Wspominki #6: „Chata”.
Istnieją
takie opowieści, które pamięta się do końca życia. Takie, które raz na zawsze
zmieniają sposób postrzegania świata i usuwają klapki z oczu. Uczą myślenia,
skłaniają do rozejrzenia się naokoło i spojrzenia poza czubek własnego nosa. To
są te opowieści, które mówią o rzeczywistości niedostrzegalnej dla
zamkniętego w czterech ścianach swego światopoglądu człowieka; abstrakcyjnym,
choć rzeczywistym świecie, którego często nie jesteśmy w stanie objąć rozumem.
„Chata” Williama Paula Younga to właśnie jedna z takich książek.
Mackenzie Allen
Philips to zwyczajny mężczyzna w sile wieku, szczęśliwy mąż i ojciec gromadki
dzieci. Spokój jego rodziny burzy porwanie jego najmłodszej córeczki, Missy. W
trakcie śledztwa zakrwawiona sukienka dziecka zostaje znaleziona w opuszczonej,
leśnej chatce. Niedługo potem staje się jasne, że dziewczynka została
zamordowana. Świat Macka wali się. Przez kilka lat nie potrafi uporać się ze
stratą. W końcu znajduje w skrzynce pocztowej list zawierający zaproszenie na
spotkanie właśnie w tej chacie, a co najdziwniejsze, jego nadawcą wydaje się
być Bóg. Mimo rozsądkowi, niechęci i sceptycyzmowi, mężczyzna udaje się do
miejsca nierozerwalnie związanego z największą tragedią jego życia. Tam
spotyka czarnoskórą gospodynię, mężczyznę o arabskiej urodzie oraz Azjatkę —
trzy wcielenia Trójcy Świętej.

Fabuła, choć z
początku wydaje się trochę melodramatyczna, naprawdę potrafi chwycić za serce
i zaangażować emocjonalnie. Choć do opowieści o stracie dziecka dzięki
Hollywoodowi zdążyliśmy już przywyknąć i trochę się nimi znudzić, Chata opowiada historię taką, jaka
spotyka wielu prawdziwych rodziców, a będącą z kolei najczarniejszym
scenariuszem dla pozostałych. To dość ważne biorąc pod uwagę adresatów, czyli
zwykłych ludzi, a zwłaszcza tych głęboko skrzywdzonych i dręczonych jakąś
stratą. Nie przynosi to ujmy książce, która choć prosta do zrozumienia i
kierowana do mas, opowiada o rzeczach niezwykle istotnych i zagłębia się w
sprawy, które chociaż znane są nam wszystkim, zrozumienie ich stanowi problem
nawet dla najtęższych, humanistycznych umysłów.
Chata roztrząsa takie problemy, jak
cierpienie, nienawiść, szeroko pojęta miłość, strata i przebaczenie. Oprócz
tego, a może przede wszystkim, opowiada o istocie chrześcijańskiego Boga.
Niszczy mit brodatego dziadka na chmurce, obserwującego z obojętnością
poczynania ludzi na Ziemi. Wyjaśnia Jego prawdziwą naturę, która wydaje się
zarazem dobrze nam znana, jak i nieoczywista. Uświadamia, że jest On istotą o
wiele nam bliższą, niż może nam się wydawać, ale obserwującą świat z każdej
możliwej perspektywy. Z kolei my nie jesteśmy w stanie zauważyć, tak jak On, całej
otaczającej nas rzeczywistości — dlatego Jego poczynań jak i Jego samego często
nie jesteśmy w stanie zrozumieć ani ująć w prostych, szufladkujących
kategoriach.
Obraz Boga, jaki
Young kreuje w swojej powieści nie tylko w przejrzysty sposób tłumaczy
chrześcijańskie pojęcie na Jego temat i koryguje popularne błędne wyobrażenia
wynikające z niezrozumienia filozofii chrześcijan. Taka kreacja dodaje
książce również ważnego waloru literackiego. Nie jest to bowiem wizerunek
oklepany i popkulturowy, ale naprawdę oryginalny, a przy tym dobrze
uzasadniony. To właśnie między innymi dzięki temu pomysłowi książka zyskuje to coś. Pozwala nam to spojrzeć na coś z
zupełnie innej perspektywy, poszerzyć nasze wyobrażenia, zastanowić się nad
czymś jeszcze raz. Aż korci mnie, żeby napisać, że spotkamy tu przypadek
dezautomatyzacji percepcji, jaki opisywał Szkłowski, który według niego miał
być jednym z chwytów, jaki stosuje się w dziele sztuki, aby utrudnić odbiór i
zmusić do myślenia.
W każdym razie,
koncepcja zaprezentowana w Chacie to
ogromny, choć nie jedyny atut książki.
