A jednak istnieją! — Ulubione lektury ze szkoły podstawowej
Mimo
dosyć rozpowszechnionej opinii o tym, że lektury omawiane w szkołach są
zazwyczaj nudne i kiepskie, udało mi się zrobić całą listę moich
ulubionych. Fakt, dałabym radę napisać równie długą listę tych, które mi się
nie podobały, a obecna kurczy się wraz z każdym kolejnym etapem edukacji, ale
nie jest ich wcale tak mało, jak początkowo przypuszczałam. Okazało się nawet,
że jest ich tak dużo, że postanowiłam rozbić ten wątek na trzy pomniejsze,
dzielące się na podstawówkę, gimnazjum i liceum. Muszę zaznaczyć, że obecna
lista obejmuje utwory, które obowiązywały, kiedy jeszcze chodziłam do szkoły —
teraz zapewne wykaz zmienił się w mniejszym lub większym stopniu, zwłaszcza w
szkole podstawowej. Postaram się pisać w miarę chronologicznie.
1. Plastusiowy
Pamiętnik
O ile się nie
mylę, to była pierwsza lektura, jaką w ogóle kiedykolwiek mi zadano. Już
niewiele pamiętam z przebiegu fabuły, jednak świat Plastusia okazał się na tyle
atrakcyjny, że jego przygody bardzo przypadły mi do gustu. Sama chciałam mieć w
piórniku takiego Plastusia i nawet kilka zrobiłam, ale z żadnego nie byłam
zadowolona na tyle, żeby któryś z nich ostał się przez dłuższy czas.
2. Dzieci
z Bulerbyn
Astrid Lindgren
to moja ulubiona pisarka dla dzieci. Jej książki przepełnia wyobraźnia, która
doskonale przemawia do dziecięcego umysłu. Dzieci
z Bulerbyn wspominam jednak najlepiej. Po prostu uwielbiałam tą książkę. Kojarzyła
mi się z wakacjami u babci mieszkającej na wsi i zgraję, z jaką wtedy spędzałam
tam czas. Książka jest naprawdę zabawna i niesamowicie oddaje dziecięcy świat,
w dodatku w atrakcyjny dla najmłodszych sposób. Dużo z tego, co pisarka
tam zawarła rzeczywiście było podobne do moich własnych przeżyć, w dodatku
proponowała wiele ciekawych pomysłów na zabawę — ważne jest to, że wtedy nikt z
nas nie miał w domu komputera i chyba nie byliśmy aż tak zblazowani jak
niektóre dzisiejsze dzieci. Jeśli chodzi o ogół książek Lindgren, wszystkie
zawsze niosą przesłanie, ale są ciepłe i przyjazne, nie wbijają czegoś do głowy
„na siłę”, nie sprawiają wrażenia oczekiwania od dzieci bycia robotami, tak,
jak np. Pinokio (chora książka której
do tej pory nie znoszę).
3. Filonek
Bezogonek
Ze wszystkich
lektur, jakie czytałam, ta jest chyba najbardziej infantylna. Jednakże od
małego kocham koty i chyba tylko dla tego ta książka mi się tak podobała —
chociaż momentami przynudzała to przecież jej głównym bohaterem był kiciuś,
nie? Więc od razu sto punktów na plus. Trzeba też dodać, że utwory z północnej
Europy z jakiegoś powodu najbardziej zapadały mi w pamięć i pobudzały
wyobraźnię. Jeśli dziś myślę o Filonku, to przed oczami stają mi opisywane tam
krajobrazy — łąki, leśne ścieżki, wiejskie podwórka, ulice.
4. Pies,
który jeździł koleją (czy jak kto woli O
psie, który jeździł koleją).
Bardzo mądra
lektura, którą dobrze się czytało. Opowiadała o przyjaźni i wierności. Co
prawda wiele z niej już zapomniałam i trudno napisać mi coś więcej, ale ta
książka miała w sobie coś pobudzającego zainteresowanie nią. Moim najbardziej
wyraźnym wspomnieniem z tej książki jest moment, w którym pies biegnie za
pociągiem tak długo, aż maszynista nie mówi mu, że wolno mu odpocząć.
