Wspominki #3: „Dzikie róże”
Siedemnastoletnia
Cassie Morgan przechodzi trudny okres w swoim życiu. Jakby nie dość jej było
zwyczajnych stresów związanych z dorastaniem i szkołą, jej rodzice rozwiedli
się, a matka wyszła za światowej sławy skrzypka, Dina Cavalliego. Zapewne
ostatni z tych problemów nie byłby tak tragiczny, gdyby Dino był zwyczajnym,
zrównoważonym mężczyzną. Ojczym Cassie to jednak człowiek o wyraźnych
problemach psychicznych, który terroryzuje swoją nową rodzinę. Musi korzystać z
usług psychiatrycznych i tylko dzięki przypisywanym lekom nie robi krzywdy
sobie ani innym. Zbliża się jednak koncert i artysta na jego rzecz odstawia
medykamenty, w wyniku czego z dnia na dzień staje się coraz bardziej
nieprzewidywalny i szalony. Jakby tego było mało, Cassie zakochuje się w uczniu
Dina, Ianie.
Na wstępie chciałabym
przeprosić za to, że ostatnio przez długi czas nie pisałam żadnych artykułów.
Sesja egzaminacyjna to bestia wysysająca duszę; nie miałam ani czasu, ani siły,
ani weny, by usiąść i coś napisać. Na szczęście co półroczna Droga Krzyżowa zaczyna
dobiegać końca i zaczynam powoli wracać do pracy nad blogiem.
Dzikie róże autorstwa Deb Caletti to powieść dla nastolatków, która
jednak wydaje się mieć dosyć uniwersalny wydźwięk. Autorka nie ogranicza się
wyłącznie do opisania świata młodzieży. Jej książka porusza wiele problemów,
które dotyczą zarówno młodych ludzi, jak i ich rodziców. Można powiedzieć, że
powieść Caletti to utwór obyczajowy, który świetnie oddaje sytuację zarówno
siedemnastolatki, z której punktu widzenia pisze, oraz jej rodziców. W
szczególności jednak buduje dokładnie obraz ojczyma, który konkuruje z Cassie o
miejsce głównego bohatera utworu.
Dzikie róże to nie jakiś randomowy tytuł, który możemy znaleźć na
półce z książkami dla młodzieży w Empiku. Podczas gdy przeciętne powieści dla
młodzieży skupiają się zwykle wyłącznie na świecie jej przedstawicieli, tutaj
mamy wyraźny obraz całej, rozbitej rodziny oraz wpływu, jaki wywiera na nią
szaleństwo Cavalliego. Najważniejszym problemem jaki porusza w swoim utworze
Caletti jest jednak relacja między artyzmem a szaleństwem, dzięki czemu Dzikie róże wykraczają poza zwyczajną
powieść obyczajową. Stają się one niejako charakterystyką artystycznego szału,
który został przeniesiony na grunt zwyczajnej, amerykańskiej rodziny, oraz
próbą zbadania skutków takiego połączenia.
Jak widać, główna problematyka
książki raczej nie pokrywa się z typową tematyką twórczości dla młodzieży,
chociaż takich motywów również nie brakuje. Mam jednak wrażenie, że to ona
zadecydowała o tym, że Dzikie róże
raczej nie są w naszym kraju zbyt popularną książką. A szkoda, bo to bardzo interesujący
utwór. Z drugiej strony rozumiem, że sztuka to nie jest temat, który
zainteresuje każdego, zwłaszcza nastoletniego czytelnika. W każdym razie,
trudno uważać to za wadę. Pod względem poruszanego problemu, wnikania weń i
analizowania go, książka jest naprawdę przyzwoita.
Caletti w konsekwentny sposób
buduje narrację. W głównej mierze skupia się oczywiście na punkcie widzenia
Cassie, jednak czyni z niej dobrą obserwatorkę, dzięki czemu możemy całkiem
nieźle poznać sytuację psychiczną innych postaci. Co ciekawe, dogłębnie analizuje
portret psychologiczny Dina. Pasuje to w pewnym sensie do samej konstrukcji
Cassie; łatwo można zauważyć, że mamy do czynienia z umysłem ścisłym (Cassie w
końcu interesuje się astronomią), któremu jednak nie jest obcy świat sztuki, bo
przecież wychowuje się z muzycznie uzdolnioną matką. Sama Casie wydaje się
dojrzała i inteligentna. Może akcja Dzikich
Róż nie trzyma w napięciu, ale potrafi zainteresować sobą czytelnika. To
opowieść raczej obyczajowa, ale nie jest szmirowata jak niektóre popularne
telewizyjne tasiemce. Napisana z dużą dozą charyzmy i okraszona od czasu do
czasu lekko ironicznym humorem nie zanudza ani nie przygnębia, jednocześnie nie
tracąc niczego ze swojej literackiej wartości. Obrazuje za to całkiem ciekawy
fragment z historii życia pewnej rodziny, nie pozostając bez morału i głębszej
refleksji.
