Klasyki, które warto przeczytać #1



Ktoś mógłby zapytać, dlaczego warto czytać klasyki, skoro jest tyle nowych, bliższych współczesnemu czytelnikowi książek? Może nie należą dziś do najbardziej poczytnych, jednak wciąż wiele z nich znajduje wiernych odbiorców i bez całej masy tytułów nie moglibyśmy sobie wyobrazić, jak dziś wyglądałaby literatura.

Ale nie o tym chciałam pisać. Mi też zdarza się czytać klasyki, choć chyba nie na tyle często, jakbym rzeczywiście chciała. Od jakiegoś czasu powiadamiam Was o tym w postach ze stosami książek do przeczytania, jednak z reguły unikam ich recenzowania (wyjątki robię naprawdę rzadko), ponieważ nie widzę w tym większego sensu. Po co komu kolejna recenzja np. Władcy Pierścieni, skoro wszyscy już mniej więcej wiedzą, o czym jest i czy mógłby trafić w ich gust? Pomyślałam jednak, że warto przedstawić Wam kilka tytułów, które moim zdaniem są warte polecenia. Może jeśli akurat macie ochotę na jakiś klasyk, znajdziecie w tym zestawieniu coś dla siebie?
Poniższa lista to jedynie ułamek tego, co chciałabym polecić. Nie wiem, jak długa musiałaby być taka zawierająca wszystkie lubiane przeze mnie pozycje, dlatego pomyślałam, że co jakiś czas (zwłaszcza, gdy będę mieć zastój z czytaniem) po prostu podsunę kilka tytułów. Dajcie znać, czy tego typu posty Was interesują. A tymczasem, już nie przedłużając...
1. „Nowy wspaniały świat” — Aldous Huxley
Wizja futurystycznego świata, który wykreował Huxley w swojej książce, może wydawać się w roku 2017 przestarzała. Tylko z pozoru. Kto czytał ten wie, jak dużo zjawisk kulturowych, które dziś są na porządku dziennym, autorowi udało się przewidzieć z niepokojącą wręcz precyzją. Nowy wspaniały świat opowiada o świecie z dalekiej przyszłości, w którym ludzi wytwarza się w laboratoriach, twór znany jako rodzina nie istnieje, tak samo, jak inne głębokie więzy międzyludzkie, a celem życia każdej jednostki jest jedynie dążenie do własnego szczęścia, spłyconego do zaspokojenia potrzeb i wszelkich zachcianek. Nawet my, a zwłaszcza my, możemy wyczytać z kart powieści pewną przestrogę, ale Huxley nie moralizuje; raczej ze zgryźliwą ironią snuje wyobrażenie skrajnie kapitalistycznej rzeczywistości, której przesłanki dopiero tak naprawdę zaczynają się pojawiać.
2. „Czarnoksiężnik z Archipelagu” — Ursula K. Le Guin

Cały cykl Ziemiomorze jest wart polecenia, ale ja opowiem o pierwszej i zarazem mojej ulubionej części. Czarnoksiężnik z Archipelagu to opowieść o chłopcu, który uczy się na maga. Zarazem jest to utwór wielowymiarowy: porusza kwestie dorastania, odpowiedzialności, zmagań z mroczną stroną samego siebie, dokonywania wyborów itp. Niezaprzeczalnie jedna z najwybitniejszych powieści fantasy, jaka kiedykolwiek wpadła mi w ręce. Szczególnie lubię ją za przesłanie (jedno z wielu), które mówi o tym, że każda nasza najmniejsza decyzja wywołuje zmianę w świecie, a z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Ekhm, psst... dodajmy do tego, że główny bohater, Ged, to jeden z moich książkowych mężów!
3. „Love Story” — Erich Segal
Wbrew temu, czego możemy spodziewać się po tytule, Love Story nie jest lekką książką. Jej bohaterowie, kochająca się para, przeżywa swoją codzienność, wciąż ucząc się kochać od nowa. Doświadczają wszystkiego: konfliktów, rozczarowań, problemów z poczęciem dziecka, biedy, a w końcu śmiertelnej choroby. Jest to raczej powieść o miłości, a nie romans (zasadnicza różnica!). Autor przedstawia oblicze związku z perspektywy mężczyzny i bez przesładzania. Pod koniec płakałam jak głupia, bo to emocjonalny dynamit, który zostawia czytelnika ze złamanym sercem, niedowierzaniem i głęboką satysfakcją z lektury. Mało która książka zrobiła ze mną coś podobnego.
4. „Hobbit, czyli tam i z powrotem” — J.R.R. Tolkien

