„Siewca Wiatru”, czyli o żywocie niebiańskiego żołdaka.
Jak
na anielskie wojsko przystało, klną, piją, palą, awanturują się w szemranych
knajpach i regularnie odwiedzają przybytki tylko dla dorosłych. Ich
przywódcy po zniknięciu Najwyższego błądzą jak dzieci we mgle i niepewni jutra
muszą udawać, że wszystko jest na swoim miejscu. Najniższymi w hierarchii
wszyscy pomiatają, to przecież normalne. Każdy z tego anielskiego towarzystwa może
mieć skłonności do arogancji, megalomani i okrucieństwa. Nieskazitelnie białe
skrzydła pozostają już tylko bajeranckie, a aureole dawno temu wylądowały w szkatułkach z ładną biżuterią, jeśli w ogóle ktoś kiedyś takowy artefakt posiadał.
W bardzo dużym skrócie tak
właśnie wygląda świat aniołów w powieści Mai Lidii Kossakowskiej Siewca Wiatru. Główny bohater, Daimon
Frey, bierze udział w bitwie między Aniołami Zniszczenia a armiami z
Otchłani. Jego oddziały bardzo słabną i wydaje się, że los bitwy jest już
przesądzony na korzyść przeciwnika. Frey dostrzega drogę wyjścia, jednak wymaga
to świętokradztwa. Daimon, jak to Daimon, przejmuje się tym tylko trochę, co i
tak nie przeszkadza mu w wykradzeniu najświętszego artefaktu, dzięki mocy
którego aniołom udaje się zwyciężyć. Nie zostaje jednak obwołany bohaterem.
Zamiast tego Jaldabaot skazuje go na śmierć za dopuszczenie się profanacji.
Egzekucja zostaje wykonana, jednak wtedy interweniuje sam Bóg. Przywraca
Daimonowi życie, czyniąc go Aniołem Zagłady — Abaddonem. Jedynym, który jest w
stanie pokonać nadciągającego antagonistę Boga —Antykreatora. Światłość jednak
z tylko sobie znanych przyczyn odchodzi, zabierając ze sobą jedynie swoich
ulubieńców. Zdezorientowani archaniołowie próbują przejąć Jej obowiązki i nie
dopuścić do tego, by ktokolwiek poza nimi się o tym dowiedział.
Muszę przyznać, że Maja Lidia
Kossakowska to jak dotąd jedna z moich ulubionych przedstawicielek twórców
polskiej fantastyki. Uniwersum Siewcy
Wiatru da się dopasować chyba do każdego innego, ale moim zdaniem nie jest
to wada. Przede wszystkim z tej książki da się wyraźnie wyczytać krytykę
skierowaną do współczesnego świata. Autorka trafnie zauważa nasze ludzkie
przywary oraz problemy współczesności i zgrabnie przenosi je do świata swoich
pierzastych bohaterów. Przy okazji wykazuje się ogromną wiedzą na temat mitów z
całego świata, a wiele postaci w nich występujących przerzuca do swojej
książki, zawsze jednak przekształcając je jakoś po swojemu i urozmaicając
w ten sposób jej uniwersum. W Siewcy
Wiatru jednak najwyraźniej możemy dostrzec ogromną wiedzę Kossakowskiej na
temat bytów anielskich. Chociaż dokonuje oczywistej dekonstrukcji wizerunku
tych postaci, opiera się na informacjach i podaniach funkcjonujących poza
Biblią, o których przeciętny człowiek zazwyczaj nie ma pojęcia. Uniwersum Siewcy Wiatru jest szczegółowe i spójne.
Może nie należy do szczególnie oryginalnych, ale zostało skonstruowane naprawdę
porządnie i moim zdaniem w tej kwestii trudno się do czegokolwiek przyczepić.
Książka ma całkiem spore rozmiary.
Chociaż to, że Fabryka Słów lubi „pompować” wydawane przez siebie egzemplarze
to żadna tajemnica, Siewca Wiatru
wcale nie jest cienką broszurką. Moim zdaniem ma słuszną grubość.
Wystarczającą, aby pomieścić powieść o tak epickim rozmachu, ale jej nie
przegadać. Mimo objętości książkę czyta się szybko i przyjemnie dzięki
świetnemu stylowi Kossakowskiej i jakości opowiadanej przez nią historii. Trzeba
zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że nie robi na ogół błędów gramatycznych,
ortograficznych i innych. Z tego co wiem, Fabryka Słów nie robi korekty, jak
twierdzi, z szacunku do pisarza. Weźmy jednak pod uwagę, że Siewca Wiatru to dość dużo tekstu, a ja
natknęłam się do tej pory tylko na jedną tautologię. Może nie czytałam dość
uważnie, ale to chyba oznacza tylko, że autorka bez trudu potrafi napisać
samodzielnie złożone zdanie. A nie wszyscy to umieją, niestety. Oczywiście,
pierwsze wydanie ukazało się z żenującym bykiem na okładce — podczas gdy obydwa
człony tytułu powinno się pisać wielką literą, ...Wiatru napisano małą. To już jednak wina wydawcy, który słynie
przecież z wielu podobnych wpadek, a nie samej autorki.
