mnie będzie jakość a nie ilość, a tutaj nie dość, że pojawiają się w co drugim dialogu, to jeszcze autorki nie pokusiły się o jakieś zamienniki dla słów „suka” i „dupek”. Dodajmy do tego jeszcze niestety znaczną ilość literówek w tekście.
Mimo widocznych znamion debiutu, Papierowa księżniczka ma kilka szczególnie mocnych stron, które sprawiły, że z łatwością i przyjemnością poznawałam perypetie Elli i szybko wniknęłam w świat Royalów. Po skończonej lekturze od razu chce się sięgnąć po kolejny tom. Mimo to książka Erin Watt raczej nie wybija się ponad bycie niewymagającą, niezobowiązującą i przyjemną, żeby nie nazwać jej guilty pleasure. Jeśli szukacie lektury z porządnie napisaną, rozsądną bohaterką i wciągającą historią, która zapewni rozrywkę i odpoczynek, Papierowa księżniczka będzie jak znalazł.

kategoria: literatura obyczajowa, romans, New Adult
liczba stron: 368
tłumaczenie: Maria Smulewska-Dziadosz
cena okładkowa: 39,90 zł
wydawnictwo: Otwarte
Isleen

Komentarze

  1. Czyli o dziwo dla tego gatunku, główna bohaterka stanowi największy atut tej historii, super;) ale mimo wszystko jakoś nie ciągnie mnie do tej ksiazki, odstrasza język i wulgaryzmy. Ale jutro będę w bibliotece, jakby była, to wezmę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biblioteka to zawsze dobre wyjście :) Nie płaci się przecież, chyba że swoim czasem. Powiem szczerze, że mi ta książka też początkowo nie wyglądała na coś, co przypadnie mi do gustu :)

      Usuń
  2. Ja mam za sobą całą serię i mi osobiście przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam już trzy tomy, czyli chyba wszystkie, które dotąd ukazały się w Polsce i też pozytywnie je wspominam, chociaż nie wszystkie jednakowo dobrze :)

      Usuń
  3. Spokojnie, nie przestanę się tu pojawiać, o ile tylko moja przeglądarka będzie mi wyświetlać poprawnie stronę :D Chociaż przyznam, że spodziewałam się więcej negatywnych słów o tej książce, bo sama byłam do niej dosyć negatywnie nastawiona, ale teraz zapamiętam tytuł i kto wie, może po nią sięgnę :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to :D
      Kto wie, jestem bardzo ciekawa, jak właśnie Tobie by się spodobała ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.