Seriale #2: „The Crown”, sezon 2.
Serial „The Crown” przykuł moją uwagę
od razu, gdy tylko zaczęło robić się o nim głośno i po jakimś czasie
postanowiłam go obejrzeć. Pierwszy sezon bardzo przypadł mi do gustu, przede
wszystkim ze względu na niesamowity klimat i bardzo intrygująco rozrysowaną
postać głównej bohaterki, Elżbiety II. Niedawno miałam okazję zobaczyć następną
serię odcinków.
![]() |
Źródło |
O The
Crown pisałam już wcześniej i mój tekst na temat pierwszego sezonu znajdziecie
tutaj.
Produkcja Netflixa opowiada o życiu
królowej Elżbiety II, jak dotąd we wczesnych latach jej panowania, oraz o
osobach, które ją wówczas otaczały i o ważnych wydarzeniach politycznych, jakie
rozegrały się w tamtym okresie. Druga seria zaczyna się od kontynuacji
wcześniej rozpoczętego wątku kryzysu sueskiego i kończy na narodzinach księcia
Edwarda. Ważną częścią fabuły stały się również wydarzenia z życia męża
królowej, Filipa, oraz jej siostry, Małgorzaty.
Po obejrzeniu pierwszego sezonu trudno
było mi sobie wyobrazić, w jaki sposób następny mógłby być jeszcze lepszy, ale
okazało się, że serial nawet dobrze się wtedy nie rozkręcił. Muszę w tym
miejscu zwrócić uwagę na akcję. O ile wcześniejsze odcinki, jak na typowo
brytyjski serial przystało, są spokojne i akcja biegnie niezbyt szybkim tempem,
to w tych najnowszych trochę się to zmienia. Nie twierdzę jednak, że teraz
wydarzenia będą pędziły łeb na szyję, bo nie jest to prawda. The
Crown bardziej podkreśla to, że jest dramatem obyczajowym i staje się pod
względem fabuły nieco bardziej dynamiczny. Nie mam jednak na myśli jakichś
pościgów, wybuchów czy innych przygód powszechnie kojarzonych z szybszym
tempem akcji, a raczej sposób prowadzenia narracji: montaż, chronologię,
budowanie napięcia, nagromadzenie wątków fabularnych. Po prostu odniosłam
wrażenie, że w kolejnym sezonie dzieje się trochę więcej i mocniej, chociaż
ogólny styl opowieści nie uległ poważniejszym zmianom.
W tym sezonie jeszcze większy nacisk
położono na wnętrze bohaterów, a co za tym idzie, na emocjonalność. Uczucia grają tu istotną rolę i zostały
naprawdę dobrze, a przy tym bezpretensjonalnie ukazane. Dzięki temu łatwiej
zauważyć w postaciach prawdziwe, żywe osoby, które rzeczywiście istniały bądź
wciąż są wśród nas. Twórcom udało się zaprezentowanie nierzadko skomplikowanych
i trudnych relacji między nimi. Wszystko to sprawia, że bohaterowie The Crown są nie tylko bardziej
„namacalni”, ale również złożeni i często jednoznaczny osąd różnych ich
zachowań sprawia trudności.
Uwielbiam The Crown w dużej
mierze za kreację królowej Elżbiety. Twórcy chcieli pokazać tę skrytą osobę bardziej jako
człowieka, nie odzierając jej przy tym z jej królewskiej godności, która
zapewne musiała stać się rzeczywiście jakąś jej częścią. Bardzo dobrym posunięciem
okazało się pokazanie Elżbiety nie tylko jako monarchini, ale przede wszystkim
jako kobiety, która w rzeczywistości, gdyby odebrać jej majestatyczną otoczkę,
wiele by się od nas nie różniła. Serialowa Elżbieta ma problemy małżeńskie, a
osiągając newralgiczny dla płci pięknej wiek średni, traci pewność siebie i
wiarę we własną atrakcyjność, co próbuje na różne sposoby naprawić. Częściej
niż poprzednio mamy okazję obserwować ją przeglądającą się w lustrze i
poprawiającą urodę, u fryzjera lub poddającą się zabiegom stylisty (o ile tak
mogę nazwać osobę, która w tamtych czasach przygotowywała ją do publicznych
wystąpień); spoglądającą z zazdrością na młodsze, z jej punktu widzenia
piękniejsze i zaradniejsze kobiety, starającą się podnieść swoją wiarę we
własne siły, czasem skrycie napawającą się osiągniętymi sukcesami lub
kompletnie zagubioną i samotną, a nawet lekko egoistyczną. Poza tym to przede
wszystkim człowiek, który ma wzloty i upadki, popełniający błędy, chociaż
starający się ze wszystkich sił tego nie robić. To też osoba bardzo wrażliwa na
krytykę, której w przedstawionym okresie panowania jej nie szczędzono. Zarówno scenarzyści, jak i wcielająca się w
nią Claire Foy, zrobili kawał dobrej roboty. Chociaż stworzona przez nich
Elżbieta nie traci swojego mimo wszystko charakterystycznego ja, obserwując ją bardzo łatwo się z nią
utożsamić i podzielać jej uczucia. Właśnie dzięki temu, że postać wydaje się
tak autentyczna.
