I już wszystko jasne — „Wierna”
Ostatnia część Niezgodnej nareszcie wyjaśnia genezę
świata, o którym opowiada. Znajdziemy tam szczegółowe wytłumaczenie dla
podziału na frakcje, co właściwie do tego doprowadziło i czym tak naprawdę są
one oraz całe Chicago. W końcu też dowiemy się, co dzieje się na całym świecie,
przed którym do tej pory było zamknięte. Można powiedzieć, że ten tom uzupełnia
wiele luk w uniwersum i pozwala spojrzeć na nie z innej strony. Autorka
dopracowała jego historię, dzięki czemu nabiera nieco realizmu i jest bardziej
uzasadnione. Przy okazji, to wszystko o czym dowiemy się z Wiernej to rzeczy tak zaskakujące, że zniszczą dzieciństwo
niejednemu fanowi tej trylogii.
Akcja, jak na serię Niezgodna przystało, jest wartka, jednak
tym razem o wiele lepiej wyważona. Nie brakuje napięcia, ale w odpowiednich
momentach zwalnia, aby dać trochę odpoczynku i bohaterom, i czytelnikowi.
Jednak nawet wtedy trudno po prostu odłożyć książkę, ponieważ każdy rozdział
przynosi nowe informacje i nowe niespodzianki. Jeśli chodzi o naprawdę
zaskakujące i niespodziewane zwroty akcji, trzeba przyznać Veronice Roth, że to
jej specjalność. To świetne. Ale jednak niektóre z nich mogła sobie darować.
Poza efektem Wow! do fabuły nic nie
wnoszą, a co gorsza bohaterowie przejmują się jego wątpliwego znaczenia
konsekwencjami na wyrost. Oczywiście, budowa książki pod względem wydarzeń moim
zdaniem prezentuje się tutaj dużo lepiej niż w Zbuntowanej, ponieważ fabuła jest bardziej uporządkowana i nie ma w
niej tak wielkiego chaosu. Postawiono na kilka najważniejszych wątków i
konsekwentnie je rozwinięto. Nie miałam w tym przypadku takiej trudności z
nadążaniem za treścią jak w poprzednim tomie, w którym działo się tak dużo, że
wielu kluczowych wydarzeń po prostu nie udało mi się zapamiętać.
Tym, co bardzo podobało mi się w
samej konstrukcji, to dodanie rozdziałów z punktu widzenia Tobiasa, mojego
ulubionego bohatera Niezgodnej.
Książka jest w pewnym sensie „przeplatana”, ponieważ raz mamy rozdział z narracją
Tris, a raz z narracją Cztery. Wpycha się on na piedestał głównego bohatera i
uwaga zostaje skupiona na nim w równym stopniu co na Tris. To ostatnio dość
popularny zabieg. (Nie, wcale nie
podoba mi się to tylko ze względu na to, że nie lubię Tris. W ogóle. Ani
trochę. Serio. Nie wciskam Wam kitu. Poważnie! ;) )
Trochę
szkoda, że Roth nie wpadła na to wcześniej, bo Tobias już od jakiegoś czasu był
bardzo ważną postacią, o rozbudowanej historii życia i psychice, które przyciągały
mnie w o wiele większym stopniu niż u prymitywnej Tris. Jego decyzje od
zawsze były dla mnie o wiele lepiej uzasadnione, a sama konstrukcja tego
bohatera bardziej proporcjonalna.
Trzeba przyznać, że postacie, a
mam tu na myśli przede wszystkim Tris i Tobiasa, zaczynają się zmieniać i
rozwijać. Jednak zastanawiam się, na ile Tobias się zmienił a na ile pokazał
ukrytą część osobowości, której nie byliśmy w stanie poznać, kiedy tylko Tris
była narratorką. Natomiast, jeśli chodzi o pannę Prior, nareszcie coś się w
niej „ruszyło”. Oczywiście, to wciąż pyskata i despotyczna smarkula, której
wydaje się, że wszystko wie najlepiej i jest w stanie zagryźć każdego, kto
ośmieli się mieć inne zdanie (w sumie w tej części widać to jeszcze wyraźniej),
ale w końcu zaczyna wykazywać jakieś oznaki dojrzewania i budzącej się w niej
odpowiedzialności. Nareszcie zaczyna podejmować — moim zdaniem — w miarę
przemyślane i mające coś na celu decyzje. Robi coś, bo na kimś lub czymś jej
zależy, działa mniej impulsywnie i pochopnie. Szkoda tylko, że od początku do
końca książki mija tak mało czasu, że raczej nie ma kiedy całkiem dorosnąć,
zmienić się w osobę, którą rzeczywiście można by było podziwiać, której agresja
i nadmierna drażliwość przekształciłyby się w atrakcyjną zadziorność
uzupełniającą jej silny charakter.