5. Baśnie Hansa Christiana Andersena
Znałam je zanim
jeszcze poszłam do szkoły, ale ponowne ich omawianie było dla mnie
przyjemnością. To naprawdę mądre utwory, których wartość tak naprawdę doceniam
dopiero teraz. Najbardziej podobały mi się Brzydkie
Kaczątko, Mała Syrenka, Królowa Śniegu i Dziewczynka z zapałkami. Szczególnie uderzyła mnie ta ostatnia, bo
nigdy wcześniej nie spotkałam się z baśnią tak bardzo przepełnioną smutkiem. Dzisiaj
dostrzegam również, że jak na coś, co omawia się w podstawówce, wiele innych
baśni Andersena opowiada dość trudne i smutne historie.
6. Akademia
Pana Kleksa
Z dzisiejszej
perspektywy ta książka wydaje mi się naprawdę dziwna, ale podobała mi się jako
dziecku, dlatego zamieszczam ją tutaj. Sama chętnie poszłabym wtedy do takiej
szkoły i w ogóle nie czułam się obrażona faktem, że Pan Kleks przyjmował do
niej tylko chłopców. Od pewnego momentu jednak zaczęła robić się naprawdę
dziwaczna, co zauważyłam już wtedy, i muszę przyznać, że mimo ogólnych
przyjemnych wrażeń, zakończenie mnie rozczarowało. Autor postanowił, że czar
pryśnie i rzeczywiście tak się stało, przez co poczułam się, jakby mnie
oszukano.
7. Ania
z Zielonego Wzgórza
Anię poznałam dużo wcześniej, nim mi ją
zadano i zdążyłam też obejrzeć ekranizację. Z chęcią jednak przeczytałam ją po
raz kolejny. Co mi się tam tak podobało? Chyba klimat. Bardzo lubiłam opisy
Zielonego Wzgórza, lasów, całego Avonlea. Jako dziecko uwielbiałam sielskie
obrazy. W dodatku wtedy jeszcze byłam, jak to się mówi, stuprocentową
dziewczyną i przeżycia Ani rzeczywiście wydawały mi się ciekawe, łatwo też
chwytałam jej sposób myślenia — być może dlatego, że mój był całkiem podobny,
choć nie łatwo dało się to zauważyć, gdyż byłam o wiele bardziej
introwertycznym dzieckiem od niej. Co prawda trochę się już zmieniłam i
bardziej przemawiają do mnie stereotypowo męskie utwory, jednak czuję, że inne
książki z tej serii też by mnie wciągnęły, nawet dziś. Do tej pory doczytałam
tylko Anię z Avonlea, ponieważ jej
egzemplarz, wraz z pierwszym tomem dostałam od babci i po prostu nie znalazłam
okazji do kolejnych. Uważam się za bardzo sentymentalną osobę i być może te
książki kojarzą mi się po prostu z babcią, dlatego przypisuję im jeszcze
większą wartość.
8. Szatan
z siódmej klasy
Ta lektura
przypadła na sam początek mojego dojrzewania i dostrzegania atrakcyjności płci
przeciwnej, a ponieważ Adam wydawał mi się wtedy taki dorosły (miał w końcu aż
siedemnaście lat — może jeszcze trochę za stary, ale zarazem bardzo młody!),
był dla mnie głównym powodem darzenia tego utworu pozytywnymi odczuciami. Tak,
tak, Panowie, kobiety również lubią szukać swojego ideału w literaturze,
filmach, komiksach, grach itp. chociaż w zwyczajnej popkulturze o wiele
trudniej im go znaleźć, ponieważ wiele z nich jest adresowanych do mężczyzn
(nawet w komediach romantycznych facet to często taki sobie zwykły facet, z
tym, że porządnie ubrany i umyty, a kobieta to prawie zawsze seksbomba. Ciekawe
dlaczego. Żeby „zakompleksić” już i tak wiele zakompleksionych kobiet, czy żeby
przyciągnąć mężczyzn do kina? Co prawda to dość ogólnikowe stwierdzenie i
wymaga rozwinięcia, tym jednak dziś nie będę się zajmować). Co prawda nie
darzyłam Adama jakimś szczególnie silnym i wyraźnym afektem, chociaż widziałam
w nim faceta tak jak wówczas we wszystkich przeciętnych siedemnastolatkach, na
szczęście nie skończyło się na tak małostkowym powodzie; był mądry,
odpowiedzialny i odważny, a książka dla młodego czytelnika rzeczywiście może stanowić
doskonałe pierwsze zetknięcie z kryminałem. Teraz wydaje mi się lekko dziecinna,
a postaci przerysowane, ale wtedy to było naprawdę coś — zagadka, napięcie,
niebezpieczeństwo, błyskotliwość. W zasadzie pod względem umiejętności dedukcji
głównego bohatera ta książka przewyższa wiele trzeciorzędnych opowieści
kryminalnych dla dorosłych.