Nie byłabym sobą, gdybym nie zaproponowała Wam czegoś Tolkiena. Hobbit będzie świetny dla tych, którzy dopiero rozpoczynają zapoznawanie się z twórczością tego pisarza, a zwłaszcza ze światem Śródziemia.
Do drzwi głównego bohatera, Bilba Bagginsa, pewnego wieczora pukają nieoczekiwani goście — cała kompania krasnoludów, z czarodziejem Gandalfem na czele. Nieznajomi proponują mu udział w niebezpiecznej wyprawie mającej na celu postawienie na nogi ich dawnego królestwa, zniszczonego przez smoka Smauga.
Dla mnie Hobbit jest opowieścią o sile chciwości, przed którą trudno ustrzec się każdemu: pracowitym krasnoludom, poczciwym hobbitom, oczywiście ludziom, a nawet ich doskonalszym braciom, elfom. Tolkien wyraża pogląd, że zbyt wielkie bogactwa materialne ściągają nieszczęście na ich posiadacza, które w powieści symbolizuje postać smoka. Porusza jednak wiele innych kwestii, takich jak braterstwo oraz źródła wojen. Hobbit został skierowany do nieco młodszych czytelników, co łatwo zauważyć po szczególnie baśniowym wydźwięku, jednak ci dojrzalsi również mają w niej czego szukać.
5. „Gra Endera” — Orson Scott Card

Andrew „Ender” Wiggin ma sześć lat i iloraz inteligencji daleko wykraczający ponad przeciętny. Wykazuje również silne cechy genialnego dowódcy i stratega. Żyje na futurystycznej, przeludnionej Ziemi, której mieszkańcy zmagają się z najeźdźcami z kosmosu, nazywanymi Robalami. Ziemscy dowódcy zauważają w nim ostatnią nadzieję dla walczących o przetrwanie ludzi, dlatego werbują go do Szkoły Bojowej, aby nauczyć go sztuki wojny.
Nie dajcie się zwieźć wiekowi głównego bohatera. Gra Endera zdecydowanie nie jest książką dla dzieci. To brutalna, choć niezbyt długa powieść, która obrazuje proces pozbawiania dziecka niewinności i szkolenia go na śmiercionośnego dowódcę, siejącego śmierć bez skrupułów, aby mieszkańcy Ziemi mogli obronić swoją planetę. Rozwala mózg i daje do myślenia.
Isleen

Komentarze

  1. Hobbit <3 Czytałam w gimnazjum dwa razy i na pewno powrócę do tej książki, ale za trylogię podziękuję już :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak dla mnie "Hobbitem" Tolkien ledwie się rozgrzał ;)

      Usuń
  2. uwielbiam Ziemiomorze, muszę sobie odświeżyć. chętnie przeczytam więcej takich postów :D pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewne za jakiś czas zmajstruję podobną taką listę :)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy cykl! Ja sama czytałam tylko Hobbita, i to dopiero za drugim podejściem mi się spodobał. Gdy byłam w gimnazjum przeczytałam 1/4 powieści, więcej nie dałam rady. Na studiach mnie oczarowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czytałam chyba w gimnazjum i dopiero teraz tak naprawdę coś z niego rozumiem ;)

      Usuń
  4. O jacie, Card na liście klasyków? Jestem pewna, że byłby tym zachwycony ;). Ale dopisuję się do tego, co napisałaś - warto. No i oczywiście Huxley! Jeden z klasyków gatunku, którego nie można sobie odpuścić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze wydawało mi się, że "Gra Endera" jest klasykiem. Zawsze wymieniana jako jedna z najważniejszych przedstawicielek sci-fi, napisana chyba w latach 70 i wciąż pamiętana, wprowadza schemat, na którym wzoruje się do tej pory wielu twórców fantastyki... jak dla mnie raczej klasyczna. ;)

      Usuń
    2. W pewnym sensie masz rację - ja po po prostu zawsze myślę o klasykach jako o literaturze dawnej (dawniejszej, niż Card!). Poza tym "Gra Endera" napisana była w 1985, więc wcale nie tak dawno temu. Ale rzeczywiście jest to jedna z książek gatunku, które wspomina się już jako pewien wyznacznik. Z klasyków brakuje mi tu z kolei Lema czy Dicka. Ale mam nadzieję, że w dalszych częściach cyklu jeszcze klasykami zaskoczysz :).

