A więc istnieje życie po Hogwarcie. „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”.
Wielu
z nas wciąż marzy o liście z Hogwartu. Mamy też swoje ulubione domy, do których
pragnęlibyśmy zostać przydzieleni. Ale czy zastanawialiście się kiedyś, co
chcielibyście robić w świecie czarodziejów już po opuszczeniu murów Szkoły
Magii i Czarodziejstwa? Newt Scamader postanowił zostać Steve'm Irvinem
czarodziejskiego świata — jeśli jesteście ciekawi, czy dobra wyszła z tego
historia, zapraszam na recenzję.
Szczerze mówiąc,
po recenzji Doctora Strange'a (link
tutaj) planowałam wrzucić tekst o trzeciej części Bridget Jones. Jednak Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć
wali do mnie drzwiami i oknami błagając o recenzję, dlatego macie okazję
zapoznać się z nią dużo szybciej, niż sama przypuszczałam. Nie martwcie się, Bridget Jones 3 również się ukaże, ale
trochę później. Tymczasem, przejdźmy do meritum.

To tak w dużym
skrócie i uproszczeniu, bo fabuła Fantastycznych
zwierząt rzeczywiście jest dość złożona, wielowątkowa i przez to niestety
dość chaotyczna. Żeby nadążyć za pędzącą akcją rozgrywającą się na ekranie,
trzeba oglądać film uważnie i ze skupieniem. I to może stanowić dla wielu
widzów pewien problem na poziomie odbioru. Chociaż mi konieczność zwiększonej
uwagi i fakt, że przez długi czas wszystko wydawało się dość pogmatwane
nie przeszkadzały jakoś szczególnie, niezbyt spodobało się to mojej
przyjaciółce, z którą poszłam do kina; dla niej sposób opowiadania tej
historii, — który, nie oszukujmy się, mógłby być jednak bardziej przejrzysty —
położył się cieniem na przyjemności czerpanej z oglądania. Jeśli jednak uporządkujemy
sobie to wszystko okazuje się, że mamy do czynienia z ciekawą i pełną akcji,
lecz czasami też mroku, przygodą. Niewinny początek przeradza się w niezłą
chryję, a opowieść sama w sobie wciąga i do końca trzyma w napięciu.
Humor jest
jednym z ogromnych plusów filmu. Przy Fantastycznych
zwierzętach naprawdę można się pośmiać (choć scenę z tańcem godowym można
było sobie jednak odpuścić — albo przynajmniej trochę ją skrócić, bo po pewnym
czasie po prostu się ciągnie). Ale spotkamy tu nie tylko elementy komediowe.
Znajdzie się wiele momentów zarówno naprawdę pięknych, a czasem nawet
wzruszających. Ja przez cały film miałam ciarki, bo bardzo do mnie przemawiał —
naprawdę czułam całą tą, że tak się brzydko wyrażę, „epickość”, fabuła zdecydowanie
ma w sobie to „coś”, którego nie umiem tak po prostu określić. Wpatrywałam się
w to wszystko oczarowana, chociaż nie mogę powiedzieć, że w jej konstrukcji —
czy raczej rozłożeniu akcji — nic bym nie zmieniła.
Pojawił się też
dość mroczny wątek, który oglądało się już mniej przyjemnie, gdyż po prostu był
dość ciężki. Z początku wydawało mi się, że nijak nie przystaje do baśniowej
konwencji filmu, gdyż bardzo kontrastował z wątkiem protagonisty, który
szczerze mówiąc podobał mi się dużo bardziej — był po prostu lepiej ujęty.
Teraz jednak myślę, że dla uniwersum Harry'ego
Pottera wyraźny rozdźwięk pomiędzy tym, co piękne i urzekające a tym, co
przerażające jest dość charakterystyczny. Dobrze więc, że tutaj się pojawił.
Wbrew pozorom Fantastyczne zwierzęta i
jak je znaleźć nie jest produkcją przeznaczoną dla dzieci, ale dla fanów
wychowanych na HP — dziś już dorosłych i oczekujących dojrzalszych fabuł. Z
pewnością mrok przełamuje baśniowość i nie pozwala, aby zrobiło się zbyt cukierkowo
i mdło, zupełnie tak jak odrobina soli przełamuje słodycz karmelu. Mimo
wszystko jednak poprawiłabym go, bo moim zdaniem pewien problem społeczny, a
przede wszystkim samego bohatera wątku — Credence'a — przedstawiono trochę zbyt
tendencyjnie.
