„Z każdego dołka można wyjść” czyli „Siedem rzeczy, których nie wiecie o facetach”



Zazwyczaj nowe, polskie, mainstreamowe filmy mi się nie podobają. A zwłaszcza komedie. Wszędzie ta sama obsada, zżynanie tego, co w Stanach Zjednoczonych było modne dwadzieścia lat temu, beznadziejny operator kamery (bo co kto lepszy u nas woli robić karierę przy takich produkcjach, jak choćby „Piraci z Karaibów”, a nie w jakimś tam podrzędnym, środkowoeuropejskim kinie) suche poczucie humoru i wciąż od nowa wałkowana, przewidywalna fabuła. Ale na „Siedem rzeczy, których nie wiecie o facetach” przyciągnął mnie... tytuł. Nie zalatywało kolejną, debilną komedią romantyczną, a obiecywało coś nowego, jakieś nowe spojrzenie, nowy typ historii.
                Może spostrzegłam to w ten sposób dlatego, że nie oglądam wielu tego typu filmów, ale nie zawiodłam się. To był całkowicie spontaniczny wypad — zdaje się, że kiedyś wspomniałam, że poszłabym na ten film z samej tylko ciekawości i w ostatni weekend przyjaciółka zaproponowała mi to ni z tego ni z owego. Więc poszłyśmy. I powiem Wam, że wciąż jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona.
                Mamy tu historię kilku mężczyzn, żyjących w zupełnie różnych światach: byłego żołnierza pracującego teraz jako kierowca miejskiego autobusu; urzędnika państwowego zmagającego się z przytłaczającą samotnością; tak samo samotnego producenta muzycznego, dalekiego od życiowej stabilizacji; lekko szurniętego gwiazdora muzyki pop; życiowego nieudacznika, który nieoczekiwanie traci pracę, a którego marzeniem jest prowadzenie własnego biznesu oraz kolesia, który ma wszystko — dobrze płatną posadę, piękną narzeczoną, powodzenie i uznanie w środowisku. Perypetia tych wszystkich bohaterów skupiają się w głównej mierze na ich życiu miłosnym oraz jego wpływie na ich egzystencję i pracę. Pod osłoną sympatycznej komedii obyczajowej film przedstawia nam prawdziwe ludzkie dramaty, zarówno te widoczne dla wszystkich jak i skrywane w szufladzie ze skarpetkami. Wszystkie te wątki przeplatają się ze sobą, często jeden z nich ma wpływ na inne.
                Siedem rzeczy, których nie wiecie o facetach czerpie z konwencji komedii romantycznych i wydobywa z nich to, co najlepsze. Tych osobiście też nie lubię, ale ten film przyjmuje jej ramy w taki sposób, że tworzy za ich pomocą coś dość oryginalnego i pomysłowego, a nie po raz kolejny powtarza utarte schematy. Najciekawsze jest chyba to, że czerpie sposób opowiadania o kobietach i przenosi to na grunt męski — też nie raz tworzy się filmy opowiadające historie wielu kobiet, a w Siedmiu rzeczach nawet nasi bohaterowie mają własną wersję wianuszków wsparcia. Jest to dość zabawne, ale uświadamiające damskiej części publiczności, że przecież mężczyźni nie pochodzą z innej planety i mogą odczuwać podobne potrzeby, czego kobiety czasem nie zauważają. Jednocześnie nie deprecjonuje się ich tutaj. Pokazuje się je widziane męskim okiem i w większości przypadków jest to obraz bardziej obiektywny niż zdemonizowany. Albo czasami nawet całkiem pochlebny.
                Ale nie tylko partnerki głównych bohaterów mają wady — oni sami również. Czasami to cała góra wad. Zdarza się postępować źle i niesprawiedliwie wobec partnera zarówno damskiej, jak i męskiej stronie. Nie chodzi przecież o to, by kogoś krytykować, ale żeby oddać realizm ludzkiej, niedoskonałej natury. Najlepsze w tym jest to, że wszyscy bohaterowie uczą się czegoś, w ten czy inny sposób.
