„Wskrzeszenie magii: Święte blizny”. Świetna powieść z toporną okładką.
„Święte
blizny” to druga część cyklu autorstwa Kthleen Duey zatytułowanego
„Wskrzeszenie magii”. Od razu trzeba przyznać, że dalszy ciąg historii Sadimy i
Haph'a nie stracił klimatu poprzedniej powieści. Czytelnik będzie tu świadkiem
rozwijania się paktu, który Haph zawarł z Gerardem, narodzin cichego,
partyzanckiego buntu, a także kontynuacji poruszającej biografii Sadimy.
Co można powiedzieć o Świętych bliznach? Z pewnością trzeba
zwrócić uwagę na fakt, że Duey rozwinęła swoje dzieło bardzo konsekwentnie.
Wydaje mi się jednak, że chociaż to naprawdę dobra powieść, nie wyszła lepiej
od poprzedniej części. Właściwie można stwierdzić, że jest niewiele, ale
naprawdę niewiele gorsza od Głodu dotyku,
o czym zadecydowały jedynie najdrobniejsze szczegóły. O co mi chodzi?

Kiedy już jednak przebrniemy
przez trochę przydługi wstęp, fabuła nabiera nieco tempa i zyskuje na jakości.
Zaczyna pojawiać się więcej zaskakujących wydarzeń, a historia Sadimy wciąż
skręca w wiele ciekawych kierunków, co tylko zachęca do dalszego czytania. Oba
wątki z resztą sprawiają, że trudno oderwać się od książki. Mimo to, trochę
przeszkadzało mi przeskakiwanie akcji o całe lata. Rozumiem, dlaczego
autorka opowiada historię w ten sposób, jednak czułam się wytrącona z rytmu.
Uważam z resztą, że ten zabieg, chociaż sprawdza się w powieściach
ograniczających się do jednego tomu, to kompletnie nie ma na niego miejsca w
którejś tam z kolei książce w cyklu, w dodatku w samym jej środku. O wiele
lepiej wyglądałoby to, gdyby tak duże przeskoki miały miejsce pomiędzy
poszczególnymi tomami, a nie w nich samych, ponieważ sposób, w jaki Duey
skomponowała Święte blizny, czyni je
trochę za długimi i trochę jednak przegadanymi. Zwłaszcza, że dopóki opisywała
wszystko po kolei, robiła to szczegółowo. Kiedy zaczęła wybiegać tak bardzo w
przyszłość, zaburzało to kompozycję, a mnie dezorientowało. W dodatku nie
miałam kiedy przyzwyczaić się do nowych postaci ani poczuć do nich sympatii,
gdyż znikały równie szybko, jak się pojawiały. Przez to również trudniej było
mi się wczuć w sytuację bohaterów.
Skoro o bohaterach mowa, wypadli
równie dobrze, co w poprzednim tomie. Charaktery obojga rozwijają się i bardzo
pogłębiają i chociaż nie są już tymi samymi osobami, co na początku swoich
przygód, nie są to też postacie kompletnie nam obce. Z pewnością wydorośleli,
nauczyli się podejmować przemyślane lub po prostu umotywowane decyzje; trzeba
to liczyć książce za plus tym bardziej, że wiele powieści, nie tylko fantasy,
pełnych jest różnych postaci, które nie wykazują się w zbyt wysokim
stopniu konsekwencją w swojej budowie — czy to jako czternastolatkowie
zakochują się na zabój po jednej upojnej nocy z nowo poznaną osobą (m. in. Jak w
Rapsodii) czy wciąż popełniają te
same błędy nie wyciągając z nich żadnych wniosków, żebyśmy tylko spojrzeli na
nie jak na męczenników (co szczególnie widoczne jest w powieściach dla
nastolatków, chodzi mi o bohaterki typu Katniss Everdeen lub Zoey Redbird), czy
postępują zupełnie sprzecznie ze swoim charakterem (jak np. król Maric w
powieściach z uniwersum Dragon Age,
który przeleciał już chyba każdą napotkaną na swojej drodze kobietę, co było
zupełnie sprzeczne z jego charakterem). W Świętych
bliznach nie spotkamy tego typu fanaberii i niedociągnięć.
Święte blizny to wciąż w wysokim stopniu low fantasy. Wydarzenia dzieją się na
ograniczonej przestrzeni, a ważniejsze od samej fantastyki wydają się być
zagadnienia relacji międzyludzkich (które w tej części Wskrzeszenia magii pełnią jeszcze ważniejszą rolę, jeśli nie
właśnie o nich przede wszystkim ta historia opowiada), dotyczące ludzkiej
egzystencji oraz życia wewnętrznego bohaterów (to jednak wydawało mi się
bardziej szczegółowe w pierwszej części cyklu). Magia wciąż pozostaje w tle,
chociaż pojawia się jej coraz więcej, co z resztą logiczne, skoro Haph nabywa
nowych umiejętności. Podobało mi się to, że autorka poszerzyła uniwersum tym
razem na płaszczyźnie społecznej — tutaj szczegółowo zarysowuje obraz Erydian,
o których istnieniu wcześniej jedynie wspominała. Może nie jest to najbardziej
rozbudowany ani mistrzowsko skonstruowany świat, ale spójny i dobrze
sprawdzający się w ramach opowiadanej historii.
