Nerd frajerem? Wypraszam sobie! „Strange The Dreamer: Marzyciel”.


Jakiś czas temu było głośno o „Marzycielu”, książce fantasy dla młodzieży autorstwa Laini Taylor. Spotykałam się głównie z pozytywnymi opiniami na jej temat i sama nabrałam ochoty, aby zapoznać się z tym bestsellerem. Czy był wart poświęconego czasu?



Zwykle staram się podchodzić do nowych dla mnie książek i autorów powściągliwie, jednak tym razem, przez całą tę atmosferę nabudowaną wokół niej, ciężko było mi zdusić ekscytację związaną z lekturą książki Laini Taylor.

Lazlo Strange, dobroduszny i chodzący wiecznie z głową w chmurach bibliotekarz, ma jedno wielkie marzenie: zobaczyć na własne oczy zaginione, mitycznie miasto Szloch. Nie łudzi się jednak, że kiedykolwiek się ono spełni, gdyż już nikt poza nim nie bada związanych z nim tajemnic, a wyprawa w celu odnalezienia go, która i tak miałaby wręcz zerowe szanse powodzenia, byłaby bardzo długa, kosztowna i niebezpieczna. Mimo to pewnego dnia progi Wielkiej Biblioteki przekraczają wojownicy pochodzący właśnie ze Szlochu, jednak to nie Strange'owi proponują wyprawę do zaginionej krainy. Ten jednak nie odpuści bez walki jedynej w życiu szansy na spełnienie swojego marzenia.
Marzyciel to historia niezwykle urokliwa i pełna specyficznego, od samego początku wypełnionego magią klimatu. Książka pochłania od pierwszej strony. Ogromną rolę gra tutaj język, który jest tak piękny, poetycki, lekki a zarazem zrozumiały, że przynajmniej po części odpowiada za tę niesamowitą, magiczną i delikatnie oniryczną atmosferę.
Laini Taylor wykreowała bardzo solidny i dosyć oryginalny świat, jeśli chodzi o sam Szloch. Trzeba tu wspomnieć o orientalnej nucie w jego budowie. Z pewnością inspirowała się mitologią indyjską jak i specyfiką kulturową tych stron świata, co jest dość dobrze wyczuwalne mimo, że nawiązania wcale nie wydają mi się oczywiste czy jednoznaczne. Mam wrażenie jednak, że to, co poznajemy w tym tomie (Marzyciel jest dylogią, przynajmniej jak dotąd), to zaledwie przedsmak tego, czego dowiemy się o uniwersum w następnym. Na potrzeby tej jednej historii wydaje mi się jednak kompletne. Już teraz zaznaczę, że koniec pierwszej części prowokuje bardzo dużo pytań, na które wypadałoby odpowiedzieć.
Powieść ma całkiem niezłą fabułę. Celowo używam słowa niezła, ponieważ można było jeszcze trochę ją podrasować. Autorka podzieliła książkę na kilka części i muszę zaznaczyć, że to pierwsza i ostatnia są najlepsze. Pierwsza, przedstawiająca w skrócie życiorys Lazlo sprawiła, że bardzo pozytywnie nastroiłam się na resztę opowieści, która niestety trochę oklapła w środku, jak ciasto, które już nieźle zaczęło rosnąć w piekarniku, ale jednak ostatecznie z jakiegoś powodu się zapadło. Nie twierdzę, że nie czytało mi się tego przyjemnie, ale zdecydowanie zbrakło fabule jakiegoś kopa, trochę rozmachu. Czekałam, aż wydarzy się coś konkretnego, tymczasem autorka przeszła do przedstawienia nam drugiej z najważniejszych postaci, czyli Sarai, a tym samym zarysowania kolejnego życiorysu i kolejnego elementu uniwersum, jakim jest Cytadela, w której ta żyje. Przez to fabuła ucierpiała na braku dynamiki, zwłaszcza, że Sarai to bohaterka o wiele mniej interesująca, niż Strange. To raczej jej otoczenie okazało się ciekawe, a nie ona sama. Kwestię bohaterów poruszę jednak za chwilę. Na szczęście w ostatniej partii powieści Marzyciel zaczyna nabierać tempa, nareszcie mają miejsce istotne, prowadzące bohaterów do konkretnego celu wydarzenia.



