„Książę Ciemności: Ciężko być najmłodszym”. To uczucie, gdy uciekasz z domu do szkoły, zamiast ze szkoły do domu.



Nie trzeba być szczególnie wielkim fanem fantasy, aby patrząc na śliczną okładkę pierwszego tomu trylogii „Książę Ciemności”, zatytułowaną „Ciężko być najmłodszym”, wziąć ją za kolejną ładnie wydaną, ale denną młodzieżówkę. Już sam tytuł serii może skłaniać do wniosku, że powieść Kseni Basztowej i Wiktorii Iwanowej to literacki potworek z niższej półki, przeznaczony raczej dla leniwych intelektualnie czytelników i opierający się na banalnych schematach. Czy jednak rzeczywiście tę pozycję lepiej odrzucić za samą jej zewnętrzną powłokę? 

Wcześniej nawet nie zapoznałam się z żadną jej recenzją. Dlaczego więc ją przeczytałaś, zapytacie. Z prostego powodu: przykuła moją uwagę. Tak, tą śliczną okładką właśnie. Zapoznawszy się z opisem, który zapowiadał komedię zamiast potraktowanego na serio high fantasy, coś mi powiedziało, że być może szata graficzna nie jest wcale najlepszym, co książka ma do zaoferowania (zwłaszcza po bardzo zaskakującym spotkaniu z Moją Lady Jane, o której możecie przeczytać tutaj).

