„Wskrzeszenie magii: Głód dotyku”. Wiara w fantasy przywrócona!

Niektórzy uważają, że klasyczne fantasy już się skończyło. Że wszystko zostało w nim powiedziane i nie opłaca się tworzyć w takich uniwersach ze względu na ich banalność. Jest trochę prawdy w tym, że po tylu różnorodnych pomysłach, które i tak zdają się ze sobą połączone pewnymi uniwersalnymi elementami, bardzo trudno stworzyć w tym gatunku coś nowego, zaskakującego i oryginalnego. Niektórzy wręcz piętnują fantasy jako gatunek pełen gniotów, nieudolnie próbujących naśladować starych mistrzów, utożsamiając je z miernotą i nadmiarem fikcji. Jednak książki z cyklu „Wskrzeszenie magii”, autorstwa Kathleen Duey, otwieranego przez powieść „Głód dotyku” utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest to tylko cyniczna wymówka dla mało kreatywnych pisarzy oraz dla osób pochopnie zamykających się na pewne rodzaje twórczości.