Kossakowska pisze w stylu
charakterystycznym dla nikogo innego. W powieści napotkamy pełno ironicznego
poczucia humoru (Lampka!), świetnie poprowadzonych dialogów, a także
barwne, oryginalnie stworzone opisy, które wcale nie nudzą ani nie
przytłaczają swoją szczegółowością. Zwłaszcza sceny batalistyczne w jej
wykonaniu są bardzo dobrze napisane. Kossakowska naprawdę potrafi pisać, czego Siewca Wiatru jest niepodważalnym
dowodem. Bardzo interesującym faktem może być również to, że styl narracji
ogólnie pasuje bardziej do pisarza płci męskiej (co nie powinno dziwić, jeśli
chodzi o utwór pisany z męskiej perspektywy) jednak opisy wyglądu zewnętrznego
bohaterów często podpadają bardziej pod damski punkt widzenia, to znaczy skupiony
w dużym stopniu na kolorystyce. Kossakowska rzadko posługuje się „pospolitymi”
nazwami kolorów, często zaś używa sformułowań takich jak „kobaltowe włosy”. Co ciekawe, to
właśnie opis włosów pojawia się najczęściej w powierzchownym opisie
postaci, tuż obok kolorów, o czym mężczyźni stosunkowo rzadko się rozpisują.
Bohaterowie Siewcy Wiatru są naprawdę świetnie skonstruowani. W książce
właściwie nie występują słabe postaci. Zarówno Daimon, jak i archaniołowie,
Lucyfer i wszystkie postacie drugoplanowe mają swój indywidualny charakter.
Każdy wydaje się tworzony z taką samą dbałością. Autorka wspaniale wczuwa się w
każdego z nich. Można zauważyć to już w samym stylu pisania — chociaż narrator
jest trzecioosobowy, często przemyca dosłowne myśli i sądy bohaterów (bardziej
fachowo nazywa się to mową pozornie zależną). W każdej książce Kossakowskiej
można znaleźć naprawdę wiele takich przykładów, więcej niż w większość narracji
trzecioosobowych. Zapewne wynika to z umiejętności wczucia się w sytuację danej
postaci. Zastanawiam się, na ile świadomie używa takiego zabiegu. W każdym
razie, wszyscy bohaterowie wzbudzają zainteresowanie i chociaż książka dzieli
się na wiele wątków, każdy z nich czyta się przyjemnie właśnie ze względu na
występujące w nich osoby.
Kossakowskiej najbardziej udał
się jednak Daimon Frey. Wydaje się naprawdę dobrze przemyślany. Początkowo
możemy odnieść wrażenie, że jest kimś zupełnie odwrotnym w stosunku do
archetypu anioła. W końcu jest arogancki, zbuntowany, cyniczny i raczej mało
sympatyczny, w dodatku wygląda jak śmierć — ma długie, czarne włosy,
czarne skrzydła, czarne, głęboko osadzone oczy , czarne ubranie i Bóg jeden
wie, co jeszcze ma czarne. Wedle opisów, wydaje się groźny, a zarazem
majestatyczny i silny. Szybko jednak okazuje się, że ma w sobie więcej z anioła
niż większość innych aniołów, którzy może z wyglądu są bliżsi znanemu nam
obrazowi, ale tak naprawdę stali się zepsuci do szpiku kości. Daimon mimo
licznych wad zachował to, co powinno być istotą anielskości. Jest odważny,
szlachetny i co najważniejsze, oddany bez reszty Stwórcy i lojalny wobec
przyjaciół, czego nie da się powiedzieć o wielu innych, którym w głowie tylko
władza i drogie ciuszki.
Bardzo podobała mi się też
koncepcja Lucyfera jako króla „z przypadku”. Przez przyjaciół nazywany Luckiem
lub Lampką, mało ma w sobie z przerażającego króla piekieł. Lucek rządzi
nieudolnie, pozwala poddanym wejść sobie na głowę, musi wiecznie tłumić ich
bunty (o ironio!). Zmuszony do rządzenia Otchłanią polega prawie całkowicie na
pomocy demona Asmodeusza, bo nie ma dość pewności siebie, aby podjąć samodzielną,
decydującą o losach królestwa, decyzję. W dodatku zdaje się żałować
swojego buntu przeciwko reszcie aniołów i obecnej sytuacji. Kto wpadłby na coś
takiego?