Diran to siedemnastoletni, najmłodszy syn Władcy Ciemności. Jako najmłodsze dziecko w rodzinie, musi znosić nadopiekuńczość rodziców, jak również niezbyt poważny stosunek do niego swojego rodzeństwa. Naturalnie, uwiera go to tym bardziej, że już czuje się w pełni dorosły. Gdy czara goryczy zaczyna się przelewać, podejmuje decyzję o ucieczce z domu, aby zacząć naukę w wielorasowej szkole magii oddalonej o wiele kilometrów, w dodatku znajdującej się na terenie naturalnego wroga takich jak on Ciemnych — Jasnych. Aby móc zrealizować swój plan, uwalnia z lochów posiadłości ojca drużynę bohaterów, która ma mu towarzyszyć w tej przygodzie.
Powiedzmy sobie szczerze: tak nakreślonej historii nie da się traktować całkiem poważnie. Autorki jednak wykorzystują ten fakt dla stworzenia humorystycznej opowieści. Ale nie tylko zarys fabuły ma tu grać komediową rolę. Pewnie zdążyliście się zorientować, że świat, w którym została osadzona, sprawia wrażenie ściśle podzielonego na dobro i zło, jak to bywa w baśniach i co zakorzeniło się głęboko również w tradycyjnej fantasy.
No właśnie. Budowa uniwersum. W Ciężko być najmłodszym, w miarę, jak zagłębiamy się w lekturę, okazuje się o wiele ważniejszym elementem powieści, niż początkowo się wydaje. Czy autorki wykorzystały nieskończony wachlarz możliwości, jaki daje pisanie fantastyki? W pewnym sensie tak. Nie tyle tworzą coś zupełnie oszałamiającego pomysłowością i nowatorstwem, co świadomie posługują się, niczym Terry Pratchett w Świecie Dysku, najbardziej charakterystycznymi dla fantasy elementami, aby przedstawić gatunek w krzywym zwierciadle. Warto zwrócić uwagę na to, że odświeżają różne motywy w atrakcyjny sposób, niczym sprytny stylista przerabiający starą, niemodną już sukienkę na oryginalną i gustowną część garderoby. Zachowują przy tym klimat klasycznej w stu procentach fantasy i bawią się nim, głównie po to, aby otwarcie szydzić z niektórych jej konwencji, a przede wszystkim z oparcia świata na walce dobra ze złem oraz z papierowych, idealnych protagonistów.
Drużyna „dobrych” bohaterów, podróżująca z Diranem, to banda idiotów, którzy z powodu swojej głupoty na każdym kroku pakują się w zasadzkę — autorki w ten sposób wyśmiewają te pozycje, w których pisarz napędza akcję kretynizmem postaci występujących w powieści. Czyniąc je karykaturami reprezentowanych przez siebie motywów, przedrzeźniają płaskie i powtarzalne kreacje pojawiające się w tworach fantasy z niższej półki.
Przeciwwagą dla nich czynią Dirana we własnej osobie. Książę, chociaż wywodzący się z rodu Ciemnych Władców i z tego dumny, który w wielu innych powieściach fantasy zostałby umieszczony na miejscu antagonisty, okazuje się w gruncie rzeczy zupełnie normalnym, choć szczególnie rezolutnym chłopcem. Początkowo autorki przesadzały z kreowaniem go na dość niedojrzałego i rozpieszczonego, co sprawiło, że zachowywał się najwyżej jak dwunastolatek, a nie jak ktoś, kto liczy już sobie siedemnaście wiosen. Jasne, chodziło im o celowe przerysowanie stereotypowego, najmłodszego dzieciaka, ale początkowo bardzo to irytuje. Dopiero gdy powieść się rozkręca i nasz bohater ma w końcu szansę pokazać, na co go stać, stosunek czytelnika do niego zupełnie się zmienia. Diran został celowo wykreowany jako jedna z nielicznych postaci, kierująca się w swoich działaniach rozsądkiem i korzystająca z ogromnego intelektu, kontrastując z ciamajdowatą drużyną. Dzięki swojej zaradności i brakowi sztucznych, wymuszonych skrupułów, wychodzi z każdej opresji, jaką ściąga głupota drużyny, z zadziwiającą łatwością. Nie uważa siebie za „tego złego” i rzeczywiście nie zachowuje się w ten sposób. Został obdarzony całkiem nieźle rozbudowaną osobowością: z jednej strony zależy mu przede wszystkim na osiągnięciu własnego celu, z drugiej zaś potrafi zdobyć się na ofiarność i chociaż nie przyznaje tego sam przed sobą, w końcu przywiązuje się do tych idiotów, Jasnych. Nie przyjmuje żadnego odgórnego kodeksu moralnego, lecz postępuje zgodnie z własnym sumieniem. Nie sposób nie zapałać do niego sympatią, mimo licznych wad. Ale w końcu nawet jego arogancja i bycie bądź co bądź, rozpieszczonym książątkiem, dodają mu tylko uroku.
Inną ciekawą postacią, tym razem jednym z Jasnych, jest Szamit, w drużynie pełniący rolę złodzieja. Zauważmy, że to kolejna postać, która jako trudniąca się rabunkiem, modelowo powinna zostać napisana jako zła. Tymczasem Szamit, ze względu na swoją profesję, jedynie balansuje na granicy moralności, a sam jest jedyną w kompanii złożoną postacią, którą osobiście bardzo polubiłam. Jak to Jasny, nienawidzi Ciemnych, ale nie za sam fakt, że nimi są.  W grę wchodzi bardziej osobisty zatarg, który uwiarygodnia jego motywy.
