„Trzy po 33”, czyli język polski z innej perspektywy
Zastanawiacie się czasami nad
pochodzeniem słów, których używamy? Szukacie znaczenia dziwnie brzmiących
sformułowań w słownikach? A może nawet analizujecie ich historię
i wcześniejsze zastosowania? Nawet, jeśli na co dzień nie zwracacie uwagi
na tak oczywisty element życia, z pewnością zauważyliście, że żywy język
ewoluuje w szybkim tempie. Autorzy zbioru felietonów pod tytułem „Trzy po 33”
pochylają się nad ciekawymi zjawiskami, które ostatnio mają miejsce w
polszczyźnie.
Już same nazwiska autorów książki
powinny zwrócić naszą uwagę, bo wielu z nas z pewnością słyszało o
profesorach Markowskim i Bralczyku, a profesora Miodka, który stał się wręcz
ikoną, niejeden kojarzy z telewizji i prasy. Trzy po 33 to pozycja
składająca się z krótkich tekstów, a każdy z nich porusza temat jednego
konkretnego zwrotu bądź zjawiska językowego. Panowie skupiają się przede
wszystkim na tych z nich, które dziś cieszą się szczególną popularnością lub
nad tymi stanowiącymi nowość. Nie pominą młodzieżowego slangu, żargonu internautów
oraz słów, które dziś robią karierę przenikając do mowy potocznej na przykład
ze świata biznesu, reklam a nawet filmów i kabaretów.
Sięgając po Trzy po 33 nie trzeba się obawiać, że będzie przytłaczać
naukowością, akademickością lub czymś w tym rodzaju. Felietony z samej zasady
przyjmują lekką i krótką formę, mieszcząc się na zaledwie dwóch stronach. Autorzy z ogromną charyzmą, swadą
i nierzadko z poczuciem humoru, snują krótkie refleksje, które pomagają
czytelnikowi spojrzeć na świat słów z nieco innej perspektywy. Każdy z
tekstów da się przeczytać w ciągu pięciu minut, a mimo to zdaje się, że udało
im się w każdym z nich zawrzeć wszystko to, co trzeba. Inaczej mówiąc, to
mistrzostwo małej formy. Nie ma co się dziwić — wszak nie czytamy wypocin przeciętnej
pisarzyny, a felietony ludzi, którzy o słowie, czy to mówionym, czy pisanym,
wiedzą po prostu wszystko; i potrafią żonglować wyrazami jak tylko im się
podoba.
Sama tematyka książki niektórych
pewnie już na starcie zniechęca. W końcu łatwo ją potraktować jak
„polonistyczne gadanie” lub po prostu coś, co jest mało atrakcyjne. Mimo to Trzy po 33 przekazuje, w sposób
„bezbolesny”, a nawet zabawny, bardzo dużo naprawdę ciekawych i nierzadko
zaskakujących informacji. Okazuje się na przykład, że niektóre wciąż popularne
słowa jeszcze w ubiegłym wieku miały zupełnie inne znaczenie, niż dzisiaj,
a czasami zupełnie wręcz odwrotne. Nawet, jeśli zasadniczy sens pewnych
wyrazów nie uległ zmianie, na przestrzeni wieków wiele z nich miało zupełnie
inne nacechowanie. Autorzy zauważają także, że wciąż zdarza nam się zapożyczać
zwroty z języka rosyjskiego, mimo niesłabnącej popularności angielskiego. Najciekawszą
historię mają jednak chyba te stare wyrażenia, które właśnie przeżywają swoją
drugą młodość, nawet jeśli dziś oznaczają coś zupełnie innego — za przykład
niech posłuży polewka, której mianem
niegdyś określano każdą cienką zupę, a która obecnie w mowie potocznej
nawiązuje po prostu do czegoś śmiesznego.
Dużą wartością książki jest też
zwrócenie uwagi na zwroty, które często wydają nam się pod każdym względem
poprawne, a które w rzeczywistości są potoczne i obniżają walory językowe
tekstu, w którym zostają zastosowane (oczywiście, o ile nie jest to świadomy
zabieg autora). Moje zaskoczenie wywołał też jeden z poglądów profesora Miodka
na temat pewnego sformułowania, które w obiegowej opinii uważa się za zbyt
kolokwialne, by stosować je w poważnym artykule (i o którym sama do tej
pory tak myślałam), ale które przecież tak naprawdę wspaniale wypełnia pewną
lukę, która pojawiła się w naszym słownictwie. Co to za wyraz— tego musicie
dowiedzieć się sami, sięgając po książkę. Dodam tylko, że sama z pewnością
nie wpadłabym na to, aby spojrzeć na niego w ten sposób.
Nasz język odzwierciedla nasz świat.