Powieść Deb Caletti trzeba
pochwalić również za wątek miłosny. Uważam, że autorce naprawdę się udał. Nie
przesłodziła go za mocno, za to ukazała go w sposób dość realistyczny a jego
akcja toczy się w sposób bardzo naturalny. Przede wszystkim zachowuje umiar —
nie przytłacza fabuły, nie jest na siłę wepchnięty na pierwszy plan, chociaż
wyraźnie zostało podkreślone, że stanowi ważny okres w rozwoju głównej
bohaterki. Cassie poza chłopakiem ma inne sprawy na głowie, bardziej i mniej
istotne problemy, a jednak wątku miłosnego nie ma za mało, ale też nie za dużo.
To po prostu kolejny element jej życia, który został dobrze wkomponowany w
fabułę. Mało tego, dzięki niemu Cassie czegoś się uczy. Pozwala też
czytelnikowi poznać ją z innej strony.
Należy wspomnieć również o
bohaterach książki. Największą jej część, co zrozumiałe, absorbuje Cassie
Morgan. To najzwyklejsza na świecie uczennica, a jednak potrafi wzbudzić swoją
osobą sympatię — z drugiej strony wcale nie posiada jakichś unikalnych cech.
Jest po prostu bardzo naturalna, autentyczna. To nie jakaś pusta, małostkowa,
malowana, bezradna lala. Cassie to mądra, dojrzała osoba. Potrafi myśleć samodzielnie
i posiada własne, sprecyzowane poglądy. Odniosłam wrażenie, że w dużej mierze
kieruje się logiką. Nie oznacza to jednak, że nie zdarza jej się podjąć złej
decyzji — z tych jednak zawsze wyciąga wnioski i nie załamuje się byle czym.
Zbudowano ją bez sztucznej emocjonalności, na wyrost każącej jej wściekać się
czy popadać w depresję. Z drugiej strony jej życie od rozwodu rodziców nie
należy do najprostszych i nieraz daje jej w kość, co widać. Cassie jednak
potrafi wiele rzeczy wytrzymać lub na własną rękę zmienić. To postać która
jeśli może i chce, robi coś ze swoim życiem, nawet jeśli czasem nie kończy się
to dobrze.
Dina natomiast chce się czasem po
prostu walnąć. Ale — uwaga — w tym przypadku to dobrze. Uważam, że jego
szaleństwo zostało oddane z sukcesem. Pod względem budowy to dobra postać, a
fakt, że wzbudza w czytelniku uczucia, nawet, jeśli są negatywne oznacza, że
spełnia swoją rolę. Kreacja Dina miała oddać dyskomfort mieszkania z nim pod
jednym dachem i to naprawdę wyszło.
Mimo, że Dzikie róże kierowane są głównie do nastolatków uważam, że jest
dosyć uniwersalną powieścią. Mają interesującą, przemyślaną fabułę. Myślę, że
spodobają się też nieco starszym czytelnikom. Może raczej nie ludziom po
czterdziestce, ale osoby w okolicach dwudziestki też może usatysfakcjonować,
jeśli to ich klimaty.
Dzikie róże czyta się całkiem nieźle i dość szybko, ale nie kończą
się zbyt wcześnie. Pamiętam jednak, że zdarzało się (rzadko co prawda, ale
jednak), że rozdziały się trochę ciągnęły, co potrafiło lekko zmęczyć. Z
drugiej strony czytałam je dość dawno, mając nieco inną wrażliwość, niż dzisiaj
i zastanawiam się, jak dziś bym je odebrała. Z pewnością trzeba zwrócić
uwagę na świetnie napisane dialogi i udane postacie, również te poboczne —
bardzo bawili mnie na przykład bracia Iana.
Chociaż powieść pisana jest
głównie z damskiej perspektywy nie wydaje mi się, aby była nieodpowiednia dla
męskiej części czytelników. Zapewne rzeczywiście bardziej przykuje uwagę pań,
jednak jeśli mężczyzna lubi czytać dobre książki, ta też raczej nie powinna go
zawieźć. Bo Dzikie róże są co najmniej
przyzwoite. Może nie zakochacie się w nich na zabój, chociaż tego nigdy nie
wiadomo, ale to dobra lektura, na którą może warto znaleźć trochę czasu — a
przynajmniej ja tak ją pamiętam. Moim zdaniem, co podkreślam jeszcze raz, to
interesująca powieść, napisana jak należy, bez kiczu. Udana historia, która może
się Wam spodoba, jeśli umiecie docenić dobrą literaturę każdego rodzaju,
również tą dla młodzieży.
Isleen
Komentarze
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.
Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.