No i w końcu głównym antagonistą okazuje się być osoba, która powinna być dobra, bo przecież wywodzi się z Jasnych!
Autorki otwarcie wyrażają nie tylko fakt, że pełnokrwiste postacie nie mogą być jedynie dobre lub złe, ponieważ żadnego prawdziwego człowieka nie można sprowadzić do tak prostego schematu, a dobro lub zło to raczej kwestia dokonywanych przez niego wyborów, które mogą być różne w różnych okolicznościach. Posuwają się o krok dalej: negują istnienie tych dwóch wartości jako takich, co stanowi bardzo współczesny pogląd. O ile bez wahania mogę podpisać się pod stwierdzeniem, że postać powinna być wielowymiarowa i jak najbardziej przypominać żywą osobę, zamiast być stuprocentowym rycerzykiem czy też diabłem wcielonym (jeśli nie ma ku temu dobrego uzasadnienia), to nie mogę zgodzić się z sądem, iż dobro i zło nie istnieją.  Jest to jednak kwestia światopoglądowa, której tu nie zamierzam roztrząsać. Może Wam ten pomysł bardziej się spodoba. Ja zaś mam pole do polemiki, co liczę książce za plus. Na szczęście, chociaż to wyraźna myśl przewodnia powieści, nie przytłacza i nie narzuca się, nawet jeśli wykrzykuje ją nieznoszącym sprzeciwu tonem Diran. Wszak na tym etapie powieści już wiemy, że wymieniony osobnik pozjadał wszystkie rozumy, a takie rozumienie przez niego zasad rządzących światem, czyni go konsekwentną postacią.
W każdym razie świat, z którym mamy do czynienia w Ciężko być najmłodszym sam w sobie nie cechuje się taką binarnością, a podział na Jasnych i Ciemnych to jedynie oddanie spojrzenia na rzeczywistość jego mieszkańców.   
Oczywiście, takie podejście do fantasy nie jest niczym nowym. Daleko szukać nie trzeba, bo coś takiego wymyślił chociażby G.R.R. Martin dla Pieśni Lodu i Ognia. Mimo to w powieściach z tego gatunku wciąż często brakuje realistyczności pod tym względem.
Ciężko być najmłodszym trzeba docenić za wartką akcję. Na uwagę zasługuje też język, a przynajmniej ten pojawiający się we fragmentach pisanych z punktu widzenia Dirana. Książka Basztowej i Iwanowej należy do literatury rosyjskiej, a ponieważ narracja prowadzona przez głównego bohatera zdaje się być ciągiem jego myśli, często przyjmuje bardzo kolokwialną formę, która oddaje słowiańskość książki. Tu należy zwrócić uwagę na tłumacza, który potrafił w polskim tekście oddać nieco rosyjskiego ducha.
Niestety, książka do arcydzieł literatury nie należy, ale słusznie nie ma co się tego spodziewać. Ogólnie w narracji pojawiły się pewne wady. Chociaż jej główna część opowiadana przez Dirana świetnie oddaje jego osobowość, to na dłuższą metę forma pierwszoosobowa w scenach z jego udziałem nie była dobrym wyborem. Dzieje się tak dlatego, że autorki czasem bez ostrzeżenia mieszają perspektywy narracyjne i wtedy zmiana narratora wprowadza duży zamęt. Z resztą o ile sama część opowiadana przez Dirana wypada dobrze, to wątki z narracją trzecioosobową poprowadzone zostały bardzo sucho, jak w jakimś fanficku.
Nie do końca przemyślaną decyzją okazuje się także umieszczenie przypisów. Autorki za ich pomocą objaśniają charakterystyczne dla wykreowanego przez nie świata pojęcia i zwroty, a czasami też słowa, których czytelnik może nie znać. Niestety, one również wprowadzają chaos, bo wybijają z rytmu w czasie lektury. Miały ubogacać uniwersum tam, gdzie autorki być może nie potrafiły stworzyć dobrze brzmiącej ekspozycji, ale niestety są po prostu uciążliwe. I liczne. Już wolałabym czytać rozwlekły opis.
Samemu początkowi książki brakuje „przytupu”, czegoś, co od razu zainteresowałoby lekturą. Dość długo nie mogłam się wciągnąć w powieść. Dopiero po dotarciu do połowy poczułam, że dobrze się bawię, chociaż Diranowi idzie zdecydowanie zbyt łatwo, przez co Ciężko być najmłodszym traci na napięciu. Nie podszedł mi również humor, który wydawał mi się dość wymuszony i przesadnie absurdalny. Autorkom udało się mnie rozśmieszyć góra jeden raz, ale też nie do łez.
Im więcej czasu mija od przeczytania, tym Ciężko być najmłodszym coraz bardziej mi się podoba. Mimo niemałych usterek była całkiem niezłą, zadowalającą lekturą, o wiele lepszą, niż się spodziewałam, chociaż z drugiej strony Świat Dysku to to nie jest. Lekka i przyjemna, ale zarazem nie całkiem odmóżdżona powieść. Pozostaje mi czekać (może nie z utęsknieniem, ale jednak) na drugi tom trylogii i mieć nadzieję, że okaże się lepszy.
Isleen