Naprawdę ciekawie rozwinięto też
postać księcia Filipa, przedstawiając go nie tylko jako małżonka królowej,
stojącego w jej cieniu, ale także przytaczając jego traumatyczne przeżycia
z dzieciństwa i ukazując go jako ojca. Chociaż w wielu momentach po prostu
ma się ochotę go kopnąć w tyłek, to jednak w ogólnym rozrachunku trudno się
dziwić niektórym jego zachowaniom, które ostatecznie czynią go
nieprzewidywalnym i ważnym dla fabuły bohaterem. Niemniej interesująca jest
księżniczka Małgorzata z jej dużym temperamentem i chęcią ucieczki od
dworskiej etykiety, na którą na dłuższą metę nie potrafi się zdobyć.
W drugim sezonie twórcy stawiają na bardziej intensywne doznania. Pojawią się dość odważne (choć nie
na granicy przyzwoitości) sceny z golizną lub seksem lub takie, które zawierają
po prostu duży ładunek emocjonalny. Te drugie bywają brutalne, chociaż prawie
nie pokazano w nich krwi — twórcy nieźle posługują się siłą sugestii,
uruchamiającą wyobraźnię i przez to działającą na sferę emocjonalną widza
lepiej, niż obraz np. trupa. Przez to wszystko The Crown oglądałam z niemal
nieustającymi dreszczami. Warto zauważyć, że przy tym twórcy zachowują
szacunek do widza i każdą scenę jest on w stanie obejrzeć odczuwając emocje,
ale w „bezpieczny” sposób, nawet jeśli jest bardzo wrażliwą osobą. Krótko
mówiąc, The Crown zafunduje Wam
doznania, ale nie zrobi krzywdy. Nie oznacza to jednak, że z czystym sumieniem
mogłabym polecić go młodzieży poniżej szesnastego roku życia, ale chodzi tu
bardziej o „dojrzałość” fabuły, niż nieprzeznaczony dla niej obraz.
Serial skończyłam oglądać z kacem jak po naprawdę czarującej książce. Przez kilka dni nie mogłam przestać
o nim myśleć. Bardzo dobra fabuła, świetnie budowane napięcie, ukazanie emocji
i genialnie rozpisane postacie sprawiły, że drugi sezon podobał mi się jeszcze
bardziej, niż pierwszy. Czekam niecierpliwie na serię trzecią, ale nie bez obaw
— w związku z posuniętym do przodu wiekiem bohaterów, jak dotąd grająca
obsada ma zostać zastąpiona przez starszych aktorów. Będę bardzo tęsknić za tą,
która rozpoczęła serial. Niemniej jednak, chyba jeszcze na kontynuację żadnego
nie oczekiwałam tak bardzo tuż po obejrzeniu, jak na The Crown.
Isleen
Jeden z lepszych seriali ostatnich lat. Nie mogę się doczekać następnego sezonu i jestem ciekawa jak poradzi sobie nowa obsada.
OdpowiedzUsuńWierzę, że pod względem aktorskim będzie jak zawsze świetnie. Martwię się jednak, czy nowej obsadzie uda się zachować klimat. Ale pewnie nie ma co martwić się na zapas :)
UsuńSuper! Pierwszy sezon, który obejrzałam dzięki Tobie był dla mnie trochę zbyt wolny, więc przyspieszenie akcji to dla mnie zmiana na lepsze 😁
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że serial podobał Ci się mimo wolnego tempa :D
Usuńtak, ale wciąż nie obejrzałam drugiego sezonu, ale zrobię to z pewnością :D
UsuńKusi mnie The Crown, tylko... po prostu nie mam go z kim oglądać XD A samej jakoś tak smutno.
OdpowiedzUsuńA to akurat prawda, że seriale fajnie się ogląda w towarzystwie :)
Usuń