                Postacie to jedne z najmocniejszych aspektów Siedmiu rzeczy, których nie wiecie o facetach. Są bardzo naturalne i bliskie widzom. Mają swoje problemy i słabości, wciąż dopiero przepracowują i dochodzą do wielu rzeczy, nie wychodzi im mimo starań lub mają tyle szczęścia, że udaje im się osiągnąć sukces. Mają też zalety i atuty, które uczą się wykorzystywać lub już świetnie sobie dzięki nim radzą. Szukają swojego miejsca na świecie, pragną bezpieczeństwa, bliskości i akceptacji. Posiadają też ambitne cele i marzenia lub nie do końca jeszcze są przekonani, czego od świata oczekują. Bohaterowie są różnorodni i barwni, pochodzą z różnych „klas społecznych”, nierzadko irytują nas lub wzbudzają w nas podziw, ale to nikt inny, jak portrety nas samych.
                Fabuła również nie zawodzi. Oczywiście, czasem zdarzają się rzeczy dość przewidywalne, ale częściej dzieje się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Chociaż wszystko konsekwentnie trzyma się ram komedii obyczajowej, nie brakuje scen chwytających za serce i wzruszających oraz pełnych napięcia, a czasem nawet grozy. Kiedy jednak atmosfera zaczyna robić się zbyt ciężka, wkracza humor i optymizm, który ją rozładowuje. Może to trochę naiwne, ale każda komedia musi taka być do pewnego stopnia. W Siedmiu rzeczach moim zdaniem zachowano świetny balans. Kiedy miało być poważnie, było śmiertelnie poważnie, ale nie próbowano zrobić z komedii dramatu. Twórcy naprawdę dobrze to wyważyli.
                Siedem rzeczy, których nie wiecie o facetach to bardzo mądry i pouczający, chociaż lekki film. Twórcom udało się przemycić wiele sentencji i wartości, które może są tak powszechnie znane, że coraz rzadziej zauważane i pożądane, ale wciąż ważne. Jednocześnie nie ma w tym wielkiego moralizowania. W rzeczywistości przedstawione nam historie nie wymagają od scenopisarza jakiegoś geniuszu czy kunsztu. Są proste, ale tak podane, że potrafią wzruszać i bawić. Ale cechuje je przede wszystkim duża autentyczność, ukryta właśnie w tej prostocie. To problemy bliskie wszystkim ludziom, ale to nie oznacza, że nie mogą dać początku ciekawym opowieściom. Film jednak jest bardzo optymistyczny, ciepły i podnoszący na duchu. Z seansu wychodzi się po prostu z uśmiechem na twarzy, lekkością duszy i ciepłem na sercu.
                Muszę też zwrócić uwagę na czysto techniczny aspekt, czyli na zdjęcia. Kadry są bardzo estetyczne i fotograficzne, zrobione na zachodnią modłę. To też mi się podobało. Dzięki nim film ogląda się przyjemniej niż starsze polskie produkcje, przynajmniej w moim odczuciu, popsutym zachodnią kinematografią. Jak to w polskich komediach bywa, jako soundtrack wykorzystano polskie piosenki, ale na szczęście były to te, które lubię (a jeśli chodzi o polski pop, słucham go naprawdę rzadko) zwłaszcza Kiedy tylko spojrzę Sylwii Grzeszczak, które doskonale wpisywało się w akcję i podkreślało dramatyzm scen.