Komentarze

  1. Wygląda, że to coś w stylu powieści Olgi Gromyko, więc zapewne przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak :) Gromyko nie czytałam, ale według wydawnictwa to coś podobnego do jej książek.

      Usuń
  2. Ta książka interesowała mnie już od pierwszych zapowiedzi. Słyszałam wiele dobrego o literaturze wschodniej, miałam okazję się zapoznać z małą jej cząstką (Rok Szczura Olgi Gromyko) i byłam naprawdę miło zaskoczona. "Ciężko być najmłodszym" bardzo mnie kusi i myślę, że przymknę oko na wady tej książki, aby móc się nią w pełni cieszyć. :)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Królowa Książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że mimo wad warto ją przeczytać, dlatego życzę udanej lektury :)

      Usuń
  3. O! Bardzo ciekawa recenzja. Muszę przyznać, że tak jak naprawdę lubię niektóre powieści Papierowego Księżyca (szczególnie właśnie te zza wschodniej granicy) tak ta książka mnie odpychała. Nie czytałam ani jednej recenzji (nie widziałam też ani jednej? Celowo nie unikałam, więc musiałam na żadną nie trafić), ale no byłam sceptyczna jak diabli, a tu proszę taka niespodzianka! Jeśli tak polecasz to ja się zgadzam i będę czytać choć no, przydałby się ebook. Tak jak Cinder. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie trudno mi powiedzieć, jak wielu zdobędzie czytelników i czy akurat trafi w Twój gust, ma swoje wady, ale nie na tyle wielkie, żeby nie dało się czytać. To dość oryginalna pozycja. W każdym razie ciekawe i całkiem zadowalające doświadczenie czytelnicze. Mam nadzieję, że Ci się spodoba, jeśli się na nią zdecydujesz :)

      Usuń
    2. Jak nie przeczytam to na pewno w mój gust nie trafi. :D Dotychczas opieranie się na Twoich opiniach źle mi nie wyszło więc... :P Oryginalne rzeczy bardzo lubię tylko jednak ebook. Powiedz mi jeszcze jak jest z literówkami itd? Bo to jest chyba druga największa słabość PK zaraz po straszliwym przesuwaniu premier...

      Usuń
    3. Racja, trzeba najpierw przeczytać, żeby wiedzieć ;) Nie przypominam sobie, żeby było jakoś dużo literówek czy podobnych kwiatków, chyba żadnej nie wychwyciłam albo było ich tak mało, że już nie pamiętam :)

      Usuń
  4. Już jak tylko zobaczyłam okładkę wiedziałam, że to nie dla mnie. Twoja dalsza recenzja tylko mnie w tym utwierdziła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No raczej rzeczywiście nie jest to książka dla wszystkich :) Aczkolwiek zachęcam do lektury w przyszłości ;)

      Usuń
  5. Widziałam dziś tę książkę na półce i pomyślałam sobie, że okładka w sam raz na pierwszą stronę jakieś fanowskiego opowiadanka fantasy. A tu proszę, po Twojej recenzji widzę, że być może zaskoczyłaby mnie całkiem pozytywnie:)

    Pozdrawiam ciepło w nowym roku,
    Ania z ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to jeszcze nic wybitnego, ale mnie zaskoczyła dość pozytywnie, naprawdę spodziewałam się czegoś o wiele słabszego ;) Co najmniej zdatna do czytania, ale też ciekawa na swój sposób ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

Introwersja. Co to za stwór i jak go pogłaskać? #2