Sytuacja, jeśli chodzi o postacie, jest w tej powieści dość skomplikowana i „niejednorodna”. Lazlo jest dokładnym odbiciem tego, jak rozwija się fabuła: najciekawszy okazał się na jej początku i końcu, ale w środku nic się z nim nie działo. Wzbudza u czytelnika ogromną sympatię, to bardzo inteligentny i wrażliwy mężczyzna, a w dodatku naprawdę rezolutny i zaradny, chociaż początkowo może sprawiać inne wrażenie. Czyta się o nim naprawdę dobrze, a mimo to w pewnym momencie dotarło do mnie, że brakuje mu jakiejś głębi, podświadomości, która dodałaby jego sylwetce i wyborom trochę smaku. Jego trudne dzieciństwo można było wykorzystać jako bardzo dobry surowiec do wyrzeźbienia bohatera na poziomie znacznie głębszym, niż to, jakie ma przyzwyczajenia związane z codziennymi czynnościami lub z własną rolą społeczną. Mógłby mieć na przykład jakiś nieuświadomiony lęk, uprzedzenia na różnego rodzaju płaszczyznach, lub odrobinkę „zdrowego” mroku w sercu, pozostałość po traumatycznych przejściach. Tymczasem pozostaje podręcznikowym przykładem całkowicie zdrowego psychiczne człowieka, wolnego od traum, doskonale rozumiejącego własne emocje i potrafiącego sobie za każdym razem z nimi radzić. A przecież ktoś, kto ma to wszystko jednocześnie, nie istnieje. Zwłaszcza u takiej postaci jak on podobne ukształtowanie wydaje się zupełnie niewiarygodne.
Mimo wszystko bardzo polubiłam tytułowego marzyciela, którego naprawdę ratuje własna inteligencja, silna wola i zaradność, a także pewna zmiana, jaka dokonuje się w nim pod koniec. Bez tego zapewne byłby o wiele mniej ciekawym bohaterem.
Sarai z kolei da się lubić, jednak nie przywiązałam się do niej jak do Lazlo — szczerze mówiąc, wcale się do niej nie przywiązałam. To postać bardzo poprawna: może i wolna od większych błędów w konstrukcji, ale jednocześnie mało oryginalna. Sarai jest typową nastolatką mającą problem z samoakceptacją i zmagającą się z dominującą i toksyczną osobowością kogoś innego. Jej wątek opiera się właśnie na nauce bycia silną, niezależną, wierzącą w siebie kobietą i wypełniony jest jej rozterkami, przez co akcja w poświęconych jej częściach potrafi się nieźle wlec. Samo jej otoczenie jest interesujące, ale ona okazuje się bardzo przewidywalną i nudną personą. Poza tym nie opuszczało mnie wrażenie, że po pierwszej części poświęconej wyłącznie Lazlo, „wtranżoliła się” bezceremonialnie z własnym, równie rozbudowanym wątkiem, chociaż nikt jej o to nie prosił (aczkolwiek to również bez jej historii nie byłoby tej fabuły). Znając jednak wiele innych powieści dla młodzieży, mogło być przecież o wiele gorzej.
Bohaterowie drugoplanowi wydają się o wiele lepiej przemyślani, chociaż autorka nie poświęca im zbyt dużo miejsca. Mimo to okazują się znacznie bardziej skomplikowani, niż wyżej wspomniana dwójka, a ich historie bardzo ciekawe.
W Marzycielu pojawia się także wątek miłosny, który ma już totalnie młodzieżówkowy charakter. Co prawda nie natkniemy się tutaj na żadne trójkąty lub dylematy natury „nie wiem, czego chcę”, ale jest za to bardzo uproszczony i niestety, przesłodzony. Jednocześnie to bardzo ważna część fabuły, dlatego słodziutkich scen w Marzycielu nie zabraknie. Jednak mimo, że więź między parą kochanków pojawia się zdecydowanie za wcześnie a od uroczych scenek można dostać cukrzycy, to same fragmenty miłosnych pieszczot należą do jednych z najlepszych, jakie czytałam. Zazwyczaj nie lubię o nich czytać, bo wielu autorów nie potrafi ich napisać bez jakichś różnie pojętych idiotyzmów. Niektórzy zaś piszą o tych sprawach w sposób tak ordynarny, bezduszny, agresywny i obrzydliwy (zwłaszcza mężczyźni), że czytając taką scenę czuję się, jakby autor zgwałcił mnie samymi literami. Tutaj jednak, co zaskakujące, nie spotkałam się z takimi niedogodnościami. Wręcz przeciwnie — w Marzycielu czyta się je z przyjemnością. Nie dość, że autorka używa języka na tyle subtelnego, że nie wywołuje on u czytelnika odruchu wymiotnego, to jednak bardzo sugestywnego, plastycznego i silnie działającego na wyobraźnię. Nad kartami książki można się nieźle zarumienić by za chwilę zdać sobie sprawę, że właśnie przeczytało się scenę, w której bohaterowie... po prostu się pocałowali. Na tym właśnie polega mistrzostwo tych opisów: autorka nie posuwa się zbyt daleko, bohaterowie co najwyżej głaszczą się i całują w różnych, nawet nie w jakichś szczególnie intymnych miejscach na ciele, a jednak w jakiś sposób współodczuwa się płynącą z tego przyjemność jak również fakt, że konkretne gesty są wyrazem bezwarunkowej miłości, a nie samego dzikiego pożądania.