9. Chłopcy
z Placu Broni
Mali chłopcy
bawią się w wojnę. Mają swój własny świat, który traktują piekielnie poważnie.
Są gotowi chronić ten świat i siebie wzajemnie. Przyjaźń to najcenniejsze, co
posiadają. Lubiłam tą lekturę właśnie ze względu na ich wyobraźnię. Poza tym,
wydarzenia zostały tak oddane, że rzeczywiście miało się wrażenie, że wykonują
ważne zadanie i mogą przy tym nawet zginąć. Wydawali się o wiele odważniejsi i
mądrzejsi niż dorośli. Niezwykle interesująca pozycja, być może nawet dla
dorosłych — jeśli jeszcze nie czytaliście, to gorąco zachęcam.
10. Kubuś
Puchatek
Chyba wszyscy
wiedzą, o co mi chodzi. Cudowny świat, zabawne, urocze i zróżnicowane postacie.
Nauka pod przykrywką lekko niedorzecznej komedii. Dziś mam wrażenie, że zwierzaki
również były dziećmi. To coś podobnego pod pewnym względem do twórczości Astrid
Lindgren — wyobraźnia, radość, przygody, których morał wcale nie przytłacza
najmłodszego czytelnika. To coś nam bliskiego — kto z nas nie znałby Kubusia? To
jest właśnie książka z odpowiednim, moim zdaniem, podejściem do dzieci,
doskonała, aby rozbudzić w nich chęć do sięgania po inne tytuły.
11. Bajki
Robotów
Jakże na liście
tworzonej przez miłośniczkę dobrej fantastyki mogłoby zabraknąć Lema? A tak
bardziej na poważnie: niesamowicie ciekawym pomysłem okazało się tworzenie
baśni o... robotach. Bardzo trudno dobrze zbudować uniwersum, w którym zderzają
się ze sobą dwa zupełnie różne światy, tak jak w tym przypadku fantastyki
naukowej z baśnią, która jak wiadomo, bardziej powiązana jest z zupełnie
odwrotnym nurtem fantasy. Biję pokłony każdemu, kto to potrafi, bo, uwierzcie,
to wymaga więcej umiejętności i kunsztu, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka
wydawać. Oczywiście poszczególne Bajki
Robotów nie są ściślej ze sobą powiązane, ale i tak każda pojedyncza jest
świetnie napisana. Dla dzieci jak znalazł.
Z czego wynika
niechęć uczniów do czytania lektur? Podejrzewam, że z pośpiechu nauczycieli.
Nie wiem, czy coś się zmieniło, odkąd skończyłam szkołę. Ale kiedy ja do niej
chodziłam, a przecież nie było to wcale tak dawno temu, im bliżej było testów
kompetencji, tym szybciej musieliśmy czytać. Lektur z liceum czasami nawet nie
było czasu otworzyć i nie jeden z nas, przytłoczony pozostałymi przedmiotami,
zadowalał się streszczeniem, żeby tylko nie przyjść całkiem nieprzygotowanym na
lekcję. Lektury z liceum są wymagającymi książkami i bardzo często tak grubymi,
że w połączeniu z resztą podręczników i zeszytów są w stanie doprowadzić
ucznia do skoliozy. Czasami miałeś tylko dwa tygodnie na przeczytanie jednej
monstrualnej książki, typu Lalka, po
omówieniu poprzedniej takiej samej cegły. I jeszcze treściówki — musiałeś znać
książkę od deski do deski, chociaż czasem byłeś w stanie przeczytać tylko
streszczenie. Przez to nawet najlepsza książka potrafiła zbrzydnąć. Nie można
oczywiście tak do końca winić nauczycieli — to ci z góry przecież ustalają,
który rok co ma przeczytać. I w niektórych przypadkach wydaje się, że dla nich
uczeń to taki mały robot, który nie śpi, nie je i nie ma nic innego do roboty,
poza czytaniem cegły po cegle. Duży wpływ na takie podejście może mieć również
klucz interpretacyjny — nie wiem, czy wciąż obowiązuje — ale uprzykrzało to
życie mojemu rocznikowi, a ci co mądrzejsi doskonale wiedzieli, że to nic
innego, jak gwałt zarówno na książce, jak i umyśle młodego człowieka.
Isleen
Komentarze
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie. :) Każdy komentarz satysfakcjonuje.
Pamiętaj jednak, że natychmiast usuwam spam i wszelkie wypowiedzi naruszające zasady netykiety.