      Usuń
  5. Też najbardziej podobał mi się Czarnoksiężnik z Archipelagu z całego Ziemiomorza :) Nie czytałam stąd tylko Love Story i Gry Endera, tego pierwszego nie zamierzam, za drugie próbowałam się brać niedawno w formie audiobooka ale nie dałam rady, lektor mi nie przypasował. Będę próbować za jakiś czas papierowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do niedawna trudno było znaleźć papierową "Grę Endera", więc ja musiałam się zadowolić elektroniczną wersją, ale warto było. :)

      Usuń
    2. Ja raczej też będę czytać elektronicznie bo w bibliotece nie ma, a kupować nie zamierzam... na szczęście jest w legimi :)

      Usuń
  6. Nowy wspaniały świat i Hobbita mam już za sobą, a Czarnoksiężnik z Archipelagu i Gra Endera czekają na półce na swoją kolej. Muszę też przyjrzeć się Love Story, bo po raz pierwszy chyba słyszę o tej książce, a z tego co piszesz warto dodać do TBR :>
    Pozdrawiam i zapraszam też do mnie c:
    https://lordowaforteca.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dotąd wszystko co czytałam Segala bardzo mi się podobało, polecam w ogóle książki tego pisarza ;)

      Usuń
  7. Czytałam z tej listy "Hobbita", ale oprócz "Love story" kojarzę wszystkie pozycje. Klasyki mają często to do siebie, że ile osób, tyle klasyków, więc ciekawie było zobaczyć to z Twojego punktu widzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Huxley i jego coraz bardziej spełniające się przepowiednie trochę mnie przerażają... choć większe wrażenie zrobił na mnie Rok 1984 Orwella.
    Hobbita i Le Guin czytałam na początku gimnazjum i chyba nie doceniłam ich wtedy należycie, ale mimo to nie zamierzam do nich wracać - no trudno. :) Love Story też czytałam w gimnazjum i pamiętam, że zakończenie było dla mnie wielkim szokiem!
    Też czytam dużo klasyki i super, że promujesz jej czytanie na swoim blogu. Warto ją poznawać, jest bardziej wartościowa niż większość współczesnych czytadeł. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że "Hobbit" z jakiegoś powodu z powodzeniem znajduje odbiorców w wieku gimnazjalnym. Może ma z tym coś wspólnego kształtowanie się gustów czytelniczych w tym okresie? O "Roku 1984" zamierzam napisać następnym razem :) Natomiast "Czarnoksiężnik" jakoś tak mi utkwił w głowie, że co jakiś czas o nim myślę i zawsze wymyślam na jego temat coś nowego, chyba żadna książka nigdy tak na mnie nie podziałała :)

      Usuń
  9. Wszystkie koniecznie trzeba przeczytać!!! ♥ Uwielbiam, doskonałe pozycje! Czekam teraz na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz... wydaje mi się, ze jednak warto czasem napisać post o niby znanym wszystkim klasyku, bo np. pod moimi postami widzę, ze ludzie niekoniecznie o danej książce wiedza, mimo ze wydawało mi się oczywiste, ze istnieje. Poza tym to po protu wyrażenie własnej opinii i tyle :D Znam z tego w sumie Le Guin i Tolkiena, ale ja cały czas nadrabiam klasykę, głownie SF. Cztery tomy Diuny przede mną, podobnie jak sporo książek Zajdla i "Upadek Hyperiona". Dick już leży na polce i czeka. Niestety, za duzo tego wszystkiego jest XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to nie jest tak, że ściśle wystrzegam się pisania o klasykach, bo pojawiły się już teksty np. o "Czarnoksiężniku z Archipelagu", "Carpe jugulum" (ale głównie z tego względu, że nie mam pewności, czy zakwalifikować go jako klasyk), nawet pisałam już o "Życiu i czasach Michaela K.", które może klasykiem literatury jako takiej jeszcze nie jest, ale literatury XX-wiecznej z pewnością. Są to jednak książki, co do których mam pewność, że przynajmniej cześć czytelników o nich nie słyszała. Po prostu nie widzę sensu w pisaniu np. o "Wiedźminie" (wg mnie jest klasykiem przynajmniej polskiej fantastyki), czy "Opowieściach z Narnii" lub innych książkach, które są powszechnie znane i lubiane. No chyba, że miałabym jakieś zupełnie nowe spojrzenie na ich temat albo moje zdanie o nich znacznie różniłoby się od zdania innych czytelników ;) Niemniej wezmę pod uwagę Twoją radę, bo czasem o jakiejś książce po prostu chce się coś napisać, bez względu na jej klasyfikację. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.

Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.