Być może właśnie to jest powodem, dla którego Marzyciel stał się takim fenomenem wśród nastolatek i młodych kobiet. W końcu wiele dziewcząt w grupie wiekowej, do której książka jest adresowana, bardzo lubi miłosne sceny, a fakt, że żaden z bohaterów nie jest w nich traktowany jak kawał mięsa, w który można coś włożyć, jeszcze dodaje wszystkiemu uroku. Chyba wszystkie pragniemy tego, aby nasz partner traktował nas z szacunkiem i nie patrzył na nas jedynie z chucią w oczach. Ujawnia się tu też bardzo feministyczny wymiar tej powieści, który jest również realizowany na kilku innych płaszczyznach. Ważne jest jednak to, że autorka nie trzaska nas ostentacyjnie postulatami po głowie, po prostu daje się cieszyć całą magią stworzonego przez siebie świata.
Marzyciel nie jest jednak pustym romansidłem. To książka z przesłaniem, a nawet kilkoma. Jednym z nich jest myśl, że nawet najbardziej absurdalne marzenia mogą się spełnić i zmienić nasze życie, dlatego powinniśmy wykorzystać każdą sposobność, aby przekształcić je w rzeczywistość. To co prawda truizm, ale wydaje mi się odpowiedni w książce dla młodych ludzi, którzy wkrótce będą podążać swoją indywidualną ścieżką w życiu. Innym morałem, jaki zauważyłam, jest teraz często przywoływany fakt, że rzeczywistość to coś o wiele bardziej skomplikowanego niż czerń i biel, ludzie są zmuszani podejmować bardzo trudne decyzje i nie należy ich osądzać nie wiedząc, przez co przeszli i jak ukształtował się ich sposób myślenia. Jednocześnie, co wcale nie kłóci się z tą myślą, autorka postuluje pewne stanowisko moralne, a wydarzenia z Marzyciela mają działać jak przestroga. Nie odczuwa się jednak żadnego moralizowania.  
Najważniejszym przesłaniem wydaje się jednak to, w jakim świetle Taylor stawia ludzi takich, jak Lazlo Strange — mających otwarty umysł, pasję, której potrafią oddać się bez reszty i wielkie marzenia. To zupełnie niestereotypowy wizerunek tak zwanego nerda, który, mimo opinii innych ludzi, wcale nie jest frajerem. Mówi więc o tym, że nie jesteśmy gorsi od innych tylko dlatego, że czymś się od nich różnimy. Najważniejsze to postępować zgodnie ze swoim sumieniem i nie przejmować się, jeśli ktoś się z nas śmieje, widząc w nas dziwaków. To też właściwie nic oryginalnego, ale jakże potrzebnego nastolatkom, którzy starają się zdobyć aprobatę rówieśników. Z resztą, czy wszyscy nie postępujemy podobnie?
Może Marzyciel mnie nie zachwycił, bo liczyłam na odrobinę więcej w kwestii fabuły i bohaterów, ale jednak zadowolił. Przypuszczam, że gdybym była młodsza, zrobiłby na mnie jeszcze większe wrażenie. To bardzo przyzwoita młodzieżówka, a w dodatku ładna laurka dla nerdów, geeków czy moli książkowych, takich, jak Lazlo Strange, który jest właściwie szablonowym przykładem każdego z nich. Kiedy już w naszym kraju pojawi się drugi tom, z pewnością będę go wypatrywać.