W samej
konstrukcji postaci Mackenziego spotkamy swego rodzaju genialną prostotę. Mack
nie wyróżnia się w sposób szczególny pośród innych ludzi — i o to właśnie
chodzi. To nie ma być bohater, który ma się nam podobać, zapaść w pamięć, pchać
akcję do przodu. Nie oznacza to jednak, że źle go skonstruowano. Young trafnie
i konsekwentnie buduje psychikę zwyczajnego, lecz cierpiącego człowieka, który
nie rozumie, dlaczego spotkało go tak wielkie nieszczęście i który musi kogoś
obarczyć za to winą. Prawdopodobieństwo psychologiczne zostało zachowane, a
zwyczajność tej postaci gra tutaj ogromną rolę. To nie powieść przygodowa,
fantastyka ani studium niezwykłego przypadku zrozumiałe jedynie dla
intelektualistów, ale historia przypadkowej osoby i filozoficzna rozprawa nad
jej życiem, cierpieniem i decyzjami — osoby, która równie dobrze mogłaby być
Tobą albo mną. To, że Mack jest „zwyczajny” wcale nie oznacza, że płytki i
niewarty refleksji.
Od książki
wprost nie można się oderwać. Od samego początku przykuwa uwagę. Oryginalna
fabuła, chociaż rozgrywa się w zasadzie w czasie jednego weekendu, wciąga i
chociaż nie spotkamy tu elementów przygodowych — gdyż to właściwie sam opis
spotkania z Bogiem — wciąż czeka się na to, co się za chwilę stanie, czego
nowego się dowiemy, jaką nową mądrość odkryje Mack, co takiego powie mu i
pokaże Bóg. Jakim człowiekiem stanie się Mack po przeżyciu tego typu
doświadczenia? Książce z pewnością nie można odmówić tego, że jest
interesująca, pobudza wyobraźnię oraz intelekt.
Jedynym, co
trochę mi w niej przeszkadzało było jak dla mnie zbyt raptowne i zwięzłe
zakończenie. Nie uważam tego za wielką wadę, a autor zapewne miał powód, aby
skończyć w ten sposób — chociażby taki, że najważniejsze już powiedział. Być
może zwieńczenie byłoby przegadane, gdyby zostało bardziej rozwinięte, mimo to
na końcu odniosłam wrażenie, jakby autorowi się już nie chciało. Zwłaszcza, że
przeszedł w tryb opisywania ogólnikowego w stylu „zrobił to, tamto, wrócił do
domu, koniec”, choć do tej pory opisywał wszystko z należytymi szczegółami.
Chata to wbrew pozorom ciepła, a zarazem
niezwykle frapująca lektura. Chociaż opowiada o rzeczach, które nie są
łatwe ani przyjemne, kończy się ją czytać z lekkością ducha, przeczuciem, że
chociaż nie zawsze potrafimy to dostrzec, wszystko ma jakiś sens. Nie jest to jednak
książka, która podnosi na duchu na jeden dzień, a potem odkłada się ją i trzyma
w czeluściach szafy na zawsze zapomnianą. Chata
ma w sobie coś, co sprawia, że się o niej pamięta, zostaje gdzieś z tyłu
głowy, chociaż po latach zapewne spora część tej historii zniknie z naszej
pamięci.
Z pewnością
zapamiętuje się to, o czym mówi. A mówi o radzeniu sobie z traumą, cierpieniem
i słabościami wynikającymi z ułomności ludzkiej natury. Jest to też
historia o dojrzewaniu do przebaczenia, nauce miłości do człowieka,
przygotowaniu się do odbicia od dna i podążaniu dalej bez spoglądania za
siebie. Bardzo mądra i przekonująca, że chociaż w życiu nie brakuje cierpienia,
to wcale nie zdarzają się w nim rzeczy tylko złe i że zawsze da się wyjść na
prostą, bo nigdy nie jesteśmy sami. Musimy tylko chcieć to zauważyć.
Oczywiście Chatę polecam każdej osobie wierzącej,
jednak wydaje mi się, że byłaby dobrą lekturą również dla pozostałych
czytelników. Jej wielką zaletą jest to,
że jest po prostu bardzo uniwersalna. Przeczytać i zrozumieć ją może każdy, bo
w rzeczywistości każdy z nas ma podobne doświadczenia co Mack lub przynajmniej
co jakiś czas wpada w smutek, który powoduje zwątpienie, pewne sytuacje kładą
się cieniem na całym naszym życiu. Mimo to, powieść nie wydawała mi się
przesłodzona lub naładowana naiwnym i oderwanym od życia optymizmem. Nie
jest też pseudogłębokim bełkotem. Young wcale nie sprawia wrażenia, jakby
próbował być pretensjonalnym, moralizującym, nawiedzonym mędrcem, lecz daje się
wyczuć wielkie zrozumienie dla człowieka i jego słabości. Stara się
przekonywać, że tak naprawdę nie ma ludzi złych, są tylko głęboko skrzywdzeni.
Postanowiłam
opisać Chatę w związku z jej
nadchodzącą ekranizacją. Szczerze mówiąc, obawiam się tego, co z nią zrobi
Hollywood, chociaż oczywiście na film się wybieram. Myślę, że możecie
spodziewać się recenzji, gdy już go zobaczę. Premiera w Polsce będzie miała
miejsce 10 marca.