Co można powiedzieć o
rozbudowanym, bardziej zaawansowanym uniwersum? Z pewnością to świetnie, że w
końcu autorka to wytłumaczyła i podała więcej szczegółów. I trzyma się to wszystko
kupy. Dowiemy się więcej o tym, dlaczego ludzi przydziela się do frakcji oraz
dlaczego ich charaktery są tak prostolinijne. Oraz poznamy lepiej historię mamy
Tris. Roth jednak zaczyna bawić się w naukowca i niestety nie wychodzi jej
to wiarygodnie, choć dla samego świata to bardzo ważne. Wyjaśnienie owszem —
jest. Ale okropnie trącające tanią fantastyką naukową. Tanią, bo te wszystkie
pseudonaukowe elementy powieści to bzdura, którą gimnazjalista pilnie uczący
się biologii i interesujący się nieco psychologią jest w stanie obalić. Jeśli
to, co czyni ludźmi niezgodnymi lub predysponowanymi do danej frakcji miałoby
być rzeczywiście naukowo weryfikowalne, musielibyśmy najpierw odkryć to, co
odkryły postacie Niezgodnej. A to
wydaje mi się zbyt nieprawdopodobne. Oczywiście, nie znam dogłębnie praw, które
Roth tutaj wykorzystała, jednak nie potrafiła mnie przekonać do prawdziwości
jej wytłumaczenia. Przynajmniej dla mnie są to bzdury, które napisała osoba,
która nie zna się na tych rzeczach lepiej ode mnie, ale gdzieś coś przeczytała,
tam podsłuchała i tak zrodził się pomysł. W dobrej powieści fantastycznej
pisarz potrafi wytłumaczyć zasady działania świata na tyle logicznie, żeby
ktoś, kto nie jest naukowcem mógł poczuć się nimi zaspokojony. W innych
wypadkach rezygnuje w zagłębiania się w sprawy, których przetworzenie dałoby
zbyt silny efekt fikcji. Mało tego, byli tacy, którzy w swojej twórczości
wykorzystywali swoją szeroką wiedzę na dany temat, dzięki czemu powieść jest
wiarygodna pod pewnymi względami również pod kątem naukowym. Wierna nie jest jedną z takich książek.
Mimo to równie ważne są w fantastyce mechanizmy, dzięki którym świat
funkcjonuje i które czynią go spójnym. I ten warunek Wierna spełnia, ponieważ zasady działania świata, jakkolwiek
niewiarygodne, są jednak harmonijnie połączone i dające jasny obraz. Może to
jeszcze nie fantastyka najwyższych lotów (tak naprawdę trudno w ogóle ten twór
nazwać literaturą, co zauważyłam z resztą w recenzjach poprzednich części), ale
wciąż pozostaje ciekawym pomysłem. Tak naprawdę uniwersum już po Wiernej potrzebuje jedynie silniejszych
podstaw.
Wątek miłosny Tris i Tobiasa
pozostaje bez zmian. Nasza dwójka to wciąż para dzieciaków, która kłóci się o
wszystko i ze wszystkim ma problem. Ale właściwie nie mieli oni ani chwili na
to, aby bardziej się do siebie zbliżyć czy zbudować zaufanie oraz głębszą więź.
Przypominają raczej rodzeństwo (nie, nie stare małżeństwo, tylko właśnie
rodzeństwo), które zwykle drze koty, ale w naprawdę ważnych momentach
wspiera się nawzajem. To denerwujące. Jednak ja jestem odrobinę za stara na tą
książkę. Powinnam to czytać mając szesnaście czy nawet czternaście lat. Może
wtedy te ich kłótnie wydawałyby się bardziej uzasadnione i sensowne. Teraz
jednak są to dla mnie tylko bezrozumne sprzeczki, które przeszkadzają mi tym
bardziej, że widzę, iż zazwyczaj to, o co Tris i Tobias skaczą sobie do
gardeł, da się bardzo łatwo rozwiązać w sposób cywilizowany.
Co ciekawe, w Wiernej podobał mi się koniec. Nie,
wcale nie z powodu, o którym pomyślelibyście jako pierwszym zaraz po
przeczytaniu. No dobra, może odrobinę, ale to nie główny powód. Nie wiem, czy
podzielicie moje zdanie po lekturze, ale uważam, że skończyło się to wszystko
najlepiej, jak mogło. Roth ładnie to zwieńczyła, nie ciągnęła nic na siłę,
wszystko miało sens.
Jak oceniam całą trylogię? Na
pewno pobudza wyobraźnię i inspiruje. To coś naprawdę oryginalnego i
interesującego. Wcale nie dziwię się jej sukcesowi. Przede wszystkim to mnóstwo
akcji i przygód. Szkoda tylko, że nie mamy okazji poznać lepiej życia
mieszkańców Chicago. Wylądowaliśmy w samym momencie przełomowym dla uniwersum i
trochę żałuję, że nie dano mi się nim trochę „pobawić”. Właściwie opowieść
można było rozładować na więcej tomów, gdyż momentami wydaje się być za bardzo
skondensowana i inaczej rozłożyć akcję w samych tomach, aby wypadła lepiej
kompozycyjnie. To są jednak drobiazgi, które nie uprzykrzają lektury. Po prostu
lubię czepiać się technicznych spraw.
A Wierną, jeśli skończyliście już poprzednie dwa tomy, z pewnością
warto przeczytać. Jest znacznie lepsza od Zbuntowanej
i dorównuje poziomem Niezgodnej. Jeśli
Was zaciekawiła, to ostrzegam, że nie warto zaczynać od niej. Nie tylko
dlatego, że zdradza wiele tajemnic, ale przede wszystkim dlatego, że została
napisana w taki sposób, że po prostu trzeba wiedzieć, o co chodzi, aby ją
zrozumieć i doznać wszystkich czytelniczych emocji, jakie oferuje. W każdym
razie, jeśli macie ochotę trochę się rozerwać, a nie przeszkadza Wam czytanie
literatury młodzieżowej, Niezgodna to
niezła pozycja. A lepsza jeszcze bardziej, jeśli macie kilkanaście lat.
Isleen
Komentarze
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.
Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.