Kossakowska ciekawie
skonstruowała też archaniołów. Każdy ma swój własny charakter, ale wszyscy są
tak samo bezradni w obliczu nieobecności Boga. To zgrana, sympatyczna paczka
kumpli, którzy czasami kojarzyli mi się z zarządem jakiejś korporacji. Gabriel
to zapracowany, trochę sfrustrowany i zestresowany regent Królestwa, Michał to
typowy żołnierzyk z przerostem mięśni nad mózgiem, ale za to szlachetny; Razjel
to dostojny choć lekko znerwicowany inteligent, mag, ten najbardziej oczytany i
wykształcony. Zabawne jest to, że Kossakowska posłużyła się typowymi
wyobrażeniami odnoszącymi się do sprawowanych przez nich funkcji i przełożyła
je zarazem na dzisiejszy język, czyniąc te postacie nie przerysowanymi, lecz
autentycznymi.
Z jakiegoś powodu bardzo podobał
mi się też wątek Drago Gamerina. Nie pamiętam już jednak, co mnie tak
zainteresowało w tej postaci. Nie jestem pewna, czy w ogóle wcześniej to
wiedziałam. Po prostu ta kreacja do mnie przemówiła.
Mimo, że świat i postacie Siewcy Wiatru wydają się być
wielopoziomowe, skomplikowane i niedoskonałe, powieść trzyma się mimo
wszystko typowego modelu walki dobra ze złem. Aniołom często brakuje ważnych
cnót, a Głębianie to nie zawsze przepełnione grzechem kreatury. Możemy zatem
zauważyć wyraźnie postawioną tezę, iż dobro i zło istnieją, jednak każdy ma w
sobie trochę tego i tego i tylko od nas zależy, czy będziemy się rozwijać czy
cofać. Z drugiej strony niedoskonałość i niejednoznaczność bohaterów
sprawia, że są oni autentyczni i bliscy każdemu czytelnikowi. Można też
odczytać to jako założenie, że nikt nie jest z natury zły.
Kolejnym atutem Siewcy Wiatru jest indeks zamieszczony w
egzemplarzach. Autorka zawarła tam informacje o wszystkich postaciach oraz obiektach
biblijnych i mitologicznych, którymi się inspirowała.
Muszę też przyznać duży plus za
spójność powieści. Tworzy ją wiele różnych wątków, które w jakiś sposób są
ze sobą powiązane, jednak autorka nie gubi się w całym tym gąszczu, co tylko
potwierdza jej warsztat.
Powieść Kossakowskiej bardzo
dobrze oddaje nasze realia. Opowiada przez otoczkę fantastyki o prawdziwych
problemach — chorobliwej pogoni za władzą i pieniędzmi, zatraceniu wartości,
zakłamaniu i hipokryzji rządzących. Bardzo lubię, gdy fantastyka daje możliwość
odniesienia się do doświadczeń i sytuacji czytelnika.
Siewca Wiatru nie jest też w żaden sposób obrazoburczy. Niektórzy
mogą poczuć się tym zawiedzeni, ale moim zdaniem wcale nie musi taki być. Celem
tej powieści nie jest prowokacja, ale ujęcie rzeczywistych problemów w
fantastyczną metaforę. Aniołowie Kossakowskiej są dokładnie tacy jak ludzie — z
jednej strony silni, zdolni do wielkich czynów, inteligentni. Z drugiej czują
się zagubieni, bezradni i bezsilni. Krwawią, potrzebują powietrza, snu i
pożywienia. Mają i ogromną siłę i słabości. Czy ten opis nie pasuje
również do ludzi?
Siewca Wiatru jest dosyć znaną powieścią, jednak jeśli jeszcze nie
mieliście okazji przeczytać, gorąco zachęcam. To moim zdaniem naprawdę udana,
porządna książka, w dodatku polska. A ostatnio dość trudno natknąć się na
przynajmniej przyzwoitą fantastykę z Polski. Z tego co wiem, została
przetłumaczona na co najmniej kilka języków. Ja się świetnie bawiłam podczas
lektury. Był czas, żeby się pośmiać i żeby przeżyć przygodę, no a po lekturze
oczywiście żeby pomyśleć. Przyznam, że dobrze kojarzy mi się również z tego
powodu, że między innymi dzięki pracy na jej temat udało mi się zaliczyć
pierwszy rok studiów. Polecam każdemu fanowi dobrej fantasy i dobrej prozy
popartej wykształceniem autora.
Isleen
Dziękuję że przypomniałaś mi ten tytuł :) Asmodeusz był prześmieszny. Tak samo jak Lampka. Michał okrutnie mnie irytował. Co do recenzji twój wstęp w następnym wydaniu powinien znaleźć się na tyle okładki. I opis "czarności" Daimona - bravo! Płakałam ze śmiechu :) zastanawia mnie tylko (chyba znam odpowiedź ale chce ją usłyszeć) czemu pominęłaś nieliczne aż ciekawe postaci kobiece?
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie :) Czemu pominęłam kobiety? Szczerze mówiąc sama nie wiem. Tych postaci jest tam tyle, że zdecydowałam się opisać tylko kilka z tych, które najbardziej mi się podobały. No i kobiety zmieszały mi się gdzieś w całym tym gąszczu wszystkich innych ciekawych postaci, więc nawet o nich nie pomyślałam.
UsuńCzuj się usprawiedliwiona :D
Usuń