Isleen
Kiedyś wzięłam za tę książkę, ale nie przebrnęłam, może dlatego, że czytałam w formie elektronicznej. Jeśli ma być ekranizacja, to nic lepszego, aby najpierw zapoznać się z książką :)
OdpowiedzUsuńWarto nadrobić :) Może właśnie drukowana wersja byłaby lepsza
Usuńjestem przed robieniem researchu do drugiej części zimowych ekranizacji, więc jeszcze nie słyszałam o tej książce. jestem osobą wierzącą i bardzo zainteresował mnie już sam opis. dopisuję książkę do listy :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że również Tobie się spodoba :)
UsuńGdzieś już mi się ta książka przewinęła, wiem, że mam ją na swojej liście chociaż sama nie wiem dlaczego :D Jak tak teraz czytam to nie wydaje mi się jakoś mega ciekawa, ale spróbuję przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie jestem pewna czy jest do końca w Twoim stylu ale nie zrażaj się ;)
UsuńMój Boże, ale wypracowanie :D
OdpowiedzUsuńRaczej byłabym do tej pozycji bardzo sceptycznie nastawiona, nawet, gdybym się za nią zabrała...
Szkoda, ale każdy lubi co innego :)
UsuńFabuła jest faktycznie dość niecodzienna ze względu na ten list. Skoro książka wywiera aż takie wrażenie, że przeczytalas trzy lata temu i nie według ciebie nigdy jej nie zapomnisz, warto po nią sięgnąć. Zwłaszcza przed obejrzeniem ekranizacji, bo się mogłabym zrazić oglądając najpierw film.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że film będzie albo świetny, albo beznadziejny. Jednak rzeczywiście najpierw przeczytałabym książkę ;)
UsuńSkoro ekranizacja na horyzoncie, to warto wcześniej sięgnąć po książkę, interesująco się zapowiada, więc przyjemność może być podwójna. :)
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę miłej lektury :) Mam nadzieję, że książka Ci się spodoba :)
UsuńJedna z ważniejszych książek na mojej półce :)
OdpowiedzUsuńPiąteczka :)
UsuńLubię ksiązki, w których zahacza się o motywy religijne. Dlatego tak bardzo lubię Browna, choć u niego historie są oparte na takich wątkach :D
OdpowiedzUsuńChata brzmi ciekawie, ale nie woła do mnie :"KUP MNIE, KUP MNIE", więc sobie podaruję :D
Kasia z Kasi recenzje książek :)
Do mnie też nie wołała, dlatego pożyczyłam od koleżanki. Teraz żałuję, że nie mam egzemplarza, a szkoda mi kupować przeczytane książki ;) Może kiedyś się do Ciebie uśmiechnie.
UsuńNieraz się zastanawiałam na czym polega fenomen tej książki, teraz wiem czego się spodziewać, dziękuję:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że okaże się godną poświęcenia czasu lekturą, jeśli zdecydujesz się po nią sięgnąć :)
UsuńJeszcze nigdy nie słyszałam o tej książce, a z ekranizacją i bierzmowaniem na horyzoncie... Myślę, że przeczytam. Jak wrócę do Polski i dobrych księgarni, z pewnością będę szukać :D
OdpowiedzUsuńSuper, cieszę się, że udało mi się Ciebie zachęcić :) Mam nadzieję, że książka Ci się spodoba.
UsuńW Polsce właśnie widzę "Chatę" w każdej księgarni, ale z filmową okładką. ;)
Jeśli ta okładka w tekście to ta filmowa, z pewnością nie przegapię - jest śliczna i z pewnością pasowałaby na moją półkę z książkami ;)
UsuńNiestety, ta jest stara, chociaż nowa pod względem stylistycznym nie różni się bardzo. Raczej da się ją dość łatwo rozpoznać. :)
UsuńOd postu o filmie, wróciłam do postu o książce i dzięki temu wiem, że o może jednak nie być jeden z "bestsellerów" jak "Dziewczyna z pociągu". Opis brzmiał nieco pretensjonalnie (zapowiedzi filmowe troszeczkę też), ale Twoja opinia mnie uspokaja. Moja wiara to bardzo trudny temat, ale bez wątpienia ta książka nosi znamiona po prostu pięknej i choćby dlatego warto po nią sięgnąć. :) Dziękuję Ci!
OdpowiedzUsuńDla mnie jest naprawdę piękna, ale to już wiesz ;) Koniecznie daj znać, czy i Tobie się podobała. Może zachęci Cię też to, że książka wolna jest od doktryn, a religia jako instytucja lub zbiór zasad lub w ogóle jako ziemski wytwór zepchnięta na dalszy plan, co powinno pomóc w odbiorze komuś, kto np. na co dzień nie ma z nią do czynienia albo np. wierzy w Boga ale nie chodzi do kościoła, albo z jakimiś innymi wątpliwościami. :) Kurcze, w sumie powinnam była napisać to w recenzji.
Usuń