Styl nie różni się od tego, w
którym napisano pierwszą część. Wciąż jest dość poważnie, a wręcz trochę
doniośle. Humoru tu praktycznie nie ma, ponieważ Święte blizny skupiają się na „głębokich sprawach” oraz tej mniej
przyjemnej części życia człowieka. Na szczęście książka bardziej skłania do
refleksji niż dołuje, chociaż smutnych momentów w niej nie brakuje — wydaje się
smutniejsza od poprzedniej części. To jednak nie przytłacza, autorka nie
przesadziła z rzewnością. Nie próbowała też na siłę „usmutniać”. Wszystko,
oczywiście poza magicznymi elementami fabuły, dzieje się zgodnie z
prawdopodobieństwem życiowym. Jeśli zaś chodzi o sam sposób pisania, to znów
mamy do czynienia z dziełem bardzo dobrym językowo, ale nie za trudnym.
Podobnie jak poprzednio dialogi
są dość sztywne, a przynajmniej pod tym względem fajerwerków nie ma, jednak nie
przeszkadzało mi to. Było po prostu bardzo przyzwoicie. I dobrze, bo do pewnego
stopnia, przez to, jakie są, budują one klimat powieści.
Przede wszystkim jednak należy
zwrócić uwagę na to, że drugi tom Wskrzeszenia
magii wciąż czyni ten cykl bardzo oryginalnym na tle innych powieści
fantastycznych. To nie jest kolejne fantasy zbudowane na starym, przewidywalnym
schemacie, ale bardzo dobre fabularnie dzieło, posługujące się fantastyką jako
medium, które czyni świat uniwersalnym, w pewnym sensie neutralnym dla
wszystkich odbiorców. Myślę, że autorka zawarła w nim wiele własnych przemyśleń
na temat różnych spraw, kontynuując swoje psychologiczne studium postaci. Duey
wyraźnie chce coś przekazać, nad czymś się zastanawia i analizuje, właśnie poprzez
twórczość literacką. Jednocześnie zachowuje przystępną formę.
Tak jak wcześniej lektura bardzo
zapada w pamięć i sprawia, że czujemy się zachęceni do sięgnięcia po następny
tom. Zwłaszcza, że akcja pod koniec zaczyna być naprawdę ciekawa, niebanalna i
trzyma w napięciu. Chociaż cała książka na ogół jest spokojna, pod koniec
dzieje się naprawdę dużo, a w dodatku urywa się w takim momencie, że to aż
boli, że trzeciej części cyklu jeszcze nie ma. Swoją drogą krąży na ten temat
mnóstwo plotek — podobno kontynuacji w ogóle ma nie być, gdyż Duey nie czuje
się dość zadowolona z tego, co do tej pory stworzyła. Inni zaś uważają, że
trzeci tom już się pisze, a cały cykl ma liczyć sześć pozycji. Następni sądzą,
że trzecia część już się ukazała, ale w Polsce jeszcze nie; i tak dalej.
Byłoby naprawdę smutno, gdyby
okazało się, że nigdy nie będziemy mogli przeczytać kontynuacji, gdyż Święte blizny zostawiają nas właściwie w
momencie rozstrzygania się. Bardzo chciałoby się wiedzieć, co stanie się dalej,
a także znów móc obcować z porządnym fantasy. W dalszym ciągu polecam z
całego serca wszystkim, bo naprawdę warto poświęcić czas tej książce, nawet
jeśli początkowo trochę męczy. Warto jednak przeczytać pierwszy tom, ponieważ
łatwiej wtedy wdrożyć się w fabułę.
Małe ogłoszenie
Ostatnio bardzo
mało pisałam na blogu, zdaję sobie z tego sprawę i przepraszam. Przepraszam tym
bardziej, że następna notka ukaże się najwcześniej za dwa tygodnie, ponieważ
jutro idę na pielgrzymkę (gdyby ktoś był zainteresowany, niech wygugluje Pieszą
Pielgrzymkę Rolników z Otynia na Jasną Górę, wychodzimy dopiero jutro więc wszyscy
zainteresowani zdążą się jeszcze spakować ;) )
Dodatkowo na
swoją obronę mam to, że miałam mało czasu i w ogóle chęci na pisanie ze względu
na sesję, która w tym semestrze okazała się dla mnie szczególnie ciężka, długa
i stresująca (dla mnie w zasadzie trwa już od maja). Jeszcze tak naprawdę
jej nawet nie zakończyłam, gdyż wciąż muszę zaliczyć trzy przedmioty.
Może życzycie
sobie recenzję jakiegoś konkretnego dzieła, kiedy już wrócę? Dajcie mi znać
w komentarzach lub na fejsbukach, a na pewno Wasze propozycje wezmę pod
uwagę ;).
Isleen
Wiem z pewnego źródła, że widziałaś ostatnio Warcraft: Początek, oraz Independence Day 2, chętnie poczytam co o nich myślisz :) I może w ramach dzieła wyszperanego, reportaż z odrobinę zdawałoby się zapomnianej aktywności, jaką jest pielgrzymka? :)
OdpowiedzUsuń