Gratkę będą mieli nie tylko poloniści, ale również osoby wykształcone „gdzieś
koło polonistyki”, czyli na przykład lingwiści, tacy jak ja kulturoznawcy,
socjologowie i inni ludzie, którzy zajmują się humanistyką. Ale nie tylko, bo
przecież nie trzeba być studentem podobnego kierunku, aby interesować się
relacją między językiem a kulturą. Portretując
dane słowo, autorzy przybliżają z grubsza jego historię, etymologię i wcześniejsze
zastosowania, co pozwala przyjrzeć się temu, jak zmienił się nasz świat oraz to,
jak go postrzegamy — a co słowa, którymi się posługujemy, odbijają niczym
lustro. W końcu to, że niektóre zmieniają znaczenia albo są
zastępowane nowymi, sporo mówi o nas samych. Myślę, że lektura Trzy po 33 może stać się początkiem
fascynującego poszukiwania. Może nawet podpowie Wam temat pracy
magisterskiej... A przynajmniej zafunduje miło i pożytecznie spędzoną
niedzielę. W każdym razie ciekawie zastanowić się nad związkiem pomiędzy
interpretacją świata, będącą wypadkową wychowania, kultury, życia w danej
grupie społecznej czy też w konkretnych czasach a nawet cech charakteru, a
opisywaniem go za pomocą języka.
Niepełne wydały mi się jedynie te rozdziały, które mówiły o młodzieżowym
i internetowym slangu. Zwłaszcza język tych grup społecznych cechuje ogromna dynamiczność (ile
razy słyszeliśmy, że np. cool albo
LOL już się nie mówi, chociaż jeszcze
dziesięć lat temu biły rekordy popularności). Panowie podają zaledwie kilka
przykładów i to niekoniecznie pierwszej świeżości (myślę, że roztrząsana sweetfocia odchodzi powoli do lamusa na
rzecz selfie i różnych jej odmian —
chociaż to wcale nie oznacza, że nie warto dowiedzieć się czegoś o sweetfoci!). Rozumiem jednak, że
poszczególne rozdziały musiały mieć określoną objętość i nie dało się w nich
zawrzeć całego słownika gwary uczniowskiej (bądź internetowej).
Trzy po 33 to dość wartościowa pozycja, która pozwala nie tylko dowiedzieć się
czegoś konkretnego na temat współczesnej polszczyzny, ale także może skłonić do
przemyśleń oraz do rozejrzenia się dookoła, ewentualnie do wertowania słownika
w poszukiwaniu różnych zależności i ciekawostek. Lekka forma sprawia, że książkę
można przeczytać jednym tchem, bez najmniejszego wysiłku. Jest zarówno
pouczająco, jak i sympatycznie, a sam prawie kwadratowy format sprawia, że tom
leży w dłoniach bardzo wygodnie. Ja
jestem zadowolona — może nie zachwycona, ale solidnie zadowolona. Bo od
czasu do czasu fajnie przeczytać jakiś dobry felieton, albo lepiej książkę
pełną dobrych felietonów, a co!
kategoria: literatura językoznawcza,
publicystyka
liczba stron: 240
cena okładkowa: 39,99
wydawnictwo: Agora SA
Isleen
Kupuję w ciemno! No może nie tak w ciemno bo przeczytałam Twoją recenzję, ale wiesz o co mi chodzi :) Z przyjemnością oglądami filmiki na kanale Pauliny Mikuły, lubię poprawność językową więc z chęcią zapoznam się z tym co mają do powiedzenia mistrzowie :)
OdpowiedzUsuńSuper! Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu ;)
UsuńDla mnie ta książka jest świetna, bardzo przypadły mi do gustu te felietony, poruszane tematy, ale ja prywatnie miałam z nim pewien problem, mianowicie trudno było mi siedzieć przy nim dłużej. Cztery felietony przy jednorazowym złapaniu książki to było maksimum moich możliwości, tak żebym wciąż przyswajała na satysfakcjonującym mnie poziomie. Według mnie, na podkreślenie zasługuje fakt, że po prostu piszą to najlepsi z najlepszych operatorów słowem polskim i sprostanie tym językowym grom i zabawom wymaga od czytelnika sporego skupienia. :)
OdpowiedzUsuńFakt, niektóre felietony rzeczywiście wymagają skupienia a inne można wchłaniać przez osmozę, przynajmniej w moim wypadku. Jeśli trochę się męczyłam czytaniem, to raczej zwalałam to na niewyspanie, ale skoro mówisz, że Tobie też tak się zdarzało, to pewnie coś w tym jest ;)
UsuńCzasem nawet "polonistyczne gadanie" bywa ciekawe - przynajmniej dla mnie :P. Ale jeśli autorom udaje się przekazać bezboleśnie istotne kwestie, to brawa dla nich. Może uda im się zainteresować kogoś, kto tematem się nie pasjonuje. Ja z pewnością z chęcią przeczytam :).
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
Usuń