Odrobinę dłużył
mi się jedynie koniec, jednak rozumiem, dlaczego musiał być w ten sposób
zbudowany. Mimo to wydaje mi się, że dałoby się go trochę skrócić bez szkody
dla niego samego. Muszę jednak przyznać, że mimo to podobało mi się to
zwieńczenie, po którym ciężko nota bene zgadnąć, co stanie się w następnym
filmie z serii. Jednak udało mi się wysnuć pewne przypuszczenia. Czy słuszne,
tego pewnie dowiemy się po premierze części drugiej z pięciu zaplanowanych (bo
teraz już części Fantastycznych zwierząt ma
być pięć, a nie trzy, jak pierwotnie planowano).
Przejdźmy zatem
do bohaterów, o których naprawdę dużo da się powiedzieć. Przede wszystkim
świetnie wyszły tytułowe magiczne stwory. Mamy ich sporo, a co najlepsze, to
wcale nie przedstawiciele oklepanych już bestii. To nie kolejne jednorożce,
smoki czy gryfy, ale zupełnie niespotykane wcześniej, w dużej mierze naprawdę oryginalne
istoty, o przeróżnych temperamentach. Pocieszne, zabawne lub zachwycające, a
nawet te obrzydliwe — o każdym dowiemy się przynajmniej trochę, uniwersum jest
dobrze rozbudowane pod tym względem.
Im więcej myślę
o głównym bohaterze — Newt'cie Scamanderze — tym bardziej go lubię. Trochę
niezdara z niego, przyznaję, jednak uważam, że to część jego uroku. Muszę się
przyznać, że popełniam pewien grzech związany z postrzeganiem postaci
fikcyjnych, mianowicie w dużej mierze oceniam je jak prawdziwych ludzi. Podoba
mi się w nich nie tylko pomysł, nietuzinkowość, budowa lub charyzma, ale też przyjmowane
przez nie pewne postawy moralne. A jak już pewnie zdążyliście zauważyć,
uwielbiam bohaterów o silnym kręgosłupie moralnym. Tak już mam. I jedną z
takich postaci jest właśnie Newt. Chociaż potrafi naprawdę głęboko wpakować się
w tarapaty, nie użala się nad sobą, nie poddaje się twierdząc, że nic nie
potrafi, ale konsekwentnie dąży do wyznaczonego celu i przede wszystkim
udowadnia, że potrafi go osiągnąć. Oprócz tego doceniam jego opiekuńczość
i oddanie (przez które trochę kojarzy mi się z Willem Laurence'm z cyklu Temeraire). Ma pasję, charyzmę, dobre
serce i wrażliwość, ale przy tym wypada bardzo naturalnie dzięki czemu nie
wydawał mi się zbyt krystaliczny. Myśli całkiem po swojemu. Z pewnego powodu
udało mi się nawet z nim trochę utożsamić. Jak dla mnie ta postać wypada jak
najbardziej na plus, to jedna z moich ulubionych w uniwersum HP, jeśli nie
ulubiona.
Na uwagę
zasługuje również Jacob, którego nie sposób nie pokochać nawet, jeśli
reprezentuje dość typowy rodzaj bohatera. Jest po prostu pocieszny, zabawny i z
jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu naprawdę wzbudza sympatię. Ma swój
osobny, całkiem nieźle zrobiony wątek. Bardzo podoba mi się jego relacja z
resztą bohaterów.
Należałoby też
wspomnieć o jednej z równie ważnych bohaterek, Porpentynie Graves. Ta jednak
nie zrobiła na mnie wrażenia. Tą postać napisano dość banalnie, w ogóle nie
jest interesująca, nie przykuwa uwagi. Śmiem twierdzić, że raczej nie jest też
zbyt inteligentna. Zapewne za to, jak Tina prezentuje się na ekranie nie
odpowiada jedynie scenariusz, ale również sama aktorka, która nie potrafiła
uczynić tej postaci mniej szarą i nudną. Właściwie trudno powiedzieć o niej coś
więcej poza ograniczeniem się jedynie do pewnych faktów z jej życia. O wiele
lepiej wypada jej siostra Queenie, która wcale nie jest taka głupia, jak
początkowo się wydaje, poza tym to bohaterka dużo bardziej wyrazista,
posiadająca — w przeciwieństwie do siostry — jakiś charakter.