kategoria: fantasy
liczba stron: 512
tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
cena okładkowa: 36,90 zł
wydawnictwo: SQN Imaginatio
Isleen

Komentarze

  1. Dla mnie "Marzyciel" to książka świetna w swojej kategorii. Autorka ma naprawdę ładny styl, a na to naprawdę mocno zwracam uwagę. Czytając, miałam jednak zgrzyt w kilku miejscach - czasem ten romans szedł za daleko niżby mógł, czasem nie spodobało mi się jakieś wyjście fabularne... Niemniej, to takie młodzieżówki powinny wychodzić i powinny cieszyć się popularnością, bo tu widać, że autorka NAPRAWDĘ miała na to swój osobisty pomysł, a nie tylko zżynała z innych dzieł, realizując swoje fantazje seksualne, czy miłosne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, czasem fabuła nie do końca się klei (np. w momencie, gdy wszyscy bez słowa zgadzają się odbyć długą, męczącą, niebezpieczną podróż, chociaż nawet nie wiedzą gdzie dokładnie, w jakim celu ani czy to naprawdę ludzie ze Szlochu im to proponują, albo w ogóle samo pojawienie się ich w Bibliotece wydaje się mało wiarygodne), ale w sumie to rozumiem zamysł i nie czepiam się. Dla młodzieży to jest naprawdę przyzwoita książka, bardzo pouczająca ale też nie moralizująca w sposób, który skłaniałby do buntu. A i ja się dobrze bawiłam.

      Usuń
  2. Samej ksiazki nie czytałam, ale napisałaś o niej w taki sposób, że aż nabrałam prawdziwej ochoty, by sięgnąć po nią w całym tym moim maturalnym chaosie 🙊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie będzie stratą czasu, polecam :) I powodzenia na maturze!

      Usuń
  3. Nawet, jeśli tak bardzo cię nie zachwycił to i tak myślę, że ze względu na poprawna opinię i te okładkę warto dać mu szansę. A w marcu pojawi się kolejny tom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, akurat w przypadku tej lektury wcale nie chodzi o nie wiadomo jakie wyżyny powieściopisarskie, a książka z pewnością nie jest stratą czasu. Właściwie to przeczytałam ją dopiero kilka dni temu, a już zaczynam czuć do niej sentyment, chociaż może nie we wszystkich aspektach była dla mnie idealna. Zdaję sobie również sprawę z tego, że jednak nie jestem całkowicie czytelnikiem docelowym, jestem na nią odrobinkę za stara i dlatego pewne części "Marzyciela" nie wyszły tak, jakbym sobie tego życzyła.

      Usuń
  4. Znam ten ból - książka się podoba, ale czujesz, że nie jesteś w grupie docelowej no i pojawia się pewien problem, jak oddzielić mankamenty książki od faktu, że po prostu książka nie podpasowała Ci z zupełnie niezależnych od samej lektury powodów... Mam "Marzyciela" na czytniku, ale na razie się nie spotkaliśmy. Od początku podejrzewałam, że to książka dla młodszych, ale było coś takiego w opisie fabuły co przyciągało mnie jak magnes. Teraz już domyślam się co. ;) "nerdów, geeków czy moli książkowych" - chyba wpasowuję się w każdą z tych kategorii więc nic tylko czytać. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością lektura nie będzie stratą czasu. Mimo wszystko w "Marzycielu" jest coś, co każe zatrzymać się nad nim również dorosłemu czytelnikowi (coś bardzo podobnego, co ma HP albo Igrzyska Śmierci). Chyba po prostu trzeba nastawić się na to, że jest to książka dla nastolatek (przepraszam, ale to moim zdaniem nie jest historia, która spodobałaby się przeciętnemu chłopcu) i skupić się na jej magi.

      Usuń
    2. Kurczę, złapałam się na tym, że już trzeci raz piszę "książka nie będzie stratą czasu". Czyli, że chyba coś w niej rzeczywiście do mnie przemówiło, choć może musiało minąć kilka dni, zanim się zorientowałam XD

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.