                Siedem rzeczy, których nie wiecie o facetach podobało mi się bardziej nawet, niż Listy do M., które też uważam za dobry film. Chociaż może nie powinnam ich ze sobą porównywać. W każdym razie ten drugi nie wywoływał we mnie tak silnych reakcji. Od kiedy wyszłam z sali kinowej, nie mogę przestać o nim rozmyślać, chociaż wydawałoby się, że jest lekki i prosty. Wywołał we mnie dwa przemyślenia, mianowicie:
                — Dlaczego komedie, w których główną bohaterką jest kobieta, są tak często naiwne, puste i nawet się ich nie pamięta po obejrzeniu, traktują widza jak idiotę, a film z perspektywy męskiej robi się tak, że przekazuje coś naprawdę wartościowego? To nie żaden najazd na Siedem rzeczy czy generalizacja. Nie chcę też obrażać tych, którzy polskie komedie romantyczne i obyczajowe lubią. Po prostu wynika to z moich obserwacji. Zazwyczaj mainstreamowego kina o kobietach ja przynajmniej po prostu nie potrafię oglądać bez politowania i złego dystansu, podczas gdy film o facetach bardzo często jest po prostu dobry. No dobra, może i Siedem rzeczy skierowano z pewnością bardziej do kobiet niż mężczyzn. Po prostu boli mnie to, jak często traktuje się nas, kobiety, jako odbiorczynie, które nie zwrócą uwagi na jakość fabuły, bo i tak się popłaczą przy bardziej rzewnej scenie.
                — Kto powiedział, że najbardziej prozaiczne problemy nie są godne zainteresowania? Takie choćby jak najzwyczajniejsza w świcie samotność. W Siedmiu rzeczach, których nie wiecie o facetach pokazano nam zarówno naprawdę poważne dramaty, jak rozpad małżeństwa lub wyrok, jak i takie, które dręczą wielu z nas i o których często nikomu nie mówimy, czy to ze strachu czy z przekonania, że inni mają gorzej. Czy hierarchizacja ludzkich problemów jest w ogóle etyczna? Czy można zbagatelizować jakiś duchowy brak u osoby, która pozornie ma wszystko: pieniądze, przyjaciół, sławę, powodzenie u płci przeciwnej? Czasami możemy stwierdzić bardzo bezmyślnie, że ktoś jest szczęściarzem, podczas gdy cierpi duchowe męki. Czy często nie jest tak, że we własnej arogancji mówimy komuś No już nie marudź, masz lepiej od innych., Kto powiedział, że będzie łatwo., Nie przesadzaj. Przecież mu to wcale nie pomaga, wprost przeciwnie: taki ktoś tylko zamknie się w sobie i straci motywację, by swój problem naprawić. Straci też zaufanie do tych, od których oczekuje przynajmniej wysłuchania.
                Mam wrażenie, że od czasów Listów do M. polskie filmy zaczynają reprezentować powolutku nową jakość, zaczynają nabierać wartości. Czyżby producenci filmowi zauważyli, że wcale nie lubimy, gdy robią z nas idiotów, a wysoko cenimy sobie takie produkcje, które jednocześnie bawią i poruszają, są nam bliskie ale nie powtarzają schematów i stereotypów? Siedem rzeczy, których nie wiecie o facetach to właśnie jeden z takich filmów. Ma porządny scenariusz, barwnych bohaterów i wzbudza przeróżne emocje, które pozwalają ten tytuł przeżyć i zapamiętać. Wprowadza też powiew świeżości. Może to jeszcze nie arcydzieło, ale dobra produkcja, warta uwagi, którą naprawdę polecam.
Isleen

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Kraina Martwej Ziemi: Krew i stal”. Bo pisanie fantastyki nie jest rzeczą prostą.

„Dragon Age: Inkwizycja — Zstąpienie”. Wracamy na Głębokie Ścieżki.

„Dragon Age: Inkwizycja — Szczęki Hakkona”. DLC, które chce cię zabić.

„Dragon Age: Inkwizycja — Intruz.”. Jaram się tym DLC jak Andrasta na stosie.

„Wszystkie kwiaty Alice Hart”. Piękna na zewnątrz, banalna w środku.