Wydarzenia
rozgrywające się w filmie mają miejsce siedemdziesiąt lat przed tymi, które
znamy z rodzimej serii (mamy więc pierwszą połowę XX wieku). Przyczepię
się stwierdzeniem, że w niektórych szczegółach twórcy nie dotrzymali
realiów epoki, choć bardzo możliwe, że specjalnie zrobili kilka błędów,
chcąc dotrzeć do dzisiejszego widza. Nie wpływa to jednak w znaczącym
stopniu na odbiór, przynajmniej dla mnie. Najbardziej jednak dziwiła mnie
konstrukcja amerykańskiej społeczności czarodziejów. Z jednej strony, jak na
Stany przystało, postępowej (o czym świadczy na przykład obecność czarnoskórej
kobiety na jej czele byłoby
poprawniej politycznie chyba tylko gdyby nosiła jeszcze burkę) a z
drugiej zacofanej w odniesieniu do Europy (sic!) pod względem stosunku do
mugoli. Nie da się ukryć, że trochę się to kupy nie trzyma.
Zapomniałabym
zwrócić uwagę na efekty specjalne, które wyglądają mistrzowsko, zwłaszcza jeśli
chodzi o fantastyczne stworzenia. Ale czymś szczególnie niesamowitym jest soundtrack
— naprawdę klimatyczny, piękny, choć odmienny od tego znanego nam z serii o HP.
Mogłabym go słuchać godzinami.
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć
ma swój własny, odrębny klimat, odmienny od klimatu HP, choć na nim wzorowany.
Wciąga on równie mocno. To zupełnie samodzielne dzieło, znacznie rozszerzające
uniwersum. Nareszcie mamy okazję przyjrzeć się bliżej rzeczywistości
czarodziejów poza Hogwartem i to na innym kontynencie. Mimo, że nie obyło się
bez kilku potknięć, naprawdę prawie w ogóle mi nie przeszkadzały. Mocne strony
filmu, których wcale nie brakuje, bardzo go bronią. Skutecznie odwracały moją
uwagę od tego, co nie do końca wyszło jak należy. Kto jeszcze nie widział,
niech biegnie do kina póki grają. Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę się
doczekać na następną część, bo żyję tym filmem od ładnych kilku dni. Po
nieudanym Harry'm Potterze i przeklętym
dziecku miło obejrzeć coś takiego. Moim zdaniem w tym przypadku J.K.
Rowling znów pokazała, na co ją stać.
Isleen
Podoba mi się metafora karmelu, ale pozwolę sobie przyczepić się do jednej, małej rzeczy. Istoty jakie poznaliśmy to hipogryfy, nie gryfy. Gryf jest polaczeniem lwa i orła, hipogryf konia i orła ;) ale jak widzisz to tylko drobna uwaga techniczna :)Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za recencje! P.s. Jak oceniasz antagonistę?
OdpowiedzUsuńAleż, drogi Anonimie, śmiem twierdzić, że nie przeczytałeś/łaś mojej recenzji uważnie. Wiem, że stworzenia, które mieliśmy okazję poznać w HP to hipogryfy, jednakże w tej chwili naprawdę miałam na myśli gryfy. Nie chodziło mi o uniwersum HP, ale o ogół tworów fantastycznych, tzn. o to, że fantastyczne zwierzęta nie są banalne w porównaniu z wieloma innymi utworami. Jeśli chodzi o antagonistę, w tej chwili trudno mi się o nim wypowiadać. Nie ulega wątpliwości, że mnie zaskoczył. Nie jest chyba najgorszy, ale póki co trudno mi się zorientować jakoś w tej postaci, czekam na jej rozwinięcie.
UsuńNie wiem skąd posądzenie, że nie czytałem uważnie i dość uniesiony ton. Nie wyczytałem najwyraźniej intencji. Nie ma potrzeby wysuwać takich raptownych posądzeń. Zapomniałem dodać wcześniej, że podoba mi się wyjątkowo tytuł artykułu. Pozdrawiam uprzejmie :)
UsuńJak teraz czytam to rzeczywiście widzę, że moja wypowiedź może brzmieć niezbyt przyjemnie, nie miałam jednak nic złego na myśli (coś mnie wzięło raczej na napisanie tej odpowiedzi w tak dziwnym stylu). W każdym razie przepraszam, naprawdę nie chciałam, żeby tak zabrzmiała. Po prostu wydawało mi się, że dość jasno wynika z tekstu, co mam na myśli i naprawdę myślałam, że być może przeczytałeś na szybko, bo tak też się zdarza i pewnie coś pokręciłeś. Najwyraźniej rzeczywiście nie wyraziłam się dość precyzyjnie. Przepraszam. I dziękuję za wskazanie tego, co podobało Ci się w artykule, bo to bardzo pomocne. :)
UsuńW porządku. Jesteś zaangażowaną autorką, w dodatku z klasą przyznania sie do przesadzonej reakcji. To się ceni! Czekam niecierpliwie na następne artykuły - Oddany Anonim :)
UsuńPowiem Ci, że na ekranizację się wybieram, ale jakoś nie mam zbyt wielkich oczekiwań wobec niej. Teraz są troszkę większe :D
OdpowiedzUsuńNo cóż, a propos Rowling - tę ksiązkę napisała już jakiś czas temu, specjalnie dla czytelników, żeby uzupełnić co nie co świat czarodziejów w naszych głowach. Teraz Przeklęte dziecko było wydane wyłącznie dla kasy...
Słyszałam, że w tej ekranizacji trochę za mało było tych tytułowych fantastycznych zwierząt ;<
Kasia z Kasi recenzje książek :)
Ja właśnie też nie miałam dużych oczekiwań i bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. :D
UsuńTak, owszem, książka była wydana, ale w formie gotowego podręcznika Newta. To taki leksykon zdaje się. Tutaj mamy konkretną historię i to pod tym względem świat jest rozszerzony (no wiesz, fakty takie jak np. w stanach nie ma mugoli, są niemagowie itd.) Podobno film też ma wyjść w formie scenariusza :D
Jak dla mnie było całkiem dużo tych zwierząt, a przynajmniej tyle ilu spodziewałabym się w pierwszej części. Mimo wszystko film nie opowiada jedynie o nich. Chyba wepchnęli ich tam tyle, ile się dało. Ale części ma być pięć, więc myślę, że zwierząt będzie jeszcze przybywać ;)
O Boże, niech oni już nie robią żadnych scenariuszy, żadnych dramatów, niech zaprzestaną xD
UsuńTak! Dostałam zawału, gdy usłyszałam, że będzie pięć części xDD
a ja ciągle wybieram i wybieram się do kina... jakoś mój zapał ostygł po Przeklętym Dziecku, ale jeśli piszesz że warto, to postaram się wybrać. o ile znajdę 2D z napisami o pasującej mi porze (to wcale nie takie łatwe) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa też miałam problem ze znalezieniem 2D z napisami ale udało się. Powodzenia i miłego seansu :)
UsuńMam chęć na obejrzenie tego filmu, ale do najbliższego kina mam 50km, więc nie pojadę :/
OdpowiedzUsuńPozostało mi czekać, aż film przyjedzie do mnie na internecie. A ty tak kusisz!
O rany, współczuję :( Ja sobie nie wyobrażam nie mieć kina gdzieś w mieście. Mam nadzieję, że nie będziesz musiała czekać zbyt długo :)
UsuńJakoś do tej pory byłam przekonana, że to film familijny. Dobrze wiedzieć, że jednak powinnam go oglądać bez córki ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie pokazałabym go dziecku przynajmniej do 12 roku życia. Młodsze mogą się przestraszyć, bo czasami jest dość przerażająco.
UsuńMarzę, żeby już obejrzeć ten film! :)
OdpowiedzUsuńSpojrzenie EM
Jak najbardziej zachęcam :)
UsuńJestem bardzo ciekawa tego filmu, będzie na pewno miłą odskocznią od codzienności. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam WiktoriaCzytaRazemZWami
Co to, to na pewno :)
UsuńJeszcze nie byłam w kinie i nie wiem czy pójdę. Tak nie mam na nic czasu i tak mnie to dołuje, bo na pewno na dużym ekranie znacznie lepiej się to ogląda :(
OdpowiedzUsuńWielka szkoda :( Obyś jednak znalazła czas!
UsuńChyba się zdecyduję na ten film, może się okazać całkiem fajnym przerywnikiem między innymi tytułami, bo ostatnio wpadłam za bardzo monotematycznie w filmach. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Mam nadzieję, że Ci się spodoba
UsuńHmmm... W sumie jestem bardzo ciekawa tego tytułu. Mam nadzieję że niebawem uda mi się go obejrzeć, najlepiej w kinie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Moment Of Dreams ♥
Powiem tyle, że jest